Okazało się, że weekendowy wyjazd, a raczej miejsce tegoż wyjazu, nie jest pozbawione literackich konotacji. Choć byłam tam już kilkakrotnie, nie wiedziałam, że w tym zagubionym w lesie domu mieszkał przez wiele lat jeden z dość znanych pisarzy – Eugeniusz Paukszta. Właściciele w ostatnich latach dom odnowili, a przy okazji powiesili tablicę pamiątkową.
Znacie książki Paukszty? Ja wiele lat temu czytałam „Gdzie diabeł mówi dobranoc” i pamiętam tylko tyle, że bardzo mi się podobało. Chętnie sięgnę po nią jeszcze raz, mam nadzieję, że jeszcze gdzieś u rodziców ją znajdę. Chciałabym przeczytać też „Wiatrołomy”, skoro opowiadają o tym magicznym miejscu. A może coś mi tego autora polecicie?
Poza tym weekend minął absolutnie nie książkowo. Prawie nie wyjmowałam książki, gdyż nie było kiedy. Zajmowaliśmy się głównie zdjęciami, spacerami, no i oczywiście tym:
Grzyb może mało okazały, ale za to było ich mnóstwo, no i najprzeróżniejsze gatunki, których w wielkopolskich lasach zwykle jest niewiele. Tylko kto teraz ten nasz plon przerobi?;) Przecież w domu książki znowu kuszą i od pracy odrywają – muszę przecież skończyć wreszcie „Grecki skarb”…
No Comments