Niedzielna Dziesiątka

Niedzielna dziesiątka – grube książki na jesienne wieczory

4 października 2015

Coraz dłuższe, jesienne wieczory sprzyjają lekturze nieco dłuższych (mówiąc oględnie) książek. Można zresztą mieć wrażenie że dla opasłych lektur nastały dobre czasy – ponad 900-stronicowe „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk właśnie dostały nagrodę Nike, i to zarówno tę przyznawaną przez jury, jak i nagrodę czytelników. Z tej okazji wybrałam dla was dziesięć pokaźnych objętościowo książek, które zapewnią przyjemną rozrywkę na wiele długich wieczorów.

Sama zresztą często sięgam ostatnio po naprawdę grube książki. Od tygodnia pochłania mnie świat XIX-wiecznych emigrantów, szpiegów i polityków, opisany przez Elżbietę Cherezińską w jej najnowszej książce. Czytam powoli, bo czasu jak zawsze brakuje, ale wcale nie mam ochoty tej lektury przyspieszać!

Zresztą zdjęcie zamieszczone na początku tego tekstu potwierdza, że w moim domu lubimy rozrywki, które zajmują dużo czasu! Nie powinnam się przyznawać, jak długo już układamy te puzzle, ale cóż – akurat dzisiaj mija okrągła rocznica od momentu, kiedy pierwsze kilka kawałków wylądowało na środku stołu…

Jeśli czujecie, że za często się spieszycie, że pora zwolnić i dać się pochłonąć jakiejś lekturze na dłużej, sięgnijcie po którąś z dziesięciu książek. Albo po wszystkie!

1. „Księgi Jakubowe” Olga Tokarczuk – 912 stron

Podobno wiele osób tę książkę zaczyna, a niewiele kończy. Nie wiem, czy to prawda, ale przyznam szczerze – jeszcze nie zaczęłam. Jest to zresztą jedyna książka na dzisiejszej liście, którą mam tylko w wersji elektronicznej, czego nawet trochę żałuję. Papierowe wydanie jest piękne i mam zamiar je sobie kiedyś sprawić! Dzisiejsza nagroda to tylko potwierdzenie tego, że tą książką warto się zainteresować – mnie za rekomendację wystarcza czas akcji. Kocham XVIII wiek i mam zamiar przekonać się kiedyś, jak przedstawia go Olga Tokarczuk.

2. Charles Palliser „Kwinkunks”, tłum. Maria Streszewska-Hallab – 1175 stron

Jedna z najgrubszych książek na moich półkach, niestety wciąż nieprzeczytana. Kiedy ją kupowałam, postanowiłam, że sięgnę po nią zimą, okutana w szal podczas ferii zimowych. Tak się jednak składa, że ferie zimowe spędzam zapadając się w śnieg gdzieś w Beskidach albo jeżdżąc na nartach, a lektura tej opasłej powieści odsuwa się w czasie. Może więc trzeba przełożyć ją właśnie na jesień?

„Kwinkunks” to misterna rekonstrukcja powieści wiktoriańskiej, nie jedyna zresztą na dzisiejszej liście. Zagadkowa i podobno nieco męcząca, podobno wciąga i znam osoby, które przeczytały ją dwukrotnie!

3. Ian Frazier „Podróże po Syberii”, tłum. zbiorowe (!) – 712 stron

To z kolei książka, którą czytam już od ponad roku. Nie jest bynajmniej nudna lub męcząca, jest jednak pełna informacji i doskonale nadaje się do czytania po kawałku. To nie tylko książka podróżnicza, choć jej autor pięć razy podróżował po Syberii – to także opowieść o historii Związku Radzieckiego, o zesłańcach i o Rosji jako swoistym fenomenie. Książka Fraziera nie porywa pod względem literackim, ale zawiera naprawdę solidną dawkę wiedzy o tym fascynującym regionie.

4. Donna Tartt „Szczygieł”, tłum. Jerzy Kozłowski – 844 strony

Nagrodzona Pulitzerem powieść wzbudza wiele emocji – czyta się ją fantastycznie i mało komu się nie podoba, jednak zachwyty amerykańskich krytyków mogą wydawać się przesadzone. Nie spodziewajcie się wyrafinowanej książki, która was olśni, ale sięgnijcie po nią koniecznie. To naprawdę świetnie napisana i mądra powieść o dojrzewaniu, a także o tym, jak sztuka może wpłynąć na życie zwykłego człowieka. Mam z tą książką szczególny związek, czytałam ją bowiem przez wiele miesięcy, za każdym razem wracając do lektury ze szczerą radością. Dlaczego więc tak długo to trwało? O tym jeszcze napiszę!

5. Elżbieta Cherezińska „Turniej cieni” – 816 stron

Wielbiciele tej autorki nie będą potrzebowali zachęty, by sięgnąć po jej najnowszą powieść, choć tym razem nie przeniesie nas ona do Polski Piastów. Czytam ją od tygodnia i jestem mniej więcej w połowie, mogę jednak już stwierdzić, że to doskonała pozycja na początek przygody książkami Cherezińskiej. To cudowna opowieść, której bohaterowie pochodzą z kilku krajów, z wielu grup społecznych, a los i historia rzucają ich w niegościnne i intrygujące tereny – do Azji Środkowej, gdzie w XIX wieku toczyła się wielka rozgrywka polityczna między Rosją i Wielką Brytanią. Przeciągam lekturę, bo szkoda będzie mi ją skończyć!

6. Fiodor Dostojewski „Bracia Karamazow”, tłum. Adam Pomorski – 962 strony

Macie ochotę nadrobić zaległości w klasyce literatury? Jeśli tak, to polecam „Braci Karamazow” – najdłuższą i moim zdaniem najlepszą powieść Dostojewskiego. Trzej bracia, tragedia i wina – a w tle polityka, kondycja człowieka i miłość. Porażająca, wielka książka, koniecznie w wydaniu Znaku, w kongenialnym przekładzie Adama Pomorskiego.

7. Dan Simmons „Drood”, tłum. Wojciech Szypuła – 832 strony

Zastanawiałam się, czy nie wpisać na dzisiejszą listę „Terroru” tego samego autora, który jest również całkiem pokaźny objętościowo i zapewnia porcję inteligentnej rozrywki. Jednak „Drood”, powieść opowiadająca o tajemniczej książce Dickensa, której narratorem jest inny wielki pisarz wiktoriański, doskonale pasuje jako lektura na ciemne wieczory. Simmons potrafi odtworzyć ducha epoki, a „Drood” to prawdziwa uczta dla czytelnika!

8. Guy Gavriel Kay „Fionavarski gobelin”, tłum. Michał Jakuszewski, Dorota Żywno – 1308 stron

Tak naprawdę to opasłe tomiszcze mieści w sobie trzy części trylogii, jednak ja poznałam ją w takiej właśnie formie i zawsze traktowałam jako jedną książkę. Coś dla fanów fantasy, którzy zresztą są chyba zaprawieni w bojach jeśli chodzi o długie lektury. Kupiłam ją w ramach postanowienia o nadrabianiu zaległości w klasyce fantasy i od razu polubiłam autora. Kay stworzył świat kompletny, zaludniony przez cudowne postaci, zaś swoją opowieść snuje niespiesznie, jakby chciał przypomnieć czytelnikowi, że nie tylko o przygody w książkach tego gatunku chodzi.

9. Sarah Waters „Złodziejka”, tłum. Magda Moltzan-Małkowska – 727 stron

Wiernym czytelnikom nie muszę chyba o tej książce przypominać – zachwycałam się nią całkiem niedawno. To jednak z tych powieści, które, mimo dość znacznej objętości, czyta się błyskawicznie, by potem żałować, że nie delektowaliśmy się nimi. W pakiecie przynajmniej dwa naprawdę wbijające w fotel zwroty akcji!

10. Lars Saabye Christensen „Półbrat”, tłum. Iwona Zimnicka – 745 stron

„Półbrat” to mój wielki wyrzut sumienia. Zdarza wam się polować na jakąś książkę wytrwale, przeczesując miesiącami allegro? Ja tak właśnie szukałam kiedyś „Półbrata”. A gdy wreszcie udało mi się go kupić, za wcale nie tak małe pieniądze, postawiłam go na półce. Przeczytała go moja mama, przeczytało kilkoro znajomych, a wszyscy rozpływali się w zachwytach. W międzyczasie ukazało się wznowienie, a ja wciąż obiecywałam sobie, że wreszcie przeczytam i sprawdzę, czy ta wielowątkowa opowieść o czterech pokoleniach pewnej norweskiej rodziny jest naprawdę tak dobra. Może tej jesieni?

Nie przerażają was tak opasłe tomy? Ja je bardzo lubię – wprawdzie po takiej lekturze cierpię na syndrom odstawienia, potocznie zwany książkowym kacem, ale taka kilkutygodniowa lektura pozwala na naprawdę bliską znajomość z bohaterami. Czuję się częścią świata, o którym czytam, odwiedzam go co wieczór, jakbym odwiedzała znajomych. Podobnie zresztą ma się sprawa z cyklami. Oczywiście jeśli ktoś chce przeczytać jak najwięcej książek w ciągu roku, lektura „Braci Karamazow” czy „”Półbrata” może negatywnie wpłynąć na jego końcoworoczne podsumowania, ale cóż z tego? Nie wierzę, że po takiej lekturze można żałować poświęconego na nią czasu.

Czytanie takich grubych książek ma też oczywiście minusy, z których najpoważniejszym jest nadwerężony nadgarstek i naderwany pasek torebki. Wiele osób woli więc czytać takie książki w formie elektronicznej, co niewątpliwie ułatwia sprawę, przynajmniej jeśli chodzi o fizyczne aspekty. Czytając ebooki lepiej jednak nie robić zbyt długich przerw, ponieważ trudno je przekartkować, by przypomnieć sobie, kim właściwie jest jakiś bohater.

Polecicie jeszcze jakieś naprawdę grube lektury na jesień? Ja mam ich zdecydowanie więcej, ale że musiałam zamknąć się w dziesiątce, liczę na wasze komentarze!

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply