wycieczki bez celu

Prezentowe wspominki

16 grudnia 2008

Jak co roku nie udało mi się wykonać swoich postanowień dotyczących wcześniejszego kupowania prezentów. Wciąż jeszcze wszystkich nie mam i właściwie codziennie poświęcam na to trochę czasu. Mam nadzieję, że do jutra wreszcie się z wszystkim uporam, zwłaszcza że w tym roku ograniczamy nieco kupowanie prezentów (zwykle jeździmy na dwie kolacje wigilijne, na których łącznie jest co najmniej kilkanaście osób). Jako że jednak mam tym zaprzątnięte mysli, zaczęłam wspominać prezenty, które sama dostałam, trafione i nietrafione.

Książki dostawałam zawsze, zwłaszcza w dzieciństwie. Jako siedmiolatka zaczęłam prowadzić pamiętnik, w którym skrupulatnie odnotowywałam wszystkie książki, które dostawałam (przygrywka do robienia zdjęć stosików?). Układałam też je na kupce i podziwiałam przez co najmniej kilka dni. Nie przypomnę sobie oczywiście wszystkich tytułów, ale dobrze pamiętam, że pod choinką znajdowałam kolejne części Ani z Zielonego Wzgórza, inne książki Lucy Maud Montgomery, książki Szklarskiego, nieco później co roku kolejny tom Jeżycjady. Pamiętam też wpadki – dostałam wielkie tomiszcze "Pismo i styl", z którym kompletnie nie wiedziałam, co zrobić, tak samo jak na przykład z "Leksykonem harcerstwa". Kilka razy zdarzyło mi się rozpakować książkę i przeżyć spory zawód widząc coś, czego nie mam ochoty czytać, albo książkę, którą już miałam – to sa chyba momenty, w których się dorasta, gdy trzeba nauczyć się robić dobrą minę, chociaż jesteśmy mocno rozczarowani. Tych książkowych wpadek nie było jednak zbyt wiele. Zdecydowanie lepiej pamiętam nietrafione prezenty innych kategorii, takie jak różowe pidżamy, majtki, których za nic bym nie włożyła, ogromny ręcznik plażowy, który przez kilka lat użyłam chyba jeden raz. Takie wpadki jednak raczej bawią, a nietrafionych książek na szczęście nie dostałam zbyt wiele, i co ciekawe, nie pamiętam już o większości z nich. Pamiętam za to te udane, jak "Kronika Opery" czy "Mikrokosmos" Daviesa.

Inną kategorią są prezenty nietrafione, które to my daliśmy komuś. Takie pamietam lepiej – książki, które moim zdaniem były świetne, ale obdarowany rzucał na nie okiem i odkładał w kąt. Teraz już wiem, że kupując komuś książkę, nie zawsze należy kierowac się własnym gustem… Ciekawa jestem, czy Wam zdarzyły się kiedyś takie prezentowe wpadki? Dostaliście coś wymarzonego lub cos kompletnie nietrafionego?

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply