zaułek kryminalny

Znowu noc nad książką

22 czerwca 2009

Nie miałam właściwie zamiaru sięgać w ten weekend po żaden kryminał, a jeśli już, to miała to być „Dziewczyna, która igrała z ogniem”. W sobotę potrzebowałabym jednak książki, którą mogłabym czytać w przerwach między egzaminami i która wciągałaby na tyle, żeby mnie od rzeczywistości oderwać. „Dziewczyna…” na pewno sprawdziłaby się znakomicie, ale jej objętość nie specjalnie nadaje się do torebki, dlatego w ostatniej chwili złapałam z półki „Na ratunek” Sophie Hannah. Ta impulsywna decyzja kosztowała mnie nieprzespaną noc;)

   „Na ratunek” to kolejny niesamowicie wciągający thriller tej autorki. Mamy tu pomylone tożsamości, zbrodnię zwaną anihilacją rodziny, ciemną stronę macierzyństwa i obsesyjną miłość. Sally to dobra żona i matka, która jednak przed rokiem zdradziła męża z niejakim Markiem Bretherickiem, mężem i ojcem. Wspomnienie zdrady wraca, gdy któregoś dnia Sally słyszy w telewizji, że żona Marka zamordowała swoją córeczkę i sama popełniła samobójstwo. Reporter pokazuje załamanego męża, zaś Sally ze zdumieniem stwierdza, że nie jest to bynajmniej ten sam mężczyzna, z którym miała romans. Zaczyna dochodzić prawdy na własną rękę, z ramienia policji zaś sprawę bada Simon Waterhouse, znany z poprzednich powieści Sophie Hannah. Sprawa się komplikuje, zaś zwroty akcji są całkowicie nieprzewidywalne. Podobnie jak w przypadku poprzedniej powieści autorki, „Przemów i przeżyj”, nie byłam w stanie rozwiązać zagadki do samego końca! Poznajemy na przemian losy Sally, mroczny dziennik, którego rzekomą autorką jest rzekoma samobójczyni, oraz dość nieporadne i często komiczne próby rozwiązania zagadki przez Simona i jego nowego partnera. Psychologicznie powieść oscyluje na granicy nieprawdopodobieństwa, ale na szczęście, jak zawsze u tej autorki, zakończenie jest jak najbardziej wiarygodne i nieudziwnione.

Znalazłabym oczywiście kilka kwestii, do których mogłabym się przyczepić – denerwuje mnie postać Charlie, policjantki zakochanej w Simonie, no i za mało w tej części było mojego ulubieńca, Prousta. Tłumaczenie znowu momentami niezgrabne, choć nie tak tragiczne, jak przy poprzedniej książce, no i okładka jest moim zdaniem okropna. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że „Na ratunek” to świetny, wciągający kryminał najwyższej klasy. Dobrze, że wczorajsza pogoda zdecydowanie nastrajała do zaszycia się w domu z książką, bo trudno byłoby mi się oderwać. Z żalem pomyślałam, że to ostatnia jak na razie książka tej autorki, ale postanowiłam na wszelki wypadek sprawdzić, i proszę – co za miła niespodzianka:

Na razie dostępna tylko w twardej okładce, ale obawiam się, że nie wytrzymam czekania na paperback;)

Moja ocena: 5/6

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply