Stare Miasto

Nie znasz klasyków i się nie przyznajesz? Dowiedz się, jak to zmienić

16 stycznia 2015

Dzisiaj po południu przeprowadzam kolejny egzamin z historii literatury amerykańskiej. Kolejny w tym wypadku oznacza kolejny termin warunkowy. Czyli egzaminować będę ludzi, którzy oblali już ten przedmiot przynajmniej trzy razy.

Myślicie, że jestem zołzą i zadaję zbyt trudne pytania? Może mi się to nawet zdarza (komu się nie zdarza?) ale nie tym razem. Nie znoszę tych egzaminów i zawsze czuję się podłamana idąc na nie, toteż staram się pytać o sprawy podstawowe i o lektury najprzyjemniejsze. Jeśli mam do wyboru „Wielkiego Gatsby’ego” i „Wściekłość i wrzask”, wybiorę Fitzgeralda, choć osobiście większą miłością darzę Faulknera. A jednak egzamin ten dla wielu studentów jest jakąś przerażającą próbą. Dlaczego? Może dlatego, że przeczytanie książki, całej książki, która ma więcej niż 10 lat, wydaje im się zadaniem ponad siły? Albo zwyczajnie jest ich zdaniem tak nudne, że szkoda im poświęcić kilka godzin swojego życia na to?

Nie wiem sama, wiem jednak, że nawet wśród ludzi, którzy czytają dużo i z przyjemnością, czytanie klasyki bywa bardzo niepopularne. Na grupach czytelniczych na Facebooku padają prośby o polecenie ciekawej książki, ale nie starszej niż pięć lat. Blogerzy książkowi przyznają się bez cienia zażenowania, że nie czytali Dostojewskiego, Dickensa, Bułhakowa albo nawet Sienkiewicza i że wcale tego nie żałują.

Szkoda.

Szkoda, bo sam fakt, że książka została napisana 50, 100 albo, o zgrozo, 200 lat temu nie oznacza, że jej lektura będzie zadaniem trudnym i nieprzyjemnym. Szkoda, bo wypowiadając się o książkach nowych, a nie znając ich poprzedników, nie mamy pełnego obrazu. Szkoda, bo czytanie dobrych książek to zajęcie wyjątkowo satysfakcjonujące, czasem nawet kształtujące, a nie bez powodu jakaś książka jest wciąż wydawana, czytana i dyskutowana 100 lat po jej premierze. Często tym powodem jest właśnie fakt, że jest po prostu, najzwyczajniej w świecie, bardzo dobra.

Na szczęście równie często widuję nieco inne sytuacje. Postanowienia ogłaszane na blogu i na grupach dyskusyjnych o czytaniu tzw. klasyki, o sięganiu po książki, których okładki nie połyskują z półek z bestsellerami. Często zresztą wznowienie jakiejś książki (i akcja promocyjna wydawnictwa) sprawia, że nagle sięgają po nią osoby, które jeszcze pół roku wcześniej o niej nawet nie myślały. To dobrze, oby jak najwięcej takich wznowień się pojawiało! Jak najwięcej nowych, dobrych tłumaczeń, jak najwięcej promocji.

Jeśli skłaniacie się ku tej drugiej grupie i chcielibyście przeczytać coś, co uchodzi za klasykę, mam dla was jedną podstawową radę.

Nie wstydźcie się!

Nie ma osoby, która przeczytała wszystko. Każdy z nas nie przeczytał czegoś, co teoretycznie „powinien”. Komu nie zdarzyło się uniknąć jakiejś lektury obowiązkowej? Ja nie przeczytałam „Chłopów” (mam nadzieję, że moja polonistka tego nie czyta). Nie przeczytałam „Miasteczka Middlemarch”, mimo podjętych rok temu prób! Nie czytałam „Braci Karamazow”, Stendhala, „Pani Bovary”, „Iliady” i „Odysei”. Uczę o Szekspirze, a nie czytałam wszystkich komedii.

No, zrzuciłam to z siebie!

Italo Calvino (też klasyk) w książeczce o tym, dlaczego warto czytać klasyków, nieprzetłumaczonej niestety na polski, napisał, że często wstydząc, że czegoś nie czytaliśmy, udajemy, że sięgamy po to po raz drugi, by sobie „przypomnieć”. Nie ma sensu tego robić! Tak naprawdę powinniśmy się cieszyć, że możemy sięgnąć po coś po raz pierwszy. To cudowne, móc przeczytać najwspanialsze dzieła literatury światowej jako człowiek dorosły, dojrzały, więcej rozumiejący.

Dlaczego by nie zacząć w 2015 przekonywać się na własnej skórze, że ani Stendhal, ani Dostojewski, ani Jane Austen nie gryzą? No dobrze, co do Stendhala pewności nie mam, jako że nie poznaliśmy się osobiście. Za Jane też nie ręczę, potrafi być kąśliwa.

Ja w tym roku mam zamiar (ponownie) poznać mieszkańców miasteczka Middlemarch. Zachęcona przez Marlowa, chcę bliżej poznać Homera. A poza tym mam ochotę na ponowne przeczytanie jednej z lektur, której chyba nie doceniłam jako licealistka.

Tak, ponowne czytanie klasyków też ma sens. Tak naprawdę sięgając po latach po szkolne lektury mam wrażenie, że czytam je po raz pierwszy.

Temat powraca na moim blogu jak bumerang. Pytałam kiedyś, czy lepiej jest czytać więcej czy mniej, a także o to, czy czujecie się oczytani. Wraca, bo wciąż mnie uwiera.

Żeby nie był to marudny tekst o niczym, kilka rad na koniec.

1. Przyznaj się, choćby przed sobą, że czegoś nie czytałeś.

2. Traktuj lekturę jak przygodę.

3. Nie żałuj czasu na to, by wrócić do książek kiedyś przeczytanych – czytanie ich w wieku dorosłym jest zupełnie innym doświadczeniem.

4. Poznaj kontekst. Przed lekturą lub po niej, jak wolisz, spróbuj dowiedzieć się czegoś więcej o danej książce i jej autorze. Często ten kontekst pozwoli ci bardziej docenić książkę, choć oczywiście powinna ona się bronić sama w sobie.

5. Bądź krytyczny, nie musisz padać na kolana przed czymś tylko dlatego, że ma więcej niż 50 lat. Bądź jednak też otwarty i nie uprzedzaj się za wcześnie – w innych epokach pisało się często inaczej.

6. Nie bój się. Wielkie książki mają to do siebie, że potrafią przemówić do czytelnika o kilka pokoleń młodszego. Musisz ich tylko posłuchać. Calvino powiedział, że klasyk to taka książka, która nigdy nie przestała mówić tego, co ma do powiedzenia.

7. Smakuj piękno języka. Ci ludzie potrafili pisać. Zwróć na to uwagę, nie pędź do przodu, by jak najszybciej dowiedzieć się, jak to się wszystko skończy.

8. Rozmawiaj o książce. Zrozumiesz ją lepiej, wymieniając z kimś opinie.


Dorzucicie coś od siebie?


You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply