dzielnica fikcji

She sells sea shells by the seashore

11 października 2011

Gdy miała 15 miesięcy, uderzył w nią piorun. Trzy opiekujące się nią dziewczęta zginęły na miejscu, ona zaś wróciła do życia.

Gdy miała nie więcej niż 12 lat, wstrząsnęła światem naukowym, odkrywając pierwszy kompletny szkielet stworzenia, które nazywała krokodylem, a które następnie zyskało miano ichtiozaura. 10 lat później znalazła pierwszego plezjozaura. Do niej należało także odkrycie pierwszego pterozaura na Wyspach Brytyjskich (wcześniejsze znajdowano tylko na terenie Niemiec). A przecież nie była wykształcona i pochodziła z najniższej warstwy społecznej.

Nazywana była „największym paleontologiem wszechczasów”. Słynny wierszyk, który znają chyba wszyscy uczący się angielskiego, powstał na jej cześć.

She sells sea shells by the sea shore.
The shells she sells are surely seashells.
So if she sells shells on the seashore,
I’m sure she sells seashore shells.

A jednak jestem pewna, że niewielu z was wie, o kim mowa, jak nazywała się kobieta, którą Royal Society umieściło niedawno w pierwszej dziesiątce kobiet z Wielkiej Brytanii, które wywarły największy wpływ na naukę. Dlaczego tak się stało? Czemu imię Mary Anning, bo o niej mowa, nie jest bardziej powszechnie znane?

Prosta i smutna odpowiedź – była kobietą. Kobietą w wiktoriańskim społeczeństwie, w którym życie publiczne było całkowicie zdominowane przez mężczyzn.

Mary Anning ze swoim psem

Mary Anning to fascynująca postać, szczęśliwie w ostatnich latach odkrywana niejako na nowo przez powieściopisarzy. Na rynku angielskim pojawiło się sporo zbeletryzowanych bądź nie biografii. Jedna z nich, „Dziewczyna z muszlą” Tracy Chevalier, trafiła szczęśliwie i na nasz rynek.

Tytuł jest oczywiście zabiegiem marketingowym – wydawca najwyraźniej nie ma zbytniej wiary w pamięć czytelnika do nazwisk, a za wszelką cenę chce, abyśmy skojarzyli tę książkę ze słynną „Dziewczyną z perłą” tej samej autorki. Tytuł oryginalny to „Remarkable creatures”, czyli „niezwykłe stworzenia”, i oczywiście znacznie bardziej pasuje on do treści książki – Mary Anning bynajmniej nie zbierała przecież muszli! Książka na szczęście broni się sama, bez żadnych skojarzeń z wcześniejszymi bestsellerami. Opowiedziana z czułością i na tyle wierna biografii Anning, na ile to w ogóle możliwe – biografia Mary jest tak naprawdę pełna zagadek i luk, powieść Chevalier wciąga czytelnika w fascynujący świat kobiet żyjących na wiktoriańskiej prowincji. Mary jest w nim jedną z dwóch bohaterek. Druga, jej przyjaciółka, to Elizabeth Philpot, również postać autentyczna – jej kolekcja skamielin znajduje się w tej chwili w Oksfordzie. Elizabeth to postać jakby żywcem wyjęta z powieści Jane Austen – stara panna, która wraz z dwiema niezamężnymi siostrami musi wyjechać na wieś, gdy ich brat się żeni i nie stać go na utrzymywanie trzech sióstr w Londynie. Trafiają do Lyme Regis, prowincjonalnego uzdrowiska nadmorskiego, które leży w miejscu obecnie nazywanym wybrzeżem jurajskim. Otaczające Lyme klify kryją w sobie niezwykłe bogactwo skamielin, które do dziś stosunkowo łatwo jest tam znaleźć. Elizabeth zaczynają fascynować skamieniałe ryby, i gdy zaczyna je nieporadnie zbierać, na plaży poznaje Mary, wówczas młodą, nieumiejącą pisać, ale za to mającą nosa do skamielin, dziewczynę. Obie kobiety nawiązują przyjaźń, równie niekonwencjonalną jak ich hobby – Elizabeth, choć uboga, należała do klasy wyższej, Mary była zaś córką stolarza. Nie wiemy, jak to właściwie wyglądało w rzeczywistości – w książce ich przyjaźń zachwieje się, gdy obie zaczną darzyć uczuciem tego samego, nieodpowiedniego dla żadnej z nich, mężczyznę.

Wątek romansowy nie psuje w niczym pasjonującej historii. W centrum opowieści są „dziwy” – przedziwne, skamieniałe kości, których istnienie zachwieje powszechnym wówczas przekonaniem, iż Bóg stworzył świat i wszystkie zamieszkujące go istoty jednocześnie. Ani Mary, ani Elizabeth, nie są w stanie tego do końca pojąć. A jednak Mary, choć niewykształcona, potrafi zrozumieć więcej niż niejeden uczony geolog jej czasów.

Jej pasja, jej siła ducha, jej wiara w siebie są niewiarygodne. Jej niezwykłe odkrycia kupowali panowie z Londynu, często prezentując je następnie jako własne. Była przecież nikim, a jednak jej talent był tak wielki, że musiano zacząć się z nią liczyć. Czołowi naukowcy przyjeżdżali do Lyme Regis, aby się z nią konsultować, aby się od niej uczyć. Mimo to nie mogła dostąpić zaszczytu przestąpienia progu siedziby Królewskiego Towarzystwa Geologicznego (paleontologia jako nauka nie była jeszcze stworzona). Dopiero pośmiertnie została w jego murach doceniona.

Książka Tracy Chevalier to nie tylko opowieść o pasji, ale także o przełamywaniu konwencji. Społeczeństwo wiktoriańskie opierało się na niezliczonej liczbie reguł i zasad. Obie bohaterki łamią je nieustannie. Przez sam fakt swojego istnienia i swojej przyjaźni zaprzeczają jednej z podstawowych reguł życia społecznego, w myśl której kobiety z tak różnych sfer nie mogły przestawać ze sobą jak równa z równą. Obie pozostały niezamężne, oddając się swojej pasji, nie tylko uważanej za niekobiecą, ale wręcz niebezpiecznej – klify i urwiska wciąż się osuwały, przygniatając czasem ludzi. Mary niemalże zginęła podczas jednej z wypraw, cudem ocalona, straciła wtedy swojego ukochanego psa.

Plaża Charmouth Beach – to tutaj Mary dokonywała swoich odkryć.

Zdjęcie: Bob Jones, udostępnione na licencji Creative Commons.

Fascynujące życie opowiedziane z lekkością i dbałością o detale, a przy okazji barwny obraz epoki, w której wydawało się, że wszystko jest możliwe, a wielkie odkrycia naukowe leżały w zasięgu ręki każdego, kto miał dość fantazji i samozaparcia, aby tę rękę wyciągnąć.

Moja ocena: 5/6


You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply