Miałam szczery zamiar napisać coś o wyborach, znaleźć jakiś mądry cytat oddający moją radość lub choćby jakiś ciekawy odnośnik literacki, ale dopadła mnie grypa i nie mam siły nawet myśleć. Cytatu więc nie będzie, ale przynajmniej w międzyczasie dokończyłam kolejną książkę, co daje mi promyk nadziei na to, że sterta nieprzeczytanych książek kiedyś choć trochę się zmniejszy.
„Tłumaczka snów” Chitry Banerjee Divakaruni to historia Rakhi, córki hinduskich emigrantów w Stanach. Matka Rakhi jest zawodową tłumaczką snów – śni sny innych ludzi i objaśnia im ich znaczenie. Książka rozpoczyna się od opisu jednego ze snów, wciągając nas od razu w świat na pograniczu rzeczywistości i magii. Tłumaczenie snów więcej niż z magią ma jednak wspólnego z wysiłkiem, wyrzeczeniem i cierpieniem, które dotykają całą rodzinę.
Rakhi od dzieciństwa marzy o Indiach. Wyobraża je sobie jako pełen tajemnic i piękna kraj przodków i marzy o tym, aby dowiedzieć się czegoś więcej o życiu swoich rodziców zanim wyemigrowali oni do Ameryki. Matka nie chce jednak niczego opowiadać, ojciec zaś wydaje się odcinać od córki. Gdy matka Rakhi w tajemniczy sposób ginie w wypadku, córka odnajduje prowadzone przez nią latami dzienniki, które zawierają nie tylko opisy świata z jej snów, ale także historię niezwykłego życia, o której poznaniu Rakhi marzyła przez lata. Wspólna lektura dzienników zbliży do siebie Rakhi i jej ojca oraz pomoże im uporać się z zadawnionymi żalami i urazami.
Książkę czyta się lekko i przyjemnie, wciąga od początku do końca. Jest w niej sporo wdzięku i magii, a i sam temat jest dla mnie interesujący. Szkoda tylko, że autorka pisze mocno egzaltowanym stylem, pełnym kwiecistych porównań. Poza tym może to pewne zmęczenie tematem, ale gdy doszłam znowu do wątku zamachów na WTC, poczułam, ze chwilowo mam dosyć czytania o tym temacie. Akurat w tej książce wydał mi się raczej niepotrzebny, losy bohaterów można było rozwiązać i bez niego. Rodzinna saga zmienia się w społeczny moralitet o tym, jak niedobrze jest wrzucać wszytkich emigrantów do jednego worka i jak ciężki jest los Hindusów w Ameryce po 11 września. Ten temat na pewno jest ważny, ale może niekoniecznie w takiej właśnie powieści.
Tym niemniej mogę polecić „Tłumaczkę snów” z czystym sumieniem jako doskonałe czytadło na dwa wieczory, zwłaszcza, że po tej lekturze jakby więcej zaczęło mi się śnić w nocy…
No Comments