Sequeli, prequeli i przeróbek zainspirowanych powieściami Jane Austen jest naprawdę sporo i z zasady po nie nie sięgam – spróbowałam raz czy dwa i rzadko mam ochotę na więcej. „Longbourn” Jo Baker jednak wywoła sporo ekscytacji zarówno wśród fanów Jane Austen, jak i recenzentów piszących dla brytyjskich gazet. Książkę reklamowano jako połączenie „Dumy i uprzedzenia” z „Downton Abbey”, a opinie czytelników były raczej pozytywne. Kiedy więc brakowało mi czegoś za niecałe 3 funty do darmowej przesyłki z Amazona, dorzuciłam właśnie tę książkę, żeby przekonać się na własnej skórze, czy warta jest całego zamieszania.
I, szczerze mówiąc, po przeczytaniu nadal nie wiem.
„Longbourn” to opowieść o służbie pracującej w domu państwa Bennet. Składają się na nią zarówno osoby wymienione przez Jane Austen z imienia, jak na przykład pani Hill – gospodyni, jak też postaci, które w „Dumie i uprzedzenie” pojawiają się tylko przelotnie i nie zostają nazwane – pokojówki i jeden służący płci męskiej, pełniący funkcję stajennego, stangreta, a nawet lokaja. Jo Baker nadała im imiona i osobowość, dorzuciła kilka dość intrygujących historii i sporą garść informacji o życiu codziennym ludzi mniej uprzywilejowanych na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku. Główną bohaterką jest Sarah, sierota zabrana z przytułki i wyszkolona na pokojówkę. Jej dość bezpieczny, choć wypełniony naprawdę ciężką pracą świat zmienia się, gdy pan Bennet przyjmuje nowego służącego – Jamesa. James jest dość tajemniczą postacią – wyraźnie unika żołnierzy stacjonujących w Meryton, jest bardzo skryty, zaś jego pojawienie się w Longbourn mocno wpływa na resztę domowników. Jest jeszcze Polly, młodziutka i bardzo niedoświadczona, i schorowany pan Hill, starszy stangret. W domu, w którym wychowuje się pięć młodych panien, mają naprawdę sporo pracy, a ich codzienne obowiązki nie są godne pozazdroszczenia. Szczerze mówiąc, Jo Baker lekko przesadziła, chcąc pokazać ciężki żywot służby, ponieważ Bennetów z całą pewnością stać było na większą ilość służby, która nie byłaby aż tak przeciążona pracą. Jednak z pewnością byłoby to mniej interesujące dla czytelnika, stąd zapewne taka decyzja.
Miłośnicy „Dumy i uprzedzenia” mogą być nieco rozczarowani. Choć historia toczy się równolegle do wydarzeń opisanych w powieści Jane Austen, mało znajdziemy tu wzmianek o panu Darcym. Ważne wydarzenia z życia Bennetów są przedstawione w tle, jest to nawet zabawne, jak niewiele uwagi służba poświęca panu Bingleyowi i panu Darcy. Większym wydarzeniem jest przyjazd pana Collinsa, który jako przyszły właściciel Longbourn będzie miał realny wpływ na życie służby. Chcąc zachować posady, wszyscy starają się mu dogadzać, i – w przeciwieństwie do Elizabeth i Jane, są raczej mile zaskoczeni jego charakterem. Sarah jedzie wraz z Lizzy w odwiedziny do państwa Collins, wyjeżdża z nią też do Pemeberley, jednak życie Lizzy nie jest w najmniejszym stopniu ważne dla historii Sary i Jamesa. Co więcej, siostry Bennet są tu przedstawione w niezbyt korzystnym świetle – są raczej samolubne. Lizzy nie zastanawia się, ile godzin pracy dokłada Sarze i Polly, brudząc swoje stroje i buty błotem. Nie przejmuje się też specjalnie prośbami Sary, dotyczącymi ważnych dla niej spraw. Jane jest jest bardziej troskliwa, ale też w ograniczonym zakresie. Życie nad i pod schodami Longbourn toczy się zupełnie niezależnie, mimo iż oba światy wciąż się spotykają.
Przeczytałam z przyjemnością, parę razy nawet autorka naprawdę mnie zaskoczyła nagłymi zwrotami akcji. Czy jednak „Longbourn” warte jest całego zamieszania, które się wokół tej książki wytworzyło? Raczej nie, jednak jest to sprawnie napisane czytadło, osadzone w lubianej przez wielu czytelników epoce. Ciekawie jest spojrzeć na dobrze znane wydarzenia z innej perspektywy i zastanowić się, jak od strony służby wyglądałby inne powieści Jane Austen.
Moja ocena: 4/6
No Comments