Na jakimś książkowym forum padło niedawno pytanie – jakie książki pasują do jesieni? Wywołało nadspodziewanie burzliwą dyskusję, w której kilka osób usiłowało udowodnić, iż nie można dzielić książek wedle pór roku, i że nie ma czegoś takiego jak „książka na jesień”, „książka na zimę” itd. Pozwolę sobie z tym nie zgodzić – są książki, które kojarzą mi się typowo jesiennie, i takie, które czytać mogę tylko latem. Czasem wynika to z tematyki, czasem ze skojarzeń (przykładowo takiego tam „Półbrata” kupiłam jako lekturę na długie jesienne wieczory, ale jakoś się za niego nie zabrałam i wiosną okazało się, że mi nie pasuje do świergotu ptaków za oknem…), a czasem jest to czysta idiosynkrazja. Myślę jednak, że wiele osób się ze mną zgodzi, że tak jak na zimowe wieczory świetnie nadają się opasłe sagi rodzinne czy wiktoriańskie tajemnice, tak pierwsze wczesne wieczory listopadowe doskonale współgrają z klimatem skandynawskich kryminałów – koniecznie takich prawdziwych, nieco posępnych i melancholijnych.
Ja tej jesieni przeczytałam ich już całkiem sporo. Ostatnio trzy, które łączy to, że są kolejnymi częściami cyklu. Takie powroty do znanych już bohaterów i miejsc powodują, że książkę czyta się jeszcze łatwiej, co jest ważne w sytuacji, gdy jesień upływa nam nie tylko pod znakiem szybko zapadającego zmroku, ale także pracy w nieco ponadwymiarowym czasie.
„Słodkie lato” Mari Jungstedt teoretycznie nie pasuje do jesieni. Jest jednak coś w klimacie pustych plaż Gotlandii, co sprawia, iż tam zawsze panuje jesienna atmosfera. Tym razem morderstwo zostaje popełnione na takiej plaży właśnie – podczas porannego joggingu zastrzelony zostaje mąż i ojciec, Peter Bovinde. Coś, co początkowo wydaje się przypadkowym dziełem szaleństwa, okazuje się mieć ciąg dalszy, i jak to zwykle w tym cyklu bywa, na jednej ofierze się nie kończy.
Cykl Mari Jungstedt jest nierówny, a i polskie edycje bywają mniej i bardziej staranne. Ta książka należy, moim zdaniem, do bardziej udanych. Intryga jest dość zawiła i wciągająca, dość późno domyśliłam się, kto stoi za morderstwami. Życie prywatne bohaterów dość często wkrada się do fabuły, zaś zakończenie jest wyjątkowo jak na ten cykl wysublimowane i dwuznaczne. Szkoda tylko, że wydawnictwo popsuło dość mocno przyjemność z lektury, wydając książki w niewłaściwej kolejności. „Słodkie lato” powinno czytać się jako czwartą bodajże część, najważniejsze wydarzenia, łącznie z zakończeniem intrygi, są omawiane w kolejnych częściach, które polscy czytelnicy już przeczytali… Muszę przyznać, że nie przeszkadzało mi to w kwestii wątku miłości Johana i Emmy – ta para na tyle mnie irytuje, że przestał mnie jej los obchodzić. Jednak Knutas i Karen to inna para kaloszy, a to właśnie jedno z nich staje w tej części przed niezwykle trudnym dylematem, o którym niestety wiedziałam już wcześniej…
Mimo wszystko warto po „Słodkie lato” sięgnąć, choćby po to, aby różne niedopowiedzenia i sekrety z kolejnych tomów zostały wyjaśnione, a poza tym Gotlandia jest w tej książce czarowna jak zawsze.
„Testament Nobla” Lizy Marklund pojawił się w księgarniach jak na zawołanie chwilę po tym, jak skończyłam poprzednią część, „Czerwoną wilczycę”. Tym razem Annika bierze udział w wydarzeniach nie tylko jako reporterka, ale jako świadek – jest gościem na noblowskim bankiecie, i oczywiście tuż obok niej zastrzelona zostaje pani przewodnicząca Komitetu Noblowskiego. Annika jako jedna z nielicznych widziała morderczynię, zostaje więc zobowiązana do milczenia przez policję. Jak się łatwo domyślić, nie przyjdzie jej łatwo trzymać język za zębami. Sama intryga jest tym razem dość przewidywalna, ciekawsze rzeczy dzieją się z prywatnym życiu Anniki. Ciekawsze, ale nie da się ukryć, że denerwujące, i sporo mojej sympatii dla tej bohaterki ulotniło się w tej części. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach przestanie być tak przerażająco pasywna, bo owszem, chociaż „Testament Nobla” mnie trochę zirytował, na pewno sięgnę po następną część! Czyta się świetnie, a w dodatku kończy prawdziwym „cliffhangerem”.
Najwięcej kłopotów sprawił mi Arne Dahl. Niecierpliwie czekałam na najnowszą część znakomitego cyklu o Drużynie A, jednak gdy zaczęłam czytać „Na szczyt góry”, kilkakrotnie miałam ochotę cisnąć książką o ścianę. Styl autora potrafi przyprawić o zgrzytanie zębów. Nie wiem, czy nie wynika to częściowo z tłumaczenia, wydaje się, że te książki zostały napisane dość specyficznie. Arne Dahl lubi krótkie zdania zawierające jakąś grę słów lub nietypowe skojarzenia, i czasami wychodzi mu to dobrze, są jednak momenty, gdy jego puenty i przenośnie dosłownie zgrzytają w zębach. Na szczęście dość szybko zarówno akcja, jak i styl stają się całkiem płynne i ostatecznie lektura przyniosła mi przyjemność, na jaką liczyłam.
Po nieudanym polowaniu na mordercę z Kentucky, Drużyna A rozpadła się. Jej członkowie albo leczą rany w zaciszu domowych pieleszy, albo też próbują się odnaleźć na nowo wśród zwykłych policjantów. Nagle jednak dzieje się kilka rzeczy, które wydają się być ze sobą jakoś połączone, i to w zaskakujący sposób. Co wspólnego może bowiem mieć przypadkowy akt przemocy, w skutek którego jeden kibic zabija drugiego w pubie, oraz świetnie zorganizowana, a jednak nieudana, zasadzka jednej grupy przestępczej na drugą? I kim są dziewczyna i chłopak, którym udaje się przechytrzyć zawodowych gangsterów? Drużyna A zostaje ponownie zwołana, jej członkowie nie są już jednak tacy jak dawniej.
Arne Dahl jest bardzo konsekwentny w budowaniu postaci. W kolejnych tomach dawkuje nam niewielkie porcje informacji, pobudzając ciekawość. Pisze akurat tyle, abyśmy poczuli więź z bohaterami, nie zdążywszy się jednak znudzić. W dodatku buduje cudownie zagmatwane, wielopiętrowe intrygi, w każdym kolejnym tomie zupełnie inne. Tak, to zdecydowanie jest pisarz, na którego warto czekać, dobrze, że jeszcze sporo części cyklu czeka na przetłumaczenie.
Mój kryminalny maraton jeszcze się nie skończył, bo od dzisiaj w księgarniach powinna być dostępna kolejna książka Jussi Adler-Olsena, „Zabójca bażantów”. Jego „Kobieta w klatce” to jeden z najlepszych kryminałów jakie czytałam w tym roku, sporo sobie obiecuję po kolejnej części i na pewno nie zdołam się długo powstrzymać przed zakupem.
No Comments