Jeśli przez ponad tydzień noszę w torebce książkę w twardej okładce, liczącą sobie ponad 800 stron, to chyba coś znaczy.
Zwłaszcza, że staram się dbać o swój kręgosłup.
Nie chciałam jednak rozstawać się z bohaterami najnowszej książki Elżbiety Cherezińskiej na cały dzień. Zabierałam ich ze sobą, nawet kiedy wiedziałam, że nie będę miała jak przeczytać choćby kilku stron, bo jechałam do pracy w godzinach szczytu, a o ile jestem w stanie trzymać w jednej ręce Kindla, o tyle czytanie na stojąco w tramwaju „Turnieju cieni” podpadałoby już pod sport ekstremalny. Jestem zakochana w cyklu o Piastach, ale uczestnicy Wielkiej Gry, zarówno ci, którzy odgrywali w niej pierwsze skrzypce, jak i mimowolnie w nią zaplątani zwykli ludzie, skradli moje serce.
Wycieczka po Europie i Azji
Elżbieta Cherezińska zabiera nas bowiem tym razem na wycieczkę po Europie i Azji, i to w czasach, które podczas lekcji historii jawiły się jako dość smętne i posępne. Zaczynamy naszą podróż od powstania listopadowego, a nie oszukujmy się – kto naprawdę lubił się uczyć o dziewiętnastowiecznych powstańcach? Kocham poezję romantyczną, ale opowieści o wielkich poetach płaczących za krajem na emigracji są raczej ponure.
Jednak w tej samej epoce, w której polskich patriotów zsyłano na Syberię i skazywano na katorgę, kawałek dalej na południe, na środkowoazjatyckich stepach, toczyła się emocjonująca rozgrywka. Strach przed carską Rosją sprawiał, że dobrze już zadomowieni w Indiach Brytyjczycy woleli jakoś zabezpieczyć się przed ewentualną rosyjską inwazją. Choć bowiem Imperium Brytyjskie rozkwitało, wiedza o geografii Azji była znikoma. Nikt z Europejczyków nie wiedział, jak dokładnie wygląda świat między Indiami a Rosją, a co za tym idzie, czy realne jest przebycie Azji Środkowej przez rosyjską armię.
Kluczowymi terenami były tajemnicze emiraty i chanaty Azji Środkowej, do których z Rosji było blisko, a także (a właściwie przede wszystkim) Afganistan i dzisiejszy Iran. Jak jednak zapewnić sobie przychylność często kapryśnych, a przede wszystkim zagadkowych władców tych regionów? Próby ich podporządkowania sobie określa się właśnie jako Wielką Grę.
Historie ludzi uwikłanych w tę rozgrywkę między mocarstwami mogłyby zapewnić materiał dziesiątkom powieściopisarzy i scenarzystów. Wydana u nas „Wielka gra” Petera Hopkirka to zbiór takich właśnie potencjalnych scenariuszy, nieprawdopodobnych i dramatycznych. Z tego właśnie materiału Elżbieta Cherezińska stworzyła monumentalną powieść, w losy wielkich polityków wplatając także historie Polaków, którzy odegrali swoje role w Wielkiej Grze.
Opowieści o ich losach są niesamowicie ciekawe i tak fantastyczne, że trudno uwierzyć, iż oparte są na prawdziwych wydarzeniach. A jednak tak było. Autorce znowu udało się wyłuskać z archiwów i książek historycznych bohaterów, o których nie wiedzieliśmy prawie nic, i uwieść nas ich historiami. Oczywiście, w „Turnieju cieni” rzeczywistość przeplata się z fikcją – w końcu mamy do czynienia z powieścią, a nie z książką historyczną. Zresztą, kto może wiedzieć, jak naprawdę było, skoro całej prawdy nie znali nawet najlepsi szpiedzy i dyplomaci?
Jan, Rufin i Adam
W „Turnieju cieni” nie ma prawie postaci kobiecych. To opowieść o świecie mężczyzn, których skazywano na zesłania, manipulowano nimi, i którzy próbowali odegrać jakąś rolę. Wśród wielu postaci, które przewijają się przez „Turniej cieni”, na pierwszy plan wysuwa się trzech Polaków. Jan Witkiewicz – młodzieniec zesłany dożywotnio na Syberię za udział szkolnym spisku. Gdy okazało się, że potrafi z łatwością nauczyć się języków środkowej Azji, rosyjscy wojskowi i politycy zaczęli korzystać z jego talentów. Tym samym ten mało znany Polak odegrał olbrzymią rolę w rosyjsko-brytyjskiej rozgrywce, a jego ujmujący sposób bycia, otwartość i błyskotliwość zjednały mu przychylność nie tylko azjatyckich władców, ale także czytelników śledzących jego losy.
Pozornie zupełnie kim innym jest Rufin Piotrowski, nieco naiwny i irytujący patriota, który nie może sobie znaleźć w Paryżu miejsca, idealizuje Polaków i gotów jest na wszystko, byle tylko wrócić do kraju. Rufin wydaje się bardzo prostodusznym i niezbyt rozgarniętym chłopcem, a jednak, gdy los wystawi go na próbę, sprosta jej tak, że zadziwi wielce swoich rosyjskich prześladowców. Jego spektakularne losy stanowią najlepiej chyba napisaną część książki.
Tym młodym idealistom przydaje się antybohater. Adam Gurowski, przedstawiony przez autorkę jako postać mocno tragiczna, to zdrajca, który zdaniem rodaków sprzedał się carowi. Siłą rzeczy ta postać budzi najmniej sympatii lub choćby współczucia, a jednak stanowi doskonałą przeciwwagę dla pozostałych.
Anglicy, Afgańczycy, Hindusi, Rosjanie…
Lawiruję, jak mogę, żeby tylko nie zdradzić niczego z treści książki, choć wierzcie mi – znajomość losów bohaterów w niczym nie psuje przyjemności z lektury! Mówię to z pełnym przekonaniem, ponieważ jestem świeżo po lekturze „Wielkiej gry” Hopkirka, wiedziałam więc, jaki koniec czeka niektóre postaci. To, jak sprawnie porusza się wśród nich autorka, jak świetnie wydaje się ich znać, budzi podziw. Anglicy, Afgańczycy, szpiedzy, służący, wielcy politycy i ambitni dziennikarze – powoli zaczynamy rozumieć ich wszystkich. Poznajemy ich marzenia, pobudki, które nimi kierują, widzimy ich jako ludzi z krwi i kości. Są wśród nich zimni dranie, są wytrawni szpiedzy, którzy potrafią zwieść nawet własnych współpracowników, są też niepoprawni kobieciarze (Alexander Burnes może i był bufonem, ale nie sposób go nie lubić). Ich losy toczą się w bajecznej scenerii afgańskich pałaców, ale także w londyńskich salonach i rosyjskich więzieniach.
Nie da się oczywiście ukryć, że taka liczba bohaterów stanowi poważne wyzwanie nie tylko dla pisarza, ale także dla czytelnika. Cherezińska nie do końca nam lekturę ułatwia. Owszem, powtarza dość często, kto jest kim, przypominając, kim jest Leoncjusz Dubelt, a kim Harry McGonagall. Jednak początki są trudne, tym bardziej, że autorka niby zaczyna akcję od dość dramatycznej sceny, jednak ponieważ jest to scena bitwy, nie jest wcale łatwo się w niej połapać. Czytelnicy poprzednich książek Cherezińskiej z pewnością są jednak do tego przyzwyczajeni i wiedzą, że trzeba dać sobie i autorce czas, i że po kilkudziesięciu stronach będziemy doskonale wiedzieli, kto jest kim.
Brak postaci kobiecych oznacza, że cieszyć się mogą ci czytelnicy, którym nie podobały się sceny erotyczne we wcześniejszych książkach. Mnie one nie przeszkadzały, jednak, o dziwo, nie przeszkadza mi brak kobiet w „Turnieju cieni”. Ale może to dlatego, że z Rufina na początku taka trochę baba jest 😉 Oczywiście przysłowiowa 😉
Czytać czy nie czytać?
Skoro już podzieliłam ten tekst na mniejsze fragmenty, warto pokusić się o jakieś podsumowanie. Powiem więc krótko coś, czym prawdopodobnie wielu z was zadziwię. Kocham Piastowskie książki Cherezińskiej, ale od teraz moją ulubioną książką tej autorki jest „Turniej cieni”. To powieść dojrzała, mądra i dobrze napisana. Nie jest tylko pełną niezwykłych przygód opowieścią o polskich dziejach. Dziwne i straszne losy naszych przodków rzucają sporo światła na nas samych. Spory emigrantów, brak umiejętności porozumienia się, niezwykła łatwość, z jaką się unosili, obrażali, ale także zapalali do nowych pomysłów, w dziwny sposób pasuje do tego, jacy jesteśmy i dzisiaj. A jednocześnie pokazuje, że przy całej tej kłótliwości i zapalczywości nie mamy się czego wstydzić, i choć Polski na mapach świata przez tak wiele lat nie było, to jej wpływ na losy całego kontynentu, a nawet dwóch, był znaczący.
Autorka sprawiła mi cudowny prezent, wydając taką książkę krótko po tym, jak wróciłam ze środkowej Azji i wciąż jeszcze tęsknię za gorącym powietrzem tamtych gór. Też dajcie się zachwycić!
Moja ocena: 6/6
No Comments