Miałam ochotę na kryminał. Taki zwyczajny, skandynawski, z tłem obyczajowym i może dla odmiany bez detektywa-alkoholika. I przypomniałam sobie o Lizie Marklund. Nie wiedziałam o niej zbyt wiele – pamiętałam, że ktoś ją kiedyś polecał, a także, że niektórym zupełnie nie podeszły jej książki. Postanowiłam dać jej szansę, sprawdziłam, który tom jest najwcześniejszy i zagłębiłam się w „Zamachowca”.
Bohaterką serii jest Annika Bengtzon, dziennikarka śledcza ze Sztokholmu. Śledzimy jej poczynania, nie wiedząc prawie nic o działaniach policji, co jest pewną odmianą w kryminale. „Zamachowiec” opowiada o tym, co by było gdyby Sztokholm dostał olimpiadę, o którą się kiedyś starał. Wybudowano by piękny stadion, a potem ktoś być może podłożyłby na nim bombę. Annika chce przede wszystkim napisać dobrą historię, a że przy okazji wpada na trop sprawcy, to tym lepiej. Ma sporo szczęścia, udaje jej się zdobyć informacje, których nikt inny nie ma, poza tym jest przebojowa i bardzo zaangażowana. Trochę oschła, chwilami zagubiona, ale niepozbawiona uroku. W dodatku poznajemy ją nie tylko w pracy, jej życie prywatne i małżeńskie kłopoty stanowią ważny element fabuły. I to Annika jest jedynym właściwie sekretem tej serii. Można ją kochać lub nienawidzić, i być może stąd wzięły się bardzo rozbieżne recenzje. Ja Annikę obdarzyłam bezwarunkową sympatią i wiem już, że przeczytam wszystkie książki, w których jest bohaterką.
Kolejnym tomem jest „Studio Sex”, ale jako że wpadł mi w ręce „Prime time”, postanowiłam nie przejmować się chronologią. I co się okazało? Autorka postanowiła napisać powieści kompletnie niechronologicznie! „Zamachowiec”, który został wydany najwcześniej, opisuje zdarzenia dziejące się wiele lat po tych opisanych w „Studio Sex”. Kolejny tom, „Raj”, opisuje zdaje się jeszcze wcześniejsze wydarzenia, zaś „Prime time” lokuje się gdzieś pomiędzy nimi. Najnowsza zaś powieść, „Czerwona wilczyca”, jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z pierwszego tomu, czyli „Zamachowca”. Zdarza się, że zagraniczne serie są u nas wydawane kompletnie nie po kolei, ale tym razem to sama autorka wprowadziła spory zamęt. Szkoda, bo prywatne życie Anniki jest na tyle istotne, że znajomość przyszłych wydarzeń trochę przeszkadza w lekturze. Tym niemniej, przeczytałam „Prime time” z przyjemnością, i wydaje mi się, że ta część jest znacznie lepsza od „Zamachowca”. Zagadka kryminalna jest wzorowana na klasycznych powieściach Agathy Christie – w zamku, w którym kręcono program telewizyjny, zostaje zamordowana znana prezenterka. Mordercą musi być ktoś z ekipy lub gości – nikt obcy raczej nie miał szans się tam dostać. Mamy więc zamknięte grono podejrzanych, którzy w dodatku dobrze się znają. Co więcej – wszyscy mieli motyw! Aby było jeszcze ciekawiej, wśród podejrzanych jest najlepsza przyjaciółka Anniki. Czyta się dobrze, zaś rozwiązanie zagadki wcale nie jest oczywiste.
Na końcu przeczytałam najnowszy w Polsce tom, „Czerwoną wilczycę”. Prawdę mówiąc, początek ledwie zmęczyłam – Annika wpada na trop słynnego terrorysty, odkrywa powiązania ze światem polityki, a w dodatku nikt jej nie wierzy. Jej szef, który dotąd ufał jej bezgranicznie, teraz jest przekonany, że dramatyczne chwile, które przeżyła (opisane w „Zamachowcu”), negatywnie wpłynęły na jej instynkt zawodowy. Krótko mówiąc, wydaje mu się, że Annika wpadła w manię prześladowczą i widzi rzeczy, które nie istnieją. Nie podobał mi się ten wątek, uważam, że nagła zmiana postawy redaktora naczelnego jest co najmniej niewiarygodna. W dodatku nie lubię kryminałów z polityką w tle i intryga straszliwie mnie wynudziła. Na szczęście prywatne życie Anniki zrobiło się nagle wyjątkowo burzliwe i ten wątek uratował powieść, sprawiając, że drugą połowę przeczytałam bardzo szybko. Teraz najchętniej dowiedziałabym się, co było dalej, ale niestety, kolejnych książek na razie po polsku nie ma. Czekają na mnie za to dwa wcześniejsze tomy, ale chyba dam sobie trochę od Lizy Marklund odpocząć, zanim po nie sięgnę.
Myślę, że seria o Annice Bengtzon przypadnie do gustu tym czytelnikom, którzy lubią zwykłe kryminały z ciekawym tłem. Największym jej atutem jest postać głównej bohaterki, jeśli ją polubicie, przeczytacie całość z przyjemnością. Warto też zauważyć, że seria ta nie powstała na fali popularności szwedzkich kryminałów – pierwszy tom ukazał się już w 1998 roku. W jakiś sposób przypomina mi serię Mari Jungstedt o inspektorze Knutasie (nawiasem mówiąc, recenzja kolejnego tomu już wkrótce!), aczkolwiek bohaterka jest zdecydowanie ciekawsza niż Knutas, a i tło zupełnie inne. Jest jednak pewne podobieństwo w niespiesznym prowadzeniu intrygi, w sposobie rozwiązywania zagadki raczej za pomocą rozważań, a nie pościgów, poza tym kolejne tomy serii są tak samo nierówne;) Klimat jest jednak inny – w końcu miejscem akcji nie jest spokojna wyspa na Bałtyku, ale gwarna redakcja jednej z większych szwedzkich gazet.
Jeśli chcielibyście poznawać losy Anniki w miarę chronologicznie, powinniście chyba zacząć od „Studio Sex”. Wydaje mi się, że kolejność powinna być taka:
- „Studio Sex”
- „Raj”
- „Prime time”
- „Zamachowiec”
- „Czerwona wilczyca”
Poprawcie mnie, jeśli się mylę w kwestii dwóch pierwszych części, bo ich nie czytałam i sugeruję się tylko opisami z okładek.
Czytaliście tę serię? Które tomy przypadły Wam do gustu, a które mniej?
No Comments