Rzadko sięgam po komiksy, chociaż dawniej bardzo je lubiłam. Mam jednak przyjaciółkę, która się świetnie na komiksach zna i czasem czytuję coś z jej polecenia. Gdy więc niedawno wypatrzyłam w księgarni komiks o tematyce, jakiej raczej nie przegapiam, czym prędzej spytałam ją o opinię. Usłyszałam sporo pozytywów i dostałam komiks do przeczytania. A teraz, po przeczytaniu, kupię go sobie na własność, ponieważ chętnie będę do niego wracać.
Guy Delisle to francuski rysownik, którego żona jest lekarzem i pracuje dla Lekarzy bez Granic. Za jej sprawą oboje trafiają do Birmy. Nadege, żona Guya, pracuje, on zaś zostaje kurą domową, opiekuje się ich małym synkiem Louisem, próbuje rysować komiks dla francuskiego wydawcy, a przede wszystkim stara się poznać Birmę. Swoje doświadczenia, zarówno jako podróżnika w dziwnym kraju, jak i nieco nieporadnego ojca, opowiada w świetnie narysowanych, przezabawnych, krótkich historyjkach. W sumie składają się one na pokaźny, 260-stronicowy komiks, który uczy i bawi. Guy jest uroczy, gdy pcha wózek ze swoim synkiem i dziwi się światu, gdy narzeka, że nic mu się nie mówi, poniewaz inni biali w Birmie pracują w różnych organizacjach pozarządowych, a on jeden tylko siedzi w domu. Pokazuje absurdy świata dyplomatów, którzy nie chcą zrezygnować z żadnych luksusów życia, do którego przywykli i wśród pagód i drutów kolczastych budują korty, baseny i place zabaw, na które wpuszczani są oczywiście tylko swoi. Próbuje zobaczyć dom-więzienie laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi, poznaje miejscowych rysowników i uczy ich animacji, snuje się po ulicach, jeździ na wycieczki do Bangkoku, a wszystko to rysuje zwięźle i bardzo celnie. Przy okazji można dowiedzieć się trochę o życiu w kraju rządzonym przez wojskowy reżim:
Wydarzenie niezbyt zabawne, zwłaszcza dla zainteresowanych, ale jak tu nie parsknąć śmiechem, gdy na następnej stronie czytamy, że nazwa nowej stolicy jest tajna!
Guy pokazuje sporo zabawnych, nieco absurdalnych aspektów życia w Birmie (tym razem obrazek lepszej jakości, bo ze strony wydawcy).
Jednak siła tego komiksu leży nie w jego spostrzegawczości, ale w tym, że to bardzo osobiste spojrzenie na Birmę, a przez to bardziej interesujące od wielu relacji, które wprawdzie trafnie opisują ten nieszczęśliwy kraj, ale nie robią tego w sposób tak subiektywny, a zarazem wiarygodny. Byłam zdziwiona, jak wiele o obcym kraju mozna opowiedzieć rysunkiem, i to tak prostym. W sumie nie wiem, czemu się tak dziwię, akurat ja, która wierzę w siłę zdjęć.
Guy Delisle był również w Korei Północnej i w Chinach, tym razem nie jako towarzysz swojej żony, ale jako pracownik wytwórni filmów animowanych. Z przyjemnością sięgnę po komiksy o tych podróżach. „Phenian” został wydany w Polsce, mam nadzieję, że i „Shenzen” doczeka się polskiego tłumaczenia.
Jeśli interesuje Was Birma, albo po prostu chcecie trochę się pośmiać, a przy okazji dowiedzieć czegoś nowego o mało znanym kawałku świata, polecam Wam „Kroniki birmańskie”!
No Comments