dzielnica fikcji

Znamię

29 grudnia 2008

Znamię  

Długo nie mogłam zabrać się za „Znamię” Nancy Huston, okazuje się jednak, że niesłusznie, ponieważ jest to dobra, wciągająca powieść, taka do przeczytania w dwa wieczory. Autorka pochodzi z Kanady, a swoją powieść napisała po francusku, następnie zaś sama przetłumaczyła ja, podobno dość kreatywnie, na język angielski. W ten sposób „Znamię” załapało się zarówno na francuskie, jak i angielskie nagrody – zdobyło Prix Femina, francuską nagrodę przyznawaną przez kobiece jury, nominację do nagrody Goncourtów, tzw. polską nagrodę Goncourtów, oraz nominację do finału Orange Prize. W ślad za nagrodami poszła też sprzedaż – tylko we Francji sprzedało się 400 000 egzemplarzy. U nas zaś książkę wydały Dwie Siostry, i niestety zbyt wiele o niej się nie mówi i nie pisze. Szkoda, bo „Znamię” prowokuje do dyskusji i przemyśleń.

Powieść opowiada o losach jednej rodziny amerykańskiej oczami czwórki sześciolatków z czterech pokoleń. Z dużą brawurą autorka zdecydowała się na mało popularny zabieg cofania się w czasie. Najpierw śledzimy więc opowieść Sola, która toczy się w roku 2004 w Kalifornii, następnie towarzyszymy jego ojcu Randallowi, który w 1982 roku mieszkał przez rok w Izraelu, dalej przenosimy się z matką Randalla Sadie do Toronto w roku 1962, aby wreszcie poznać zakończenie, a zarazem początek historii oczami Kristiny, prababci Sola, w 1944-45 roku w Niemczech. Większość czytelników nie przepada za takimi chronologicznymi zaburzeniami, często zostaje po nich uczucie niedosytu – nie w tym przypadku jednak. Przyznam wprawdzie, że po zakończeniu książki przeczytałam jeszcze raz pierwszą część, chcąc spojrzeć na nią w inny sposób, ogólnie jednak zabieg cofania się w czasie jest w tym wypadku bardzo uzasadniony. Rodzina, której losy poznajemy, jest bowiem silnie dysfunkcyjna, a kolejne pokolenia dzieci są nieświadomie krzywdzone przez dorosłych. Kolejne opowieści układają się w spójną całość i stopniowo odkrywany jest rodzinny sekret, który leży u podstaw wszelkich późniejszych problemów.

Autorka wkłada opowieść w usta dzieci, niestety język, którym się posługuje, nie zawsze jest dziecinny. Zwłaszcza w przypadku pierwszej historii trudno jest uwierzyć, że sześciolatek mógłby tak się wysławiać i tak rozumować. Im dalej jednak, tym bardziej wiarygodni stają się narratorzy, zaś Kristina jest już całkowicie dzieckiem. Nie wiem, czy to zabieg celowy, czy raczej w miarę pisania narracja stawała się coraz pewniejsza. Mnie to trochę przeszkadzało, jednak stopniowo rosnące napięcie i przyspieszająca akcja pozwalają nie skupiać się na stylistyce.

„Znamię” to wciągająca i poruszająca, aczkolwiek dość smutna opowieść. Skłania do zastanowienia, w jaki sposób losy naszych rodziców i dziadków wpływają na nasze życie, i jak często dorośli nieświadomie krzywdzą dzieci, które kochają. Na pewno warto przeczytać.

 

 

Moja ocena: 4/6

You Might Also Like

1 Comment

  • Reply Biel Pompka Do mydła 28 czerwca 2021 at 05:03

    Naprawdę wspaniały poczta, mam nadzieję, że mogę zobaczyć wiele
    więcej na blogu posty jak ten!

  • Leave a Reply