zaułek kryminalny

Morderstwo w Road Hill House czyli jak powstawała powieść detektywistyczna

21 lutego 2009

   29 lipca 1860 roku w wiejskim domu rodziny Kent kilkanaście osób ułożyło się spokojnie do snu. Rankiem okazało się, że synek pana domu, Samuela Kenta i jego drugiej żony, Mary Kent, liczący sobie 3 lata i 10 miesięcy Saville, zniknął ze swojego łóżeczka. Po kilku godzinach poszukiwań straszna prawda wyszła na jaw – ciało chłopca, z poderżniętym gardłem i kłuta raną klatki, było ukryty w toalecie dla służby.

Parterowe okno było uchylone, a Samuel Kent miał sporo wrogów, którzy mogli chcieć skrzywdzić jego rodzinę, szybko jednak okazało się, że okno otworzyć można było tylko od wewnątrz, a podejrzanego trzeba szukać wśród osób, które były w domu w tę feralną noc. Wśród nich była czwórka dzieci z pierwszego małżeństwa Kenta: dwie dorosłe córki (Mary Ann i Elizabeth) śpiące razem w jednym pokoju, dwójka nastolatków (czternastoletni William i szesnastoletnia Constance), każde w swoim pokoju, niania śpiąca z zamordowanym Savillem i jego roczną siostrzyczką, pięcioletnia Mary Amelia śpiąca z rodzicami, oraz dwie służące – pokojówka i kucharka. Ktoś z nich musiał być mordercą.

Nie jest to początek powieści kryminalnej, ale prawdziwa historia, która przerodziła się w najgłośniejszą zbrodnię epoki wiktoriańskiej i zainspirowała pisarzy takich jak Wilkie Collins, Charles Dickens i Mary Elizabeth Braddon do napisania książek początkujących tradycję angielskiej powieści detektywistycznej, a Jonathan Whicher, należący do grupy pierwszych inspektorów Scotland Yardu, który dwa tygodnie po morderstwie został wezwany na pomoc, stał się pierwszym powszechnie znanym detektywem.

Zadanie Whichera było bardzo trudne. W ciągu pierwszych dwóch tygodni spora część śladów została zatarta, albo przez sprawców, albo przez miejscową policję. W epoce wiktoriańskiej dom był jak twierdza, naruszenie jego prywatności było czymś niewyobrażalnym. Z tego powodu miejscowi śledczy przesłuchali służbę, mieszkańców wioski, jednak członków rodziny Kent zostawili w spokoju. W dodatku chcąc chronić rodzinę przed dalszymi nieprzyjemnościami, a nie dopuszczając do siebie myśli, że winny może być wśród nich, w dobrej wierze ukryli kilka ważnych tropów. Detektyw Whicher brutalnie wtargnął w najświętsze miejsce, odkopując sekrety rodzinne Kentów, wystawiając ich największy skarb – prywatność, na widok publiczny. Tym samym jego dochodzenie stało się równie szokujące jak sama zbrodnia, a cała sprawa stała się swoistym symbolem zagrożeń, które praca detektywa stanowi dla całego społeczeństwa wiktoriańskiego, obnażając tym samym jego kruchość.

Kate Summerscale dokonała w swojej książce rzeczy niezwykłej – udało jej się połączyć drobiazgowe, rzetelne śledztwo historyczne z konwencją tradycyjnej powieści detektywistycznej. Historia przez nią przedstawiona to tradycyjna zagadka intelektualna, którą czytelnik rozwiązuje wraz z detektywem. Mamy tu trzęsienie ziemi w postaci brutalnego morderstwa na początku, potem zaś hipotezy, podejrzenia, plany domu, mapy, przesłuchania, tajemnicze tropy. Niektóre ślady wykryte przez Whichera na stałe weszły do repertuaru powieści detektywistycznych – poplamiona krwią zaginiona koszula nocna, strzępy zakrwawionego materiału, tajemnicze narzędzie zbrodni, którego nie można dopasować do żadnego ostrego przedmiotu znajdującego się w domu. Wszystko to powoduje, że książkę czytamy z zapartym tchem.

Zagadka nie jest łatwa. Whicher jest przekonany, że zna mordercę, jednak nie jest w stanie znaleźć przekonywujących dowodów. Każdy jego ruch jest roztrząsany we wszystkich gazetach, w każdym angielskim domu toczono dyskusje na temat winy i niewinności poszczególnych członków rodziny Kentów. Gdy jednak w końcu morderca przyznaje się do zbrodni, wciąż nie wszystko się zgadza. Bieg wydarzeń wydaje się wciąż mało wiarygodny, z tym większym napięciem zmierzamy do końca książki, aby przekonać się, czy prawie 150 lat później uda się wreszcie rozwiązać zagadkę.

Kate Summerscale nikogo nie osądza, zaś wszystkim postaciom nadaje bardzo ludzki wymiar. Jednocześnie jednak pokazuje, że mordercą mógł być każdy – mury domu, który miał być twierdzą chroniąca mieszkańców przed zagrożeniami świata zewnętrznego, chronią „tajemnicę, która pochodzi z wewnątrz”. Jej książka zaś rzuca nowe światło na społeczeństwo wiktoriańskie, na postać detektywa w literaturze angielskiej, na wielkie angielskie powieści dziewiętnastowieczne, sama będąc jednocześnie pasjonującym, świetnie napisanym przykładem powieści, której początki analizuje. Nagroda Samuel Johnson Prize for Fiction i kilka innych wyróżnień są tylko powierdzeniem. Pozycja obowiązkowa dla miłośników kryminałów toczących się na angielskiej prowincji, dla wielbicieli staroświeckich detektywów i dla fanów epoki wiktoriańskiej. Mam nadzieję, że szybko znajdzie się wydawca, który zdecyduje się opublikować tę książkę po polsku, jestem przekonana, że znalazłaby u nas wielu czytelników.

 Moja ocena: 5/6

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply