Stare Miasto

O początkach epoki wiktoriańskiej

18 stycznia 2010

Zazwyczaj oprócz czytania beletrystyki, czytuję też, lub raczej od czasu do czasu podczytuję, jakąś książkę z kategorii non-fiction – najczęściej historyczną. Lubię przeczytać sobie rozdział czy dwa co jakiś czas – czasami codziennie, czasem rzadziej. Gdy kilka dni temu skończyłam pierwszy tom „Dziejów życia prywatnego”, na chybił trafił wyjęłam z półki „Becoming Queen” autorstwa Kate Williams. Miałam zamiar czytać ją w niewielkich kawałkach przez dłuższy czas, ale cóż – przepadłam po pierwszym rozdziale i skończyłam książkę w ciągu kilku dni, odkładając na bok wszystkie powieści.

„Becoming Queen” to opowieść o tym, jak doszło do narodzin i wstąpienia na tron królowej Wiktorii. Pierwsza część książki poświęcona jest jej kuzynce, księżniczce Charlotte, której tragiczna śmierć w wieku 21 lat poniekąd doprowadziła do przyjścia na świat Wiktorii. Zapomniany nieco, ale fascynujący fragment historii.

Charlotte była jedyną córką Jerzego IV (George’a IV), który był najpierw Regentem (jako że jego ojciec, Jerzy III, chorował psychicznie – polecam film „Szaleństwo króla Jerzego”), następnie królem. Jerzy, znienawidzony zarówno przez swoich poddanych za rozpustę, rozrzutność i zadufanie, jak i przez żonę, równie kontrowersyjną jak on sam, był okrutnym ojcem. Charlotte była traktowana jako narzędzie w rozgrywkach między rodzicami, a następnie karana przez ojca za to, że jest córką swojej matki i następczynią tronu. Smutne dzieciństwo i młodość spędziła zamknięta w najmniej atrakcyjnych domostwach i pałacach rodziny królewskiej, regularnie pozbawiana wszystkich przyjaciół, których udało jej się pozyskać. Gdy wreszcie pozwolono jej wyjść za mąż za mężczyznę, którego zaakceptowała, jej małżeństwo okazało się niezwykle udane i zapewniło jej prawdopodobnie najszczęśliwsze chwile. Niestety, nie trwały długo. Siedemnaście miesięcy po ślubie Charlotte zmarła przy porodzie.

Jej śmierć wywołała nie tylko żałobę narodową i poruszenie porównywalne do reakcji Brytyjczyków po śmierci księżnej Diany Spencer, ale także przyczyniła się do poprawy opieki medycznej podczas porodu. Śmierć Charlotty była bowiem częściowo zawiniona przez medyka, który się nią opiekował. Ciąża była od początku uznana za trudną, ponieważ dziecko oceniano na wyjątkowo duże. Niestety, metodą radzenia sobie z dużym dzieckiem była wtedy bardzo ścisła dieta oraz regularne puszczanie krwi. Charlotte była przez całą ciążę stopniowo i metodycznie pozbawiana sił, które były jej wyjątkowo potrzebne, jako że sam poród trwał prawie 50 godzin. Niestety, również w czasie porodu lekarz zabronił jej jeść oraz puszczał co chwilę krew, nie podejmując poza tym żadnej interwencji, pomimo wyjątkowo powolnej akcji porodowej. Gdy końcu Charlotte urodziła martwego chłopca, pozwolono jej zjeść rosół i napić się wina. Lekarz pojechał do domu, zostawiając ją jedynie pod opieką położnej. Pięć godzin później księżniczka zmarła, prawdopodobnie na skutek krwotoku. Jej mąż napisał kilka godzin później:

Dwa pokolenia przepadły – przepadły w jednej chwili! Boleję nad sobą, a także nad Księciem Regentem. Moja Charlotte odeszła z tego kraju – jest dla niego stracona.

Lekarz popełnił samobójstwo niedługo później, nie mogą prawdopodobnie znieść fali krytyki. Za to w ciągu następnych miesięcy znacznie popularniejsze stały się interwencje podczas porodu (głównie przez używanie kleszczy), oraz zaczęto podawać kobietom środki znieczulające.

Naród pogrążył się w żałobie na skalę przedtem niespotykaną. Zorganizowano zbiórkę pieniędzy, za które następnie postawiono Charlotcie piękny pomnik, który można dzisiaj oglądać na jej grobie w kaplicy św. Jerzego w Windsorze.

Po śmierci Charlotty nie było właściwie następcy tronu. Dzieci było w rodzinie mnóstwo, ale wszystkie z nieprawego łoża, jako że liczni bracia Regenta nie palili się do małżeństwa, skoro i tak nie mieli dużych szans na koronę. Z chwilą śmierci następczyni tronu sytuacja uległa całkowitej zmianie. Regent i jego żona żyli właściwie w separacji i nie było możliwości spłodzenia potomka (także ze względu na ich wiek), więc właściwie każdy z braci miał szansę zostać królem i spłodzić następcę tronu, o ile się odpowiednio ożeni. Rzucili się więc panowie do rozsyłania listów do niezamężnych księżniczek w całej protestanckiej Europie. Posypały się małżeństwa, ale z dziećmi nie było już tak różowo. Najstarszym braciom nie udało się spłodzić dziecka, które przeżyłoby choć rok. Dopiero czwarty w kolejności książę Edward, porzuciwszy konkubinę, z którą przeżył prawie trzydzieści lat, ożenił się z niemiecką księżniczką Victoire i spłodził z nią córkę, która przeżyła. Córkę, która miała się początkowo nazywać Victoire Georgiana Alexandrina Charlotte Augusta, ale Regent, który nie znosił swojego brata, nie zgodził się na nadanie jej takich typowo królewskich imion i nakazał zostawić jedynie imię Alexandrina. Dopiero płacz jej matki zmiękczył go odrobinę, tak że ostatecznie dziecko nazwano Alexandrina Victoria. I nikt nie spodziewał się, że jej imieniem zostanie nazwana cała epoka.

Książka Kate Williams jest napisana bardzo barwnie i żywiołowo. Jest solidnie udokumentowana, z mnóstwem cytatów z listów, pamiętników  i innych relacji z epoki. Czyta się ją właściwie jednym tchem, prawie jak powieść. Czasem tylko żal, że autorka niektórych kwestii nie zgłębiła. Zbyt wiele pytań, które nasuwały mi się podczas lektury, pozostało bez odpowiedzi. Czy naród, który uwielbiał Wiktorię, pamiętał jeszcze o Charlotcie w dniu koronacji Wiktorii? Jaka była przyczyna śmierci Charlotty według współczesnych badań?

Tym niemniej jest to znakomita lektura. Książka nie kończy się w momencie wstąpienia Wiktorii na tron, towarzyszymy monarchini także podczas trudnych początków jej panowania oraz poznajemy początki jej małżeństwa z Albertem, nie tak różowe, jak mogłoby się wydawać. Oprócz dwóch młodych dziewcząt, z których jedna miała być królową, a druga nią została, poznajemy też sporo innych, fascynujących postaci, oraz dostajemy dość szeroki i dokładny obraz epoki, z wszelkimi politycznymi zawirowaniami i rozgrywkami, z tłem społecznym oraz przede wszystkim, z barwnym opisem obyczajów i życia rodzinnego wyższych sfer.

Na podstawie drugiej części książki nakręcono film, który wprawdzie koncentruje się na wątku miłości Wiktorii i Alberta, ale pokazuje też wpływ niejakiego Lorda Melbourne, premiera, na młodziutką królową, jej konflikt z matką i jej doradcą, Johnem Conroyem, oraz przede wszystkim jest pełnym uroku wprowadzeniem do epoki wiktoriańskiej. Nie jest to film tej klasy co „Elżbieta”, czy choćby „Maria Antonina”, ale jest pełen uroku, taki trochę w stylu ekranizacji Jane Austen.

 

Polecam i książkę, i film, książkę zdecydowanie bardziej – z pewnością cieszyłaby się popularnością, gdyby ktoś zechciał ją wydać po polsku, jako że epoka wiktoriańska jest i u nas popularna. Może chociaż polskojęzycznej wersji filmu się doczekamy.

Moja ocena: 4.5/6

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply