dzielnica fikcji

Przemiana

20 stycznia 2010

   Po przeczytaniu kilku książek Jodi Picoult dokładnie wiemy, czego możemy się spodziewać po kolejnych. Królowa bestsellerów bazuje na powtarzalnych, sprawdzonych schematach. Narracja prowadzona z kilku punktów widzenia, konflikt między rodzicem a dzieckiem (najczęściej między matką a córką), prawnik i rozbudowany wątek sądowy, a wszystko to osnute wokół jakiegoś moralnego dylematu lub aktualnego problemu, pojawiającego się od czasu do czasu w nagłówkach gazet. Powtarzalność powinna prowadzić do znudzenia czytelnika, zwłaszcza że autorka, choć pisze dość sprawnie, to jednak specjalnie postaci nie pogłębia i jej styl jest raczej prosty. A jednak Picoult nie nudzi i właściwie za każdym, no – prawie każdym razem, jej książki wciągają i nawet pobudzają do pewnych refleksji.

Nie inaczej jest z „Przemianą”. Tutaj akcja osnuta jest wokół dyskusji na temat kary śmierci. Picoult jednak lubi komplikować fabułę, więc dodatkowo mamy tu jeszcze kilka innych moralnie dwuznacznych zagadnień. Początek akcji wygląda następująco – Shay, 33-letni cieśla, w celi śmierci czeka na egzekucję. Został uznany winnym odrażającej zbrodni – 11 lat wcześniej zastrzelił siedmioletnią dziewczynką i jej ojczyma, policjanta. Matka dziewczynki była wtedy w ciąży. Teraz jej 11-letnia córka jest ciężko chora i czeka na przeszczep serca. Gdy Shay dowiaduje się o tym przypadkiem, postanawia oddać jej swoje serce. Czy jednak matka zgodzi się, aby morderca jej córki ocalił jej drugie dziecko? Alb, innymi słowy, czy może pozwolić, aby jego ostatnie życzenie zostało spełnione? I czy Claire będzie chciała żyć z sercem mordercy swojego ojca i siostry? A nawet jeśli się zgodzą, czy sąd wyrazi zgodę na egzekucję przez powieszenie, dzięki której serce będzie zdatne do przeszczepu?

Te pytanie nie wystarczają autorce. Gdy dodatkowo Shay – powtórzę: 33 letni cieśla – ożywia martwego ptaka, a w więziennej kanalizacji zaczyna płynąć wino zamiast wody, ludzie zaczynają widzieć w nim nowego Mesjasza. Obok dyskusji o karze śmierci i o prawie skazanego do bycia straconym w sposób przez siebie wybrany, dochodzi sporo rozważań natury religijnej, wykłady o gnostykach i o zakazanych ewangeliach.

Brzmi skomplikowanie i niespójnie? O dziwo wcale takie nie jest. Akcja toczy się zgrabnie, postaci są dość wiarygodne (oczywiście poza Shayem), a całość czyta się bardzo dobrze. Ilość zbiegów okoliczności jest jednak zdecydowanie przesadzona. Niektóre niuanse zresztą gubią się w tłumaczeniu. Gdy Shay doświadcza przed śmiercią łaski, łaska ta przybiera postać dosłowną – pojawia się jako Grace (po angielsku łaska), siostra Shaya.

Między nieco przydługawymi wykładami o historii religii zdarzają się też zwięzłe, trafne uwagi dotyczące wiary, nad którymi wzrok zatrzymuje się na dłuższą chwilę. Trochę szkoda, że wielu tajemnic, które wyjawione zostają dopiero pod koniec książki, domyśliłam się w połowie lektury. Nie mogę powiedzieć jednak, aby zepsuło mi to przyjemność czytania. Plasuję tę książkę gdzieś pomiędzy najlepszymi powieściami Picoult („Bez mojej zgody” i „Dziewiętnaście minut”) i słabymi, takimi jak „Zagubiona przeszłość” i „Dziesiąty krąg”. Miłośnicy autorki na pewno nie będą zawiedzeni, a i ci, którzy jeszcze nie są do niej przekonani, mogą chyba bez obaw spróbować zawrzeć z nią znajomość właśnie przez tę książkę. Jeśli oczekujecie zajmującej powieści obyczajowej, niekoniecznie bardzo głębokiej psychologicznie, ale za to wciągającej, nie powinniście się rozczarować.

A przy okazji – zupełnie przypadkiem, tego samego dnia, kiedy skończyłam czytać tę książkę, obejrzałam „Dead Man Walking” – znakomity film o karze śmierci właśnie. Polecam gorąco, aczkolwiek może nie łącznie z książką Picoult, bo taka dawka emocji z karą śmierci związanych jest lekko przesadzona…

Moja ocena: 4/6

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply