Zmagając się cały dzień z jedną z najbardziej paskudnych odmian grypy, jakie kiedykolwiek miałam, zaczęłam się zastanawiać, czy jestem w stanie odsunąć od siebie myślenie o bolących stawach lekturą. Przy chorobie nie czyta się łatwo – oczy bolą, ciężko się skupić. Większość weekendu spędziłam więc pocieszając się filmami, a konkretnie ekranizacjami powieści dla dzieci, które sprawdziły się w tej materii znakomicie. Obejrzawszy jednak którąś kolejną część Harry’ego Pottera oraz "Księcia Kaspiana", oraz przespawszy kilka kolejnych godzien, stwierdziłam, że ciężko mi czymś zająć myśli bez książki.
Na grypę powinno się chyba trzymać w domu specjalne lektury. Tak jak zawsze mam aspirynę w szufladzie, powinnam mieć na podorędziu jakąś lekką i wciągającą chick lit chociażby. Niestety, jak na złość, nic na półkach nie znalazłam, co by do mnie przemówiło, chociaż teoretycznie wybór mam spory. Postanowiłam więc spróbować z jakimś kryminałem, potem z "Eukaliptusem" Baila, który wydaje się całkiem lekką bajką o miłości. Nic z tego, ponieważ każda próba nieodmiennie kończyła się tym, że ze zdziwieniem stwierdziałam, że trzymam w ręku książkę na grypę całkiem nieodpowiednią. "Droga do szczęścia" Richarda Yatesa jest bowiem takim książkowym odpowiednikiem grypy – boli od niej całe ciało, nie ma się dalej towarzyszyć bohaterom, ale nie można ich od siebie odsunąć. Pogrążam się więc beznadziejnie w ich życiu, gorączka mi rośnie, ból w piersiach i oczach także, ale nie mogę nic innego wziąć do ręki…Nie pozostaje nic innego, jak dotrwać do końca.
Dobrze byłoby się jednak pocieszyć się chociaż wizją kolejnej lektury, która będzie antygrypowa, antydreszczowa i generalnie ozdrawiająca. Liczę na Was – co czytacie podczas grypy? Powieści z dzieciństwa, które mi od razu przychodzą na myśl, niestety są dla mnie chwilowo niedostępne – muszę je kiedyś wreszcie poprzywozić od rodziców. Cóż więc innego – klasyka? Jane Austen? Czy jakąś wciągającą nowość?
No Comments