dzielnica fikcji

Srebrna zatoka

13 maja 2009

Jeśli jest taki temat, który kusi mnie zawsze i nie mogę mu się oprzeć nawet wtedy, gdy obawiam się, że książka będzie szmirowata, to jest nim motyw zaczynania życia od nowa w zagubionym na końcu świata nadmorskim miasteczku. Zresztą w ogóle kuszą mnie niewielkie miasteczka na uboczu, w pięknej, dzikiej okolicy. Nie mogę powiedzieć, że czuję się nieszczęśliwa w mieście, od czasu do czasu jednak nawiedza mnie myśl o tym, aby wyjechać i zacząć życie gdzie indziej. Takie małe miasteczko nad oceanem wydaje się wtedy idealnym celem.

Gdy więc natknęłam się na „Srebrną zatokę” Jojo Moyes, wiedziałam, że muszę to przeczytać. Trochę obawiałam się, że chociaż temat jest kuszący, to jednak nie do końca będzie tym, o co mi chodzi. Miasteczko z moich marzeń leży nad zimnym morzem gdzieś na północy, w Skandynawii, Szkocji lub Kanadzie, tymczasem Srebrna Zatoka to miejscowość w Australii, owszem, dość odludna, tym niemniej jednak położona w ciepłym klimacie. Ostatecznie przeważyły wieloryby.

Gdybym miała wybrać najbardziej magiczny moment mojego życia, drugi po urodzeniu mojej córki, bo z taką magią nic się równać nie może, byłoby to spotkanie z wielorybem. Było to w zatoce, która może być dość podobna do Srebrnej Zatoki z powieści Moyes, chociaż położona jest na innym kontynencie. Wypłynęliśmy na obserwację wielorybów kutrem, jakim pływają też bohaterki powieści. Wieloryby podpływały do nas blisko – wyglądały na dość ciekawskie. Jeden zamachnął się ogonem tak, że musieliśmy kucnąć, żeby nie oberwać. Inny podpłynął do burty i wynurzył się na powierzchnię. Wychyliłam się w jego stronę i przez kilka chwil patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Wieczorem wyszliśmy na plażę przed domkiem i słuchaliśmy, jak wieloryby się porozumiewają. Głębokie, wibrujące pomruki rozdzielone parsknięciami przy wydmuchiwaniu wody. To była magia.

   Cząstkę tego klimatu odnalazłam w „Srebrnej zatoce”. Niech was nie zwiedzie okładka. Nie jest to szmirowate romansidło. Owszem, nie da się ukryć, że jest to typowa powieść kobieca, z obowiązkowym happy endem, jest jednak napisana bardzo dobrze, z wyrazistymi, pełnokrwistymi bohaterami, trzymającą w napięciu fabułą i mocno zaskakującym zakończeniem. Trzy kobiety mieszkają w niewielkim nadmorskim miasteczku – Liza – sterniczka łodzi, jej dziesięcioletnia córka i starzejąca się ciotka. Miasteczko utrzymuje się z turystycznych rejsów i obserwacji delfinów i wielorybów, mieszkańcom jednak nie zależy na wysokich zyskach. Bardziej niż pieniądze cenią sobie ciszę i niespieszny rytm życia. Wtedy do Srebrnej Zatoki przyjedzie Mike – przedstawiciel firmy, która chce zbudować duży, luksusowy hotel, typowy biznesmen z City. Hotel będzie zagrożeniem dla wielorybów, a napływ turystów i rozgłos mogą bardzo zaszkodzić Lizie i jej córce – bardziej, niż ktokolwiek może przypuszczać.

Największą siłą tej książki są wiarygodne i wielowymiarowe postaci, postaci, w których towarzystwie ma się ochotę spędzać czas oraz urok miasteczka, w którym toczy się akcja. Dlatego wszystkim równie zestresowanym jak ja ostatnio polecam podróż do spokojnego świata „Srebrnej zatoki” – nie liczcie jednak na niespieszną, leniwą lekturę – od tej książki nie jest łatwo się oderwać.

Moja ocena: 5/6

Update 17.05.09 – Na prośbę Mandżurii dorzucam zdjęcia wielorybów, autorstwa mojego oraz U. Więcej zdjęć z tego miejsca możecie znaleźć na naszej stronie , w zakładce Galeria-> Valdez

Valdez

 

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply