Myślę, że większość kobiet wyobrażała sobie choć raz, jak to jest żyć za zasłoną. Wielokrotnie zastanawiałam się, jak wygląda świat, gdy się go ogląda przez materiał, gdy cały czas jest się ukrytą za zwojami ciężkiego materiału. Nigdy jednak nie myślałam o tym, jak to jest być dorastającym chłopcem w świecie, w którym kobiet nie ma, są jedynie czarnym cieniem. Jak czuje się chłopak, który marzy o miłości, a nie może zobaczyć nawet kawałka skóry kobiety? W zakazanych książkach, przemycanych zza granicy, czyta o kobiecych włosach rozwianych na wietrze, nigdy jednak nie będzie ich mógł zobaczyć. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, jako że to kobietom automatycznie współczujemy, gdy mowa jest o Arabii Saudyjskiej, najbardziej ortodoksyjnym chyba kraju islamskiego świata. Addonia Sulaiman otworzył mi oczy, opowiadając historię tak nieprawdopodobną, że potraktowałabym ją jako fantazję, gdyby nie to, że autor naprawdę wie, o czym pisze. Urodzony w Erytrei Sulaiman dzieciństwo spędził w obozie dla uchodźców w Sudanie, zaś jako nastolatek mieszkał i uczył się w Arabii Saudyjskiej, w mieście Dżidda, w którym toczy się akcja jego niezwykłej debiutanckiej powieści.
Naser, bohater książki „Miłość i jej następstwa”, dzieli sporo cech autora. Jest Erytrejczykiem, który w wieku lat dziesięciu musiał uciekać ze swojego ogarniętego wojną kraju. Wraz z młodszym bratem został zabrany do Arabii Saudyjskiej przez wuja, nie przestał jednak tęsknić za matką, a ponieważ w Erytrei odebrał zdecydowanie liberalne wychowanie, dość krytycznie podchodzi do ścisłych zasad obowiązujących w saudyjskim społeczeństwie. Jako że nie potrafi zaakceptować surowych reguł, zostaje porzucony przez wuja i brata i jest zdany na samego siebie. Samotny, tęskni za matką i marzy o tym, co nieprawdopodobne – o dziewczynie, która jego samotność rozproszy. Jest to całkiem niemożliwe, ponieważ dziewczęta są od niego całkowicie oddzielone – w autobusie są oddzielone ścianą, po ulicy chodzą szybkim krokiem zawinięte w abaje i kwefy, uczą się w oddzielnych szkołach, modlą w domu. Są jednak wśród nich dziewczęta odważne, gotowe zaryzykować, aby ich marzenie o miłości się spełniło. I oto pewnego upalnego dnia, gdy Naser zabija czas leżąc pod palmą na ulicy, jedna z takich dziewcząt rzuca mu pod nogi zmiętą karteczkę.
W ten sposób zaczyna się prawdziwy dworski romans, toczący się wedle wszelkich prawideł miłości dworskiej (courtly love). Średniowieczny gatunek jest zresztą jak najbardziej adekwatny do opisania społeczeństwa rządzącego się średniowiecznymi prawami. Inicjatywa leży po stronie dziewczyny. To ona upuszcza liściki dla Nasera obok kosza na śmieci, on może je jedynie podnosić, nie może jej jednak odpisać – podniesienie kartki z ulicy byłoby dla niej zbyt niebezpieczne! Jak w ogóle rozpoznać swoją ukochaną na ulicy, gdy wszystkie kobiety wyglądają identycznie? Jak zamienić kilka słów, gdy każdy krok śledzi policja religijna, zaś karą za jakikolwiek kontakt jest w najlepszym razie publiczna chłosta? Dziewczęta z Dżiddy były jednak niezwykle pomysłowe!
Opowieść Addonii Sulaimana zapiera dech. Kibicujemy Naserowi i jego ukochanej, jednocześnie nie wierząc, że cokolwiek może im się udać. Ich odwaga i wola walki są zdumiewające, podobnie jak naiwna wiara, że może się udać – że musi się udać. Przywracają wiarę.
Drugim mocnym atutem tej książki jest to, jak odmalowuje ona świat dla nas niedostępny. Arabia Saudyjska lat osiemdziesiątych jest przedstawiona bardzo realistycznie i sugestywnie, i jest to obraz, jakiego wcześniej nie spotkałam – odmalowany oczami młodego mężczyzny, który kwestionuje system, w którym przyszło mu żyć. Mężczyzny bardzo podobnego do moich kolegów z dzieciństwa, które także przypadało na lata osiemdziesiąte, a któremu przyszło żyć w świecie jakże innym od naszego.
Znakomita książka, okno na inny świat, a jednocześnie wciągająca historia miłosna.
Moja ocena: 5/6
No Comments