Książka „A Concise Chinese-English Dictionary for Lovers” Xiaolu Guo stała na mojej półce już od dawna. Przypomniałam sobie o niej, gdy zobaczyłam, że ukazało się polskie tłumaczenie i stwierdziłam, że najwyższy czas się za nią zabrać. Jest to historia młodziutkiej Chinki, Zhuang, która wyjeżdża na rok do Londynu, aby nauczyć się angielskiego. Dla pochodzącej ze wsi dziewczyny jest to wielki krok, a szybko okaże się, że w Anglii nie tylko zostanie skonfrontowana z obcym językiem i kulturą, ale także przejdzie inicjację seksualną i uczuciową. Wiąże się ze starszym o 20 lat Anglikiem, artystą-rzeźbiarzem, nieco cynicznym i znudzonym życiem byłym anarchistą. Jej opowieść to nie tylko obraz zderzenia kultur Wschodu i Zachodu – Zhuang jest ucieleśnieniem niewinności jeśli chodzi o związki damsko-męskie, jest prawdziwą tabula rasa, którą jej partner próbuje zapisać po swojemu. Różnice między nimi są jednak zbyt fundamentalne, a świeżość Zhuang obnaża słabość naszej zachodniej wizji życia. Smutna to historia i prosta, powiedziałabym, że nawet zbyt prosta i oczywista, nużąca przez swoją przewidywalność, jako że od początku wiemy, jak się to wszystko skończy.
Czytelnicy anglojęzyczni zachwycili się ironicznym spojrzeniem Xiaolu Guo na swój język. Jej analizy angielskich czasów, zadziwienie nad seksizmem tego języka na pewno mogą bawić. Nieporadny gramatycznie styl, który wprawdzie stopniowo poprawia się, w miarę jak Zhuang poszerza swoją znajomość języka, ale i tak do końca książki pozostaje raczej prosty i zawiera sporo błędów, na pewno może rozbawiać. Prawdopodobnie mnie także bawiłby bardziej, gdyby nie to, że taki styl widuję na codzień w pracach moich studentów. Nielogiczności angielskiego nie są obce nikomu, kto sie tego języka uczył i na pewno mniej bawią czytelnika obcojęzycznego.
Oto próbka początkowego stylu Zhuang:
But I at neither time zone. I on airplane. Sitting on 25,000 km above to earth and trying to remember all English I learning in school.
I not met you yet. You in future.
Nieznajomość języka prowadzi do wielu nieporozumień. Gdy Zhuang poznaje swojego ukochanego, pyta, czy może zobaczyć jego mieszkanie. Gdy on odpowiada „Be my guest”, ona traktuje to dosłownie i wprowadza się. Nie rozumie pojęcia prywatności, w jej świecie kochankowie dzielą się każdą myślą. Jest urażona, gdy partner proponuje jej kiedyś, by zapłaciła za siebie – w Chinach mężczyzna utrzymuje swoją kobietę.
Spojrzenie prostej dziewczyny na nasz świat jest momentami bardzo ciekawe, często jednak nużące i dość uproszczone. Akcja rozwija się wolno, a gdy życie angielskie staje się dla Zhuang zwyczajne, autorka wysyła ją w podróż po Europie, jak gdyby chcąc przedłużyć tę fazę zadziwienia światem – niestety mnie ten zabieg raczej znudził.
Nie jest to więc nic szczególnego, przyjemna, chwilami zabawna, chwilami nudna opowiastka o niemożności porozumienia, o świecie, który wciąż pełen jest różnic, o pierwszej miłości, która się nie może skończyć dobrze. Najbardziej ciekawa jestem, jak poradziła sobie z tą książką tłumaczka, chyba przejrzę ją kiedyś w księgarni, żeby się przekonać.
Moja ocena: 4/6
Przypominam o konkursie poniżej!:)
No Comments