Wyzwanie wyzwaniem, a tu rośnie mi sterta przeczytanych książek, o których nawet słowem nie wspomniałam. Co gorsza, o niektórych naprawdę szkoda byłoby zmilczeć! Prawdę powiedziawszy, o książce Petry Hůlovej „Czas Czerwonych Gór” chciałam pisać jeszcze zanim ją skończyłam, tak bardzo mi się podobała. Pod koniec było może troszkę gorzej, ale i tak uważam, że to mądra, ciepła i ciekawa książką.
Autorka to debiutantka z Czech, książka zaś opowiada losy kobiet z jednego mongolskiego rodu. Co więcej, nie jest to tylko fantazja – autorka ma o Mongolli sporą wiedzę, jest zresztą absolwentką mongolistyki, zaś książkę czyta się tak, jakby napisała ją kobieta, które całe swoje życie spędziła w jurcie, czy też raczej, jak się dowiedziałam z tej książki, w gerze.
Bohaterkami i zarazem kolejnymi narratorkami są 3 siostry: Dzaja, Nara i Ojuna, ich matka Alta i córka Dzai Dolgorma. Wszystkie prócz Dolgormy urodziły się i wychowały w Czerwonych Górach, najstarszych górach na świętym stepie mongolskim. Dzaja i Nara wyruszają szukać szczęście w stolicy kraju Ułan Bator, nazywanej tutaj po prostu Miastem. Życie w Mieście okazuje się być inne niż tego oczekiwały, zaś świat wszędzie inny i taki sam. Kobiety mogą w nim liczyć jedynie na siebie, a wśród okrutnej rzeczywistości jedyną prawdziwą więzią jest więź siostrzana.
„Czas Czerwonych Gór” bardzo sugestywnie oddaje realia smutnego życia mongolskich kobiet, ale nie jest przy tym sentymentalny i czułostkowy. Nawet w najgorszym upodleniu i nieszczęściu bohaterki potrafią zachować własną tożsamość. Każda z nich żyje po swojemu, nie oglądając się na nikogo. I choć ranią się bez przerwy, potrafią żyć obok siebie.
To książka o więzi między kobietami, o toksycznej rodzinie, i romansach, zdradach i kłamstwach. Bardzo smutna, ale nie przygnębiająca książka, która w dodatku napisana jest tak pięknym językiem – polecam gorąco!
No Comments