W chwili obecnej Londyn kojarzy się przede wszystkim z igrzyskami. Żaden bibliofil, a już zwłaszcza taki, który rozkochany jest w literaturze angielskiej, nie powinien przegapić jednego z wydarzeń towarzyszących tej największej sportowej imprezie. W ramach uatrakcyjniania miasta, a także przybliżania kultury angielskiej kibicom i innym gościom, British Library przygotowała taką wystawę, że aby ją obejrzeć, warto specjalnie wybrać się do Londynu. Nawet z daleka.
Swoją drogą – cóż to za koncept! Wystawa dotycząca historii literatury jako impreza towarzysząca igrzyskom olimpijskim? To mogło się zdarzyć chyba tylko w kraju, który część ceremonii otwarcia igrzysk poświęcił ulubionym bohaterom książek dla dzieci… W dodatku wystawa cieszy się takim zainteresowaniem, że na początku nie było łatwo dostać bilety, a i teraz kupuje się je na konkretne godziny, aby uniknąć zbytnich tłumów. Wystawy organizowane w British Library cieszą się zasłużoną popularnością – zawsze są imponujące, świetnie przygotowane i przede wszystkim zawierająca takie eksponaty, że po ich zauważeniu serce zaczyna bić szybciej. A przynajmniej serce mola książkowego…
Obecna wystawa, „Writing Britain: Wastelands to Wonderlands” jest chyba najlepszą wystawą, jaką udało mi się tam jak dotąd zobaczyć (chociaż muszę przyznać, że wystawa o Henryku VIII, przygotowana z okazji pięćsetnej rocznicy jego koronacji w 2009 roku, także stoi mi wciąż przed oczami). Gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach, co się na niej znajdzie, wiedziałam, że pojadę do Londynu specjalnie po to, aby ją obejrzeć. Szczęśliwie tak się złożyło, że nie musiałam jechać specjalnie, ale niewątpliwie bym to zrobiła. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy nie pojechać jeszcze raz… „Writing Britain” jest bowiem wystawą tak fascynującą i tak olbrzymią, że obejrzenie jej za jednym zamachem graniczy z niemożliwością. Ja jestem zaprawiona w bojach, potrafię spędzić 8 godzin wpatrując się w osiemnastowieczny manuskrypt, a jednak po godzinie spędzonej nad rękopisami w zaciemnionych salach Biblioteki Brytyjskiej zaczęłam czuć zawroty głowy. Może częściowo z emocji na widok tego, co leżało przede mną.
Wystawa poświęcona jest brytyjskim krajobrazom i temu, jak kształtowały literaturę. Brzmi nudno? W końcu kto z nas nie omijał opisów przyrody czytając „Nad Niemnem”? A jednak – londyńska wystawa zmienia ten pozornie nieciekawy temat w fascynującą wędrówkę przez literaturę brytyjską. Pokazuje, w jaki sposób angielski krajobraz wpływał na wyobraźnię pisarzy i poetów, jak miejsca, w których żyli, nabierały dzięki nim dodatkowych znaczeń. Pojęcie krajobrazu nie jest tu sprowadzone jedynie do sielskiej wsi angielskiej, krajobraz literacki jest różnorodny, często dziki, czasem odpychająco brzydki.
Historia literatury jest tu ukazana w sześciu rozdziałach, z których każdy ukazuje inny aspekt brytyjskich krajobrazów, od wiejskiej idylli, poprzez miasta przemysłowe i fabryki, do dzikich rejonów górskich. Nie zabrakło oczywiście Londynu oraz rzek, jezior i innych akwenów wodnych, niezwykle ważnych w brytyjskim krajobrazie. Wystawę tworzy ponad 150 obiektów, wśród których o wielu nigdy nie słyszałam. Zapisałam później skrzętnie mnóstwo nazwisk i tytułów – wiersze, które muszę odszukać, powieści, które chciałabym przeczytać. W każdej praktycznie gablotce leży jednak coś, na widok czego miłośnikowi literatury angielskiej miękną kolana, a serce przyspiesza. Na przykład zeszyt z pierwszymi notatkami do „Rebeki” Daphne du Maurier:
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony British Library oraz z fanpage’a na FB
Albo akwarela Tolkiena służąca za ilustrację do „Hobbita”. Albo najwcześniejszy manuskrypt „Sir Gawain and the Green Knight”. Albo „Canterbury Tales” Chaucera:
Ja oczywiście najdłużej utknęłam przy sekcji dotyczącej Lake District i rękopisach poetów romantycznych. Widziałam ich już wcześniej wiele, ale nigdy nie widziałam tego notatnika Samuela Taylora Coleridge’a mapką okolic, które przemierzał codziennie wraz z Williamem Wordsworthem:
Cudownie było zobaczyć ponownie dzienniki Dorothy Wordsworth, a także wiersz Wordswortha napisany w ramach protestu doprowadzeniu linii kolejowej aż do Lake District. A że wystawa to nie tylko teksty, w tej samej sekcji można posłuchać nagrania T. S. Eliota czytającego jeden ze swoich wierszy oraz obejrzeć najsłynniejsze obrazy przedstawiające ruiny Tintern Abbey.
Ciekawie jest porównywać tyle różnorodnych rękopisów leżących obok siebie. Równiutkie, schludne pismo Charlotte Brontë z pobazgranym i pokreślonym rozdziałem jednej z powieści Dickensa. Napisany niebieskim długopisem rozdział pierwszego tomu Harry’ego Pottera i serduszka nabazgrane przez autorkę na marginesie. Maszynopis „Ulissesa” z tajemniczymi, kolorowymi znakami nakreślonymi przez autora. Szerokie pismo JG Ballarda obok drobniutkich literek stawianych przez Emily Brontë. Pierwsza wersja „Tygrysa” Blake’a zagubiona gdzieś pomiędzy wieloma innymi tekstami na gęsto zapełnionej stronie. Wzruszenie za wzruszeniem, ciche okrzyki, gdy pismo ulubionego autora okazuje się zupełnie inne niż sobie to wyobrażałam, lub gdy zauważam tekst współczesny, napisany ręcznie w zeszycie. Na przykład „Okruchy dnia” Ishiguro.
Rękopis „Jane Eyre”
„Our mutual friend” Dickensa
Notatki Williama Blake’a.
Wystawę naprawdę trudno ogarnąć – gablota za gablotą, w każdej świetnie opisane rękopisy, druki, ilustracje, do tego mnóstwo rzeczy do odsłuchania, tablice z informacjami dodatkowymi, obrazy. Ale przede wszystkim słowa, teksty, składające się na niesamowicie różnorodny, fascynujący, często zaskakujący obraz literatury angielskiej, wyrastającej z ziemi, która ją zrodziła, mocno osadzonej w krajobrazie, a zarazem ten krajobraz na różne sposoby definiującej. Koniecznie trzeba iść z notatnikiem, aby zapisać wszelkie nowe tropy.
I gdzieś tam tylko ukłucie żalu, że nie doczekam się zapewne takiej wystawy poświęconej literaturze polskiej. Takiej, na której obok siebie leżałyby rękopisy „Nad Niemnem” i fraszek Kochanowskiego. „Pan Tadeusz” i „Sonety krymskie”. Słowacki, Żeromski, Reymont, Sienkiewicz. „Mazowsze” Baczyńskiego i „Dzienniki” Nałkowskiej. Rodziewiczówna i Kuncewiczowa. I może nawet „Lesio” Chmielewskiej. I do tego inne, mniej znane utwory pokazujące nam literaturę własnego kraju w jakiejś nowej, ciekawej perspektywie. A przecież wiele takich rękopisów i pierwszych wydań gdzieś tam jest. Oczywiście, nie tyle, co w Anglii – my nie mieliśmy tyle szczęścia i ogromna część naszego dziedzictwa przepadła gdzieś w zawierusze dziejów. Ale przecież nie wszystko, tylko że u nas te bezcenne skarby leżą ukryte gdzieś w muzeach i bibliotekach, z rzadka wystawiane na widok publiczny. Nie ma instytucji, które miałyby środki na wymyślenie i zorganizowanie tak monumentalnych wystaw poświęconych literaturze… A przecież zainteresowanie byłoby z pewnością ogromne. Szkoda…
Pozostaje pomarzyć, od czasu do czasu wybrać się do Kórnika, żeby obejrzeć jeden czy dwa skarby wystawiane czasami przez Bibliotekę Kórnicką, i cieszyć tym, że innym lepiej się w tej kwestii wiedzie. A ponieważ to, co można obejrzeć w Londynie, też jest nam bliskie, w końcy my też czytamy „Wichrowe Wzgórza” i Dickensa, warto skorzystać z okazji i jeśli leży to w zasięgu naszych możliwości, wybrać się na tą niezwykłą wystawę.
Pełna lista eksponatów tutaj, niestety nie jest zaznaczone, czy dany obiekt jest rękopisem, czy też jest to pierwsze wydanie. Wystawa czynna do 25 sierpnia. A jeśli już ktoś się wybierze do Londynu, to warto nie przegapić także wystawy „Shakespeare: staging the world” poświęconej Londynowi czasów elżbietańskich, takiemu, jaki możemy poznań przez sztuki Szekspira. Ta wystawa czynna będzie dłużej, do 25 listopada.
No Comments