„W sztuce tracenia łatwo dojść do wprawy” – pisała Elizabeth Bishop. Ali i Jemma utracili gaj oliwny, braci i szwagrów, szacunek i umiejętność porozumienia z własnymi dziećmi. Utracili to, uciekając do Francji po tym, jak Algieria wywalczyła sobie niepodległość, a ich uznano za harkich, czyli tych, którzy opowiedzieli się po stronie Francji. Za zdrajców.
Alice Zeniter opowiada o trzech pokoleniach rodziny, którą historia rzuciła do Francji, odbierając życie, które toczyli na algierskich wzgórzach. Zaznaczę też od razu, że opowiada pięknie i przejmująco. Losy niecałych pięćdziesięciu tysięcy Algierczyków, którzy musieli szukać schronienia we Francji, jako że własny kraj obrócił się przeciwko nim, zaś Francja, która też przecież była ich krajem, też ich nie chciała, nie są zbyt dobrze znane. A przecież w świecie, który tak panicznie boi się imigrantów, zwłaszcza tych o śniadej skórze i ciemnych oczach, dobrze jest wiedzieć i rozumieć więcej.
Ali i Jemma urodzili się w Kabylii. Kabylowie to naród berberyjski, wywodzący się głównie z gór Algierii i Tunezji. Ali uprawiał oliwki i wyciskał z nich oliwę – jako dziecko wyłowił z rzeki prasę do oliwek, która pomogła mu stać się zamożnym człowiekiem i uwierzyć, że los odmienia się sam, a on nie ma na niego wpływu. Zarówno szczęście, jak i nieszczęście zostały już zapisane. Nie chce się angażować politycznie, a kiedy w jego wsi zjawiają się partyzanci, próbuje trzymać się z boku. Nie jest pewien, czy mają rację i nie wierzy, że Francuzi oddadzą Algierię. Kiedy jednak ginie jego przyjaciel, robi coś, co w oczach sąsiadów uczyni go harkim.
Trudno powiedzieć, czy postąpiłby tak samo, gdyby wiedział, jak się dalej potoczą losy jego rodziny. Możemy tylko zakładać, ponieważ wiedzę na jego tematy mamy dość ograniczoną. Cała historię próbuje poskładać jego wnuczka Naïma, co jednak nie jest łatwe. Nigdy nie była w Algierii, jej ojciec nie bardzo chce wracać do wspomnień, a babcia i inni starsi krewni nie mówią prawie po francusku.
„Sztuka tracenia” to historia tego, co dzieje się z ludźmi, którzy utracili wszystko, a potem przekonali się, że mają jeszcze sporo do utracenia. Tak, jak w wierszu Elizabeth Bishop: „Trać rozleglej, trać szybciej, ćwicz – wejdzie ci w nawyk / utrata miejsc, nazw, schronień, dokąd chciałeś uciec / lub chociażby się wybrać. Praktykuj te sprawy”. Ali przyznaje, że wolałby, gdyby Algieria po prostu przestała istnieć. Dopytywanie przez telefon o los ukochanych drzew i rozmowy z bratem, który panicznie bał się jego powrotu, były trudne. Niełatwe było też powolne tracenie dzieci, które uczyły się we francuskich szkołach i używały języka, którego rodzice nie znali. Hamid, ojciec Naïmy, zaczyna z biegiem czasu mieć wrażenie, że arabski nadaje się tylko do dziecinnych rozmów, nie umie w nim wyrażać nic „dorosłego”, ważnego. Jego rodzeństwo czuje to samo. „Więc gdy zwracają się do rodziców, wiedzą, że pozbawiają się swojej nowej dojrzałości i stają się na powrót dzieciakami z Kabylii. Między arabskim, który dla nich z czasem się zaciera, i francuskim, który stawia opór ich rodzicom, w rozmowach nie ma miejsca dla dorosłych, którymi się stają”.
Ali zdaje sobie sprawę z tego, że traci dzieci. Pracuje w fabryce, a co to za praca dla kogoś, kto dawniej był gospodarzem na swoim. Stara się ze wszystkich sił, ale jest obcy i tak jest traktowany. Wraz z żoną nie potrafią nawet oswoić mieszkania. Rzeczy, które zabrali z Algierii, zaczynają ich drażnić, przypominać eksponaty muzealne. Dla dzieci są niczym „części statku kosmicznego rozbitego u nich w domu”. Rodzice nie żyją już, raczej przeczekują. Tylko co, skoro nie ma już dla nich przyszłości? Co więcej, przyszłość dzieci też im umyka, „jest zapisana w języku obcym”, a ojciec nie będzie miał na nią wpływu.
Alice Zeniter, której dziadek został uznany za harkiego i musiał wyjechać z Algierii, i której ojciec urodził się w Kabylii, odkrywa przed nami los tych, których tak bardzo dotknęła wojna o niepodległość Algierii. Z Francuzami współpracowało wówczas na różne sposoby mniej więcej ćwierć miliona osób, ale tylko Francja przyjęła, i to niechętnie, zaledwie czterdzieści dwa tysiące. Ich dzieci i wnuki żyją we Francji, która nadal nie pozwala im czasem poczuć się całkiem u siebie. Kiedy Naïma dotrze w końcu do Algierii, będzie sobie wyobrażała, że poczuje tam, że jest Algierką, że ma ten kraj we krwi. Ale czy to możliwe?
„Sztuka tracenia” to mądra książka, pięknie napisana i poruszająca. Przeczytajcie koniecznie.
Alice Zeniter "Sztuka tracenia"
Tłum. Agnieszka Rasińska-Bóbr
Wydawnictwo Sonia Draga 2019
fragmenty wiersza Elizabeth Bishop w tłum. S. Barańczaka
Moja ocena: 6/6
5 komentarzy
Brzmi fantastycznie! Bedac fanka powiesci uksztaltowanych przez historie czekalam od Pachinko na podobna ksiazke! Dziekuje!
Wiem, że to może ciekawostka mało literacka, ale tak mi się własnie zdawało: Kabylem z pochodzenia jest też Zinedine Zidane. Jego rodzice emigrowali do Francji w 1953 roku.
Bardzo Ci dziekuje za odniesienie do wiersza. Nie znalam go i pewnie nie poznalabym bez Ciebie. W ogole nie przepadam za poezja, a ten fragment poruszyl mnie na tyle mocno by znalezc i wydrukowac calosc aby czytac co dzien. Pozdrawiam serdecznie
Przeczytalam, po fancusku i bylam zachwycona. Tak jak mowisz – madra ksiazka i pieknie napisana! Polecam!
Chętnie przeczytałabym po francusku, ale nic z tego, na szczęście tłumaczenie bardzo dobre! Cieszę się, że mamy podobne wrażenia!