dzielnica fikcji

Michel Faber "Księga dziwnych nowych rzeczy" – Nigdy do teraz

12 listopada 2015

Tegoroczna jesień obfituje w zachwycające przygody literackie. Wybór najlepszej książki roku będzie tym razem prawdziwym wyzwaniem, oto bowiem kolejny pisarz wraca po latach milczenia z rzadkim prezentem – książką inną, zaskakującą i świeżą.

Michela Fabera pokochałam, wraz z milionami innych czytelników, kiedy trzynaście lat temu przeczytałam „Szkarłatny płatek i biały” – olśniewającą wycieczkę do wiktoriańskiej Anglii, będącą zarazem przenikliwym obrazem losu kobiet w tej trudnej, choć uwielbianej przez czytelników epoce. Mieszkający w Szkocji, wychowany w Australii, a urodzony w Holandii pisarz nie tylko odcina się od przynależności do jakiegokolwiek narodu, ale także nie ulega presji wydawców i pisze w swoim tempie, powoli, często przez wiele lat. Od czasów „Szkarłatnego płatka i białego” wydał tylko dwa zbiory opowiadań i niewielką powieść, będącą częścią ogólnoświatowego projektu Mity. „Księgę dziwnych nowych rzeczy” pisał przez wiele lat, w tym trudniejszych warunkach, że w międzyczasie na raka zachorowała jego ukochana żona. To ona motywowała go do pisania, kiedy trudno było mu znaleźć czas i energię. Udało się – zdążyła przeczytać i skomentować rękopis. Faber twierdzi, że to jego ostatnia powieść. Jeśli faktycznie tak będzie, choć mam wielką nadzieję, że jednak za jakiś czas zmieni zdanie, bądźmy wdzięczni za książkę, którą podarował nam jako ostatnią.

Powinnam was ostrzec – sam autor stwierdził w wywiadzie dla magazynu Książki, że „idealnie byłoby, gdyby czytelnik, przystępując do lektury, nic o mojej powieści nie wiedział”. Przeczytałam gdzieś podobne stwierdzenie, zanim jeszcze książka się na polskim rynku ukazała i postanowiłam, że tak właśnie zrobię. Wiedziałam, że i tak przeczytam tę książkę, niezależnie od wszystkich recenzji, dlatego nie czytałam nic na jej temat, choć i tak mimochodem zapoznałam się gdzieś z zarysem fabuły. Po lekturze nie jestem jednak przekonana, że taka ostrożność była konieczna. To nie jest książka, której siła leży w niespodziewanych zwrotach akcji czy zaskoczeniach. Moim zdaniem możecie spokojnie czytać dalej, jeśli jednak chcecie posłuchać autora, a jesteście już przekonani, że po „Księgę dziwnych nowych rzeczy” sięgniecie, może powinniście w tym miejscu przerwać lekturę i wrócić tu po przeczytaniu książki.

Przeczytać ją bowiem trzeba, „Księga dziwnych nowych rzeczy” jest bowiem piękną i mądrą opowieścią, prostą, a zarazem niezwykle bogatą w znaczenia.

Podobnie jak w swojej pierwszej powieści „Pod skórą” Faber sięga po elementy literatury science fiction. Głównym bohaterem jest Peter, chrześcijański pastor, który staje przed wyjątkową szansą i wyzwaniem. Udaje mu się przejść przez rekrutacyjne sito tajemniczej korporacji i zostaje zatrudniony na stanowisku „Pastor (religia chrześcijańska) rdzennej ludności”. Nie będzie jednak nawracał amazońskich Indian czy innych ziemskich plemion. Peter jedzie na misję na obcą planetę.

Na Ziemi musi zostać ukochana żona Petera, Bea. To ona kiedyś pomogła mu pokonać uzależnienie od alkoholu i narkotyków i sprowadziła go na drogę wiary, i to ona będzie musiała zająć się ich domem i kotem Joshuą, kiedy on będzie przeżywał najbardziej niesamowitą przygodę swojego życia. Książkę otwiera przejmująca scena ich pożegnania, kiedy to Bea desperacko pragnie jeszcze raz, może po raz ostatni, kochać się ze swoim mężem. Od tego momentu będziemy, czyli niemalże od pierwszej strony, będziemy szczerze przejęci losem Petera, nie tylko ze względu na niego samego, ale ze względu na jego żonę.

Słowa jako źródło nieporozumień

Szybko okaże się, że misja Petera jest nieco inna niż się spodziewał. Nastawił się na trudny pierwszy kontakt, mozolne nawiązywanie relacji i stopniowe zapoznawanie krajowców z wiarą. Okazało się jednak, że nic takiego nie będzie konieczne. Oazjanie są już nawróceni, a Peter nie jest ich pierwszym pastorem. Jednak ta niespodzianka nie znaczy, że praca Petera będzie prosta i przewidywalna. Oazjanie są przecież innym gatunkiem, ich odrębność jest w książce zaznaczona przez ich język, zapisany wymyślonym przez Fabera i niezrozumiałym dla czytelnika alfabetem. Przypominają ludzi, ale ich twarze są jak surowe mięso lub wnętrzności. Nie okazują emocji, a ich kultura jest bardzo rozbudowana i bardzo trudna do zrozumienia.

Peter z zachwytem rzuci się w wir pracy misjonarskiej, jako że obcowanie z tak prostą, silnie wierzącą społecznością jest czymś zupełnie innym, niż jego praca w Anglii. Oazjanie wierzą w słowa Biblii, którą nazywają Księgą dziwnych nowych rzeczy. Jednak czy naprawdę je rozumieją? Na ich planecie nie ma pastwisk i owieczek. Nie mają oczu, nie potrafią więc płakać, jak więc mają zrozumieć Jezusa roniącego łzy? W dodatku nie potrafią wymówić części spółgłosek, Peter przygotowuje więc dla nich parafrazę Biblii, a także własne wersje psalmów, które będą nie tylko bardziej zrozumiałe, ale także łatwiejsze dla nich do wymówienia.

Jak daleko jednak można się posunąć, aby nie zagubić sensu? Czy w ogóle da się porozumieć z kimś, kto nie operuje tymi samymi pojęciami? Nie zna tych samych rzeczy, nie widział ich, nie dzieli naszych doświadczeń?

Te same problemy dotyczą komunikacji Petera z Beą. USIC umożliwia im wymianę listów, których wysyłanie i odbieranie naprawdę dużo kosztuje, choć Peter nie jest tego świadomy. Szybko okazuje się, że same słowa nie wystarczą, by podtrzymać niegdyś naturalną intymność. Oboje doświadczają czegoś tak różnego, że nie są w stanie się zrozumieć. Bea jest przerażonym świadkiem coraz szybciej postępującej zagłady naszej planety. Jej wiara zostaje wystawiona na próbę, kiedy kolejne kataklizmy zmiatają z powierzchni Ziemi całe państwa, zaś Europę zaczyna ogarniać chaos. Zachwycony swoją misją Peter nie potrafi zrozumieć, co się tam dzieje. Jest tak bardzo oddzielony od swojego dawnego świata, że jego zagłada zdaje się go nie dotykać. Jednocześnie nie potrafi dzielić się z Beą radością swojego obcowania z Oazjanami. Brakuje mu słów, które bez trudu odnajduje, gdy głosi kazania. Mąż i żona stają się sobie bardziej obcy niż ziemski pastor i jego kosmiczna trzódka.

Wyjątkowa planeta

Oaza nie jest taka, jak byśmy się spodziewali. Dlaczego mielibyśmy się zresztą czegokolwiek spodziewać? Nie mamy pojęcia, jak mogą wyglądać odległe planety zamieszkane przez obcych. Peter jednak z pewnością nie wyobrażał sobie takiej pustki. Oaza jest praktycznie pustynią, monotonną i w porównaniu z Ziemią zwyczajnie rozczarowującą. Pada tu wprawdzie piękny, złoty deszcz, zresztą motyw ten ozdabia naprawdę ładną okładkę polskiego wydania, jednak trudno znaleźć tu jakieś piękno. Ziemskie rośliny nie chcą ty rosnąć, a całe jedzenie dla ziemskiej bazy produkowane jest przez Oazjan z jednego gatunku kwiatów. Peter jest tak entuzjastycznie nastawiony, że zachwyca go melonowy smak miejscowej wody, nikt jednak nie podziela jego zachwytu.

Tymczasem nasza planeta zaczyna dogorywać. Niszczą ją powodzie i trzęsienia ziemi, będące skutkiem naszej rabunkowej eksploatacji ziemskich zasobów. Żyjemy w miejscu wyjątkowym na skalę kosmiczną, ale nie potrafimy tego docenić i uszanować. USIC stara się nie popełnić błędów na nowej planecie, jednak Oaza nigdy nie stanie się nową ziemią.

Wyznanie wiary czy miłości

Przede wszystkim jednak jest „Księga dziwnych nowych rzeczy” opowieścią o miłości. Nawet wiara nie jest od niej silniejsza, i nie są w stanie jej pokonać trudności w komunikacji czy nawet takie oddalenie, jakiego nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Ostatecznie okazuje się, że to, co braliśmy za międzyplanetarną opowieść o religii i wierze, jest tak naprawdę międzyplanetarną historią miłosną. Mądrą i zastanawiającą.

Tak wiele już napisano, że czasem wydaje się, że wszystko już powiedziano. Fabuły toczą się wokół podobnych schematów, choć oczywiście wszystko można opowiedzieć po swojemu, w wyjątkowy sposób. Dawno nie czytałam jednak opowieści takiej jak ta, którą snuje Faber. Kiedy Peter spotyka się po raz pierwszy z mieszkańcami obcej planety, jeden z nich wita go słowami: „Ty i ja, nigdy do teraz”, oznaczającymi, że nigdy wcześniej się nie spotkali. Jeśli chciałabym porównać „Księgę dziwnych nowych rzeczy” do czegoś, co już czytałam, musiałabym się poddać i użyć tych samych słów. Ty i ja, nigdy do teraz.

 
Moja ocena: 6/6
 
Michel Faber "Księga dziwnych nowych rzeczy"
Tłum. Tomasz Kłoszewski (znakomite!)
Wyd. W. A. B. 2015

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply