Kilka dni temu kurier przyniósł mi spóźniony prezent gwiazdkowy. Prezent, który wywoła zapewne więcej kontrowersji niż rajstopy;) Dostałam bowiem, na zamówienie zresztą, Kindle, czyli czytnik książek elektronicznych.
Kiedy Kindle pojawił się na rynku kilka lat temu, pomyślałam wtedy, podobnie jak zapewne większość z was, że to zdecydowanie nie dla mnie i że nigdy nie zdradzę książki papierowej. Przyznam jednak, że bardzo szybko zaczęło we mnie kiełkować podejrzenie, że taki zagorzały mól książkowy jak ja prędzej czy później zapragnie mieć ten, było nie było, książkowy gadżet. Ale dopiero kiedy zaczęłam czytać hurtowo osiemnastowieczne powieści dostępne tylko w nielicznych bibliotekach za granicą, za to bez problemu osiągalne w formie ebooka (zazwyczaj w formacie pdf), zaczęłam poważnie myśleć o czytniku. Przeczytanie tysiącstronicowej powieści na monitorze laptopa jest poważnym wyzwaniem, a ja takich powieści mam na dysku kilkanaście. Nagle Kindle z ciekawostki, do której zaczęłam się powoli przekonywać, stał się obiektem pożądania.
Długo to trwało, zanim zdecydowałam, jaki ostatecznie czytnik wybiorę. Potem Amazon wstrzymał wysyłkę międzynarodową na kilka tygodni, aż wreszcie doczekałam się, a teraz będę powoli sprawdzać, na ile taka forma lektury przypadnie mi do gustu.
Na początek wrzuciłam na swojego Kindle’a wszystkie darmowe książki, które miałam na dysku – otwierają się bez problemu, nawet te w PDFach. Mogę teraz wygodnie i nie męcząc oczu przeczytać trzy tomy listów Fanny Burney, ponad tysiąc stron anonimowej powieści osiemnastowiecznej „Wreaths of Friendship” czy kolejne powieści Sary Burney. Z lekkimi obawami sprawdziłam następnie, jak wygląda kupowanie książek bezpośrednio na Kindle’a z Amazon. No cóż, obawa była jak najbardziej uzasadniona, ponieważ jest ono zdecydowanie zbyt łatwe! Z mojego punktu widzenia to kolejny wielki plus czytnika (a zarazem minus z punktu widzenia moich finansów). Załóżmy bowiem, że chciałabym przeczytać całą szóstkę finalistów nagrody Bookera przed ogłoszeniem zwycięzcy (zdarzały mi się już takie utopijne plany). Jest na to zazwyczaj tylko miesiąc. Powiedzmy, że zaraz po poznaniu listy finalistów składam zamówienie w Amazon lub Book Depository – na przesyłkę i tak poczekam co najmniej kilka dni, a czasem nawet ponad tydzień. Z miesiąca robią się niecałe trzy tygodnie, czasem mniej. Na Kindle’u całą szóstkę mogłabym mieć w kilkanaście sekund, i to zdecydowanie taniej. To samo dotyczy różnych innych książek, które nagle ma się ochotę przeczytać. W przypadku polskich książek zdarza mi się jechać specjalnie do księgarni nawet w weekend, gdy akurat poczuję potrzebę zaczęcia jakiejś lektury natychmiast, i zawsze było mi żal, że na książki z Anglii muszę tyle czekać.
Przejrzawszy listę nowości, kliknęłam kategorię Classics i nagle poczułam się jak dziecko w sklepie z zabawkami! Czego tu nie ma! Na początek kupiłam dzieła zebrane Jane Austen za 0,49£. Do wyboru jest także zbiór pięćdziesięciu powieści Anthony’ego Trollope’a za 3,44£, cały Dickens za 1,72£, trzydzieści książek Daniela Defoe za 0,72£ i mnóstwo innych w podobnych cenach lub całkiem za darmo. Pełen tekst dzienników Pepysa, którego nigdy nie odważyłam się kupić, bo zająłby mi cały limit kilogramów w bagażu.
Następnie zajrzałam na strony z darmowymi książkami, polecane przez Amazon. Na Project Gutenberg, archive.org, Open Library i kilku innych stronach można znaleźć prawdziwe skarby. Bardzo się powstrzymywałam, chociaż już widzę, że wkrótce na Kindle’u będę miała wirtualny „stosik” nieprzeczytanych książek równie pokaźny jak ten leżący przy łóżku. Ściągnęłam sobie jednak kilka intrygujących tytułów, o których nigdy nie słyszałam: „A Woman who went to Alaska” May Kellog Sullivan (pamiętnik kobiety, która samotnie wyruszyła na Alaskę w czasach gorączki złota na początku dwudziestego wieku), „Journal of a Young Lady of Virginia” z 1782 roku, „Glimpses of Bengal” (fragmenty dziennika Rabindranath Tagore), oraz kilka dość starych powieści polecanych na różnych czytanych przeze mnie blogach angielskich.
Czytanie na Kindle’u jest przyjemne. Ekran nie świeci, przypomina papier, można więc czytać godzinami nie męcząc oczu. Czytnik jest lekki i wygodnie trzyma się go nawet w jednej ręce, łatwo go też na czymś podeprzeć i czytać w ogóle bez udziału rąk. Na razie jestem wprawdzie cały czas świadoma, że czytam inaczej, ale sądzę, że gdy się wciągnę w jakąś książkę, przestanę zwracać uwagę na nośnik.
Oczywiście czytnik nie zastąpi papierowej książki. Nie mam co do tego obaw, dlatego na pierwszym zdjęciu celowo umieściłam Kindle obok „Nie myśl, że książki znikną”. Nadal będę kupowała książki głównie na papierze. Takie książki jednak, które normalnie wolałabym wypożyczyć z biblioteki, bo po prostu wiem, że nie będę chciała ich mieć na zawsze na półce, lub te, których po prostu nie można nigdzie zdobyć, idealnie nadają się na czytnik. A najlepiej byłoby mieć książki w podwójnej wersji, tak aby w domu czytać je w formie tradycyjnej, ale w podróży mieć je zawsze przy sobie na małym i lekkim urządzeniu.
Na pewno będę się jeszcze dzielić refleksjami na temat użytkowania Kindle’a, ale podsumuję to, co do tej pory stwierdziłam, zwłaszcza, że sama dość długo szukałam takich informacji w sieci:
Jaki czytnik:
Na rynku dostępnych jest ich już sporo. Dlaczego właśnie Kindle? Po pierwsze, bo kupuję sporo książek po angielsku. Po drugie – jest najtańszy. Czytnik OYO wypuszczony niedawno przez Empik, który pozwala kupować książki bezpośrednio z empik. com, więc teoretycznie powinien być atrakcyjną propozycją na naszym rynku, kosztuje 649 zł. Kindle w porównywalnej wersji (z WiFi), kosztuje 139$ plus 20$ za przesyłkę, czyli ok. 460 zł.
Kindle dostępny jest w trzech wersjach: Kindle 3G, Kindle WiFi i Kindle DX. Kindle DX jest największy i przez to najdroższy, Kindle WiFi i Kindle 3G mają tę samą wielkość i różnią się tylko sposobem łączenia z Internetem. Wersja z 3G łączy się z Internetem za pomocą sieci komórkowych, bez żadnych opłat, po prostu nasz czytnik jest podłączony do netu wszędzie tam, gdzie sięga zasięg komórek. Taki czytnik jest droższy o 50$. Wersja WiFi łączy się z netem tylko za pośrednictwem sieci bezprzewodowych. Zdecydowałam się dołożyć do prezentu, żeby zakupić wersję 3G, mając w pamięci wszystkie sytuacje wakacyjne, gdy bezskutecznie jeździliśmy w poszukiwaniu kafejki internetowej, aby napisać parę słów na blogu. Darmowy dostęp do Internetu za granicą za pośrednictwem Kindle’a jest moim zdaniem wart tych dodatkowych 50$.
Wiele osób pyta, czy 3G działa w Polsce i jak to wygląda w praktyce. Wygląda na to, że działa bez zarzutu. Sprawdziłam sobie na nim pocztę, napisałam kilka słów na blogu, działają strony różnych portali i generalnie wszystko, co próbowałam, nie rozgryzłam tylko jeszcze, w jaki sposób podłączyć Kindle’a do Facebooka, ale w instrukcji obsługi jest to dość dokładnie opisane.
Otwieranie PDFów
PDFy otwierają się na czytniku w dokładnie takiej postaci, jak na komputerze, co znaczy, że na znacznie mniejszym ekranie musi zmieścić się tyle samo tekstu. Nie jest to czasem zbyt wygodne. Takie PDFy jednak, które składają się tylko z tekstu i nie zawierają tabelek czy wykresów, można na Kindle czytać w poziomie, co wprawdzie oznacza częstsze przewracanie stron, jednak czcionka jest wtedy całkiem normalna i czytanie jest wygodne.
Polskie czcionki i polskie książki
Polskie czcionki działają bez problemu. Z polskimi ebookami jest tylko taki problem, że jest ich wciąż stosunkowo mało i są drogie. Przejrzałam ofertę empik.com i uważam ją za nieporozumienie. Nie mogłam znaleźć właściwie niczego, co chciałabym kupić. Większości nowości po prostu nie było, klasyki też nie. Zainteresowały mnie reportaże wydawane przez WAB, jako że chętnie je kupuję, gdy jednak zobaczyła, że w wersji elektronicznej kosztują tyle samo, co w papierowej, to postukałam się w czoło – 44,90zł za ebooka?! Nie widzę sensu kupowania czytnika OYO, dopóki empik nie dysponuje naprawdę szeroką i ciekawą cenowo ofertą w zakresie ebooków. Idealnie moim zdaniem byłoby, gdyby można było w atrakcyjnej cenie kupić jednocześnie książkę papierową i jej wersję elektroniczną. Taką ofertę zresztą mógłby jak dla mnie wprowadzić także Amazon.
Wady
Brak koloru. Nie kupię na Kindle książki, która ma dużo kolorowych ilustracji, bo będzie mi ich szkoda. Przeglądanie Internetu w kolorze też byłoby zdecydowanie ciekawsze.
Kartkowanie PDFów – na moim Kindle’u po prostu nie działa. Chciałam dokończyć książkę, którą zaczęłam czytać na laptopie i musiałam przewinąć ją ręcznie, kartka po kartce, na stronę 612, ponieważ w żaden sposób nie mogłam tego zrobić automatycznie. Być może tego sposobu jeszcze nie odkryłam, czy ktoś wie, jak to zrobić? Opcja Go to Page w tym wypadku nie działa…
Jak widać, ogólnie jestem bardzo zadowolona z nowej zabawki i cieszę się, że ją mam! Na pewno nie każdemu się przyda, w moim przypadku jednak Kindle jest cudownym rozwiązaniem, umożliwiającym szybkie zdobywanie książek zza granicy oraz czytanie powieści, do których nie mam bezpośredniego dostępu. Aczkolwiek trochę mnie przeraża, jak łatwo gromadzę na nim kolejne tytuły…
Ciekawa jestem, kto z Was czuje się po moim wpisie skuszony, a kto wytrwale twierdzi, że czytniki są nie dla niego, przyznajcie się:)
No Comments