Dla wielu moich koleżanek serial „Desperate housewives”, którego polski tytuł „Gotowe na wszystko” zupełnie do mnie nie przemawia, to serial kultowy. Pożyczają sobie kolejne sezony i wieczorami delektują się życiem „desperatek”, jak je określają, a przede wszystkim ironicznym portretem amerykańskiej prowincji. Nie da się zaprzeczyć, że rzędy domków na przedmieściach amerykańskich miast kryją w sobie pewną tajemnicę fascynującą dla widzów, czytelników i przede wszystkim autorów. Jeśli wierzyć filmom i powieściom, fasada zamożności i dostatku zasłania tłumione pragnienia, pożądanie, dewiacje i pustkę, zaś pozornie zwyczajne, szczęśliwe matki i żony rozpaczliwie upychają w szafach trupy.
W taki nurt wpisuje się powieść „Prywatne życie Pippy Lee”, której autorka, Rebecca Miller, jest aktorką i reżyserką, córką słynnego pisarza Arthura Millera i żoną Daniela Day-Lewisa. Jej bohaterka, Pippa, właśnie wprowadziła się do domku na osiedlu dla emerytów. Sama wprawdzie jeszcze emerytką nie jest, ma zaledwie 50 lat, jej mąż jest jednak o 30 lat starszy. Pippa jest żoną idealną, a jej jedyne problemy są, przynajmniej na pozór, „dylematami szczęśliwej żony, kobiety, której się powiodło, oddanej matki, wspaniałej gospodyni”, która „uwielbia sprawiać innym przyjemność” i dlatego z upodobaniem przyrządza jagnięcy udziec w maśle i creme brulee na przyjęcia wyprawiane przez męża, znanego wydawcę. Jest najmłodsza w swoim otoczeniu, co budzi w niej dziwne uczucia. Jednak jej życie od dawna jest uporządkowane i radosne. Dlaczego więc zaraz po przeprowadzce Pippa zaczyna lunatykować, a chodząc we śnie opycha się jajecznicą i masłem orzechowym, pali papierosy i jeździ samochodem po okolicy?
Pierwsza część książki z trzecioosobową narracją jest jedynie wstępem do prawdziwej Bildungsroman – historii dojrzewania Pippy opowiedzianej przez nią samą. Klasycznie zbudowana, śledzi burzliwe dzieje Pippy od chwili narodzin, gdy wyłoniła się łona matki „tłusta jak półroczne niemowlę i pokryta delikatnym czarnym futerkiem”. Po dzieciństwie spędzonym w objęciach toksycznej, uzależnionej od amfetaminy matki, Pippa ucieka do Nowego Jorku, gdzie rzuca się w wir życia, pragnąc go doświadczać i nie mając żadnych większych ambicji. Wyrafinowane doznania seksualne, wolne związki, artystyczne otoczenie i narkotyki mają zamazać traumy z dzieciństwa na przedmieściu. Pippa z Nowego Jorku to inna dziewczyna od Pippy z Connecticut – książka w oryginale nosi tytuł „Private Lives…”, czyli prywatne życia, a nie życie.
Pippa – żona starego człowieka, to jeszcze inna kobieta. Jej historia to historia wymazywania samej siebie ciągle od nowa. W kolejnych wcieleniach Pippa nie tworzy nowej siebie – ona wciąż ucieka i wciąż nie potrafi uwierzyć, że jej się powiodło.
Gdy w końcowej części książki pojawia się ponownie trzecioosobowy narrator, styl i ton spłaszczają się, tracą impet. Inaczej patrzymy na jej nudne życie i dziwne małżeństwo, rozumiemy więcej. I wtedy Herb, mąż Pippy, teraz lepiej nam już znany, zaskakuje nas i ją, wyzwalając kolejną fundamentalną zmianę.
Pippa nie jest zbyt wiarygodną bohaterką. Jej przemiany są zbyt gwałtowne, zbyt kompletne. Trudno uwierzyć w jej niezwykłą zdolność ukrywania swojego ja przez tak długo. Jednak jako starzejąca się, pozbawiona złudzeń żona i matka, świadoma przepaści między sobą a swoimi dziećmi, robi się w jakiś dziwny sposób wiarygodna. „Prywatne życie Pippy Lee” okazuje się nagle nie tyle historią zagubionej dziewczyny szukającej siebie, a raczej opowieścią o braku zrozumienia, o poczuciu winy, o tym, jak czasem w imię dobra dziecka trzeba poświęcić jego miłość, a szukając odkupienia można zgubić samego siebie. Pippa Lee jest nadal płaską i pustą lunatyczka brzydząca się swojego widoku na nagraniu z kamery, ale w jakiś dziwny sposób jej opowieść staje się naszą opowieścią.
Rebecca Miller pisze bardzo sugestywnym, wizualnym językiem, a jej opisy skojarzyły mi się z nastrojowym malarstwem Edwarda Hoppera, którego obrazami pozwoliłam sobie zilustrować tę notkę. Wszechogarniająca pustka wciąga Pippę, ale ona miała już przecież co najmniej trzy życia. Może więc nie jest za późno na czwarte?
Moja ocena: 5/6
No Comments