J.B. Handelsman – The New Yorker, 1994
Tym razem nie poszło mi tak szybko, jak planowałam – nie dlatego, że „Miasteczko Middlemarch” ciężko się czyta. Wręcz przeciwnie, jestem cały czas pozytywnie zaskoczona, jak przyjemna okazuje się ta lektura. Bardzo odpowiada mi czytanie w odcinkach, jako że po przeczytaniu mniej więcej 100 stron mam ochotę na małą przerwę. Za opóźnienie odpowiedzialne są inne lektury, które mnie pochłonęły na tyle, że nie mogłam się od nich oderwać (o jednej z nich już pisałam, o kolejnej napiszę wkrótce) i konieczność ponownego przeczytania kilku książek (o tym także niebawem). Wreszcie jednak udało mi się przeczytać drugą księgę, i zaczynam powoli robić notatki. O ile bowiem pierwsza księga skupiała się na kilku zaledwie postaciach, to od księgi drugiej bohaterów pojawia się coraz więcej. Na razie każdy dostał sporo własnego miejsca i nie wydaje mi się, że istnieje ryzyko pogubienia się, jednak nauczona doświadczeniem wolę sobie zapisywać najważniejsze fakty.
Najciekawszą z nowych postaci wydaje się na razie doktor Tertius Lydgate. Jest intrygujący, ponieważ przyjmuje rolę obserwatora. Obserwujemy mieszkańców Middlemarch jego oczami, a on sam wydaje się być samotnym wilkiem (co oczywiście nie przeszkadza mu się zakochać). Obawiam się, że George Eliot szykuje mu ciężkie przejścia!
Dorothea, która w pierwszym kilku rozdziałach zdecydowanie nie budziła sympatii czytelnika, jest już mężatką. A ponieważ, co łatwo było przewidzieć, jej małżeństwo okaże się pomyłką, zaczynamy jej współczuć, a tym samym nasza niechęć do niej maleje. W końcu to tylko naiwne dziewczę, które pomyliło fantazje z rzeczywistością i odrobinę za późno odkryła, że narzeczony i mąż to nie do końca ta sama osoba. Oczywiście, jak na powieść wiktoriańską przystało, w odpowiednim (lub właśnie całkowicie niewłaściwym) momencie pojawia się młody, przystojny artysta.
Drugą księgę czytało się nieco trudniej niż pierwszą. Każda nowa postać wymaga zdwojonej uwagi – zdążyliśmy już zainteresować się losem Dorothei i Causabona, gdy nagle zniknęli nam z oczu. Nużące bywają dyskusje o polityce, na szczęście jednak George Eliot wie, jak nie zamęczyć czytelnika. Jej poczucie humoru nie zawodzi, zaś językiem naprawdę można się delektować.
Jak wam się podobała druga księga? Która z nowych postaci wzbudza wasze zainteresowanie? Zaczynacie bardziej lubić Dorotheę?
Nie wiem, jak mi pójdzie z księgą trzecią, ale postaram się nie spędzić nad nią więcej niż dwa tygodnie. Kolejny odcinek Misji: Miasteczko powinien więc pojawić się 16 kwietnia.
No Comments