Nie mogę powiedzieć, że wycieczkę na targi książki dla dzieci zaliczam do udanych, aczkolwiek to zdecydowanie nie jest wina samych targów. Wręcz przeciwnie – uważam, że są fantastyczne, atrakcji dla dzieciaków jest jeszcze więcej niż rok temu, świetnych książek również. Ola była zachwycona. Na początku przeszłyśmy przez halę, na której odbywały się targi edukacyjne, i prawdę mówiąc, już tam mogłybyśmy spędzić z godzinę, bawiąc się tablicami interaktywnymi (niby mam takie w pracy, ale te na targach miały chyba fajniejsze, bo bardziej dziecięce oprogramowanie), szkieletami i modelami anatomicznymi do składania, robotami zbudowanymi z lego i tym podobnymi atrakcjami. Gdy udało nam się wreszcie dotrzeć do książek, pierwsze co zobaczyłyśmy, to dwa spore place zabaw, których w poprzednich latach nie było.
Ola wyszalała się trochę, po czym sama przyszła, żeby już iść do książek. To jest zresztą największa zaleta tych targów. Dziecko, które chodzi tam co roku, idzie właśnie po książki, cieszy się na to kilka dni wcześniej, planuje zakupy, odkłada kieszonkowe, słowem, zachowuje się jak na mola książkowego przystało. Chodziłyśmy i oglądałyśmy, przebierałyśmy, odkładały, aż wreszcie nabyłyśmy mały stosik, cały na stoisku Zakamarków, jak co roku zresztą. I całe szczęście, że się wreszcie zdecydowałyśmy, bo gdy chwilę później zatrzymałyśmy się przy kolejnym stoisku, pani zaczęła pokazywać książki, których nie znałyśmy i które nas zainteresowały, a gdy je przeglądałyśmy, wokół nas nagle zrobił się dziwny nawet jak na targi tłok. Poczułam się jakoś przyduszona, odłożyłam więc książki i powiedziałam, że przyjdziemy gdy będzie luźniej, a gdy wycofałyśmy się z Olą, zobaczyłam że mam otwartą torebkę, którą z całą pewnością zamykałam, i już wiedziałam, że ten tłok nie był przypadkowy… Portfela nie było.
No cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz, bo nigdy dotąd chyba mnie jeszcze nie okradziono. Jestem zresztą zawsze przesadnie ostrożna, pilnuję torebki, kieszeni, bagażu, i kilka razy udaremniłam już próby kradzieży, w porę je zauważając. Dzisiaj straciłam na chwilę czujność, zadowolona, że moja córka przebiera w książkach dokładnie tak samo jak ja. W dodatku w rękach trzymałam torebkę, torbę z zakupami z poprzedniego stoiska i dwie kurtki, bo niestety szatni w tym pawilonie nie było… Olę, która oczywiście się przejęła, wysłałam więc z powrotem na plac zabaw, a sama zaczęłam wydzwaniać do banków, aby zablokować karty i dokumenty. Szczęśliwie, poszłam także do biura targowego, żeby poprosić o telefon, gdyby portfel znaleziono w jakimś ciemnym kącie. I faktycznie, gdy byłam już prawie w pracy pół godziny później, zadzwoniono do mnie z informacją, że mój portfel, razem z całą kupką innych skradzionych tego samego dnia, znaleziono w targowym bufecie… Szczęśliwie straciłam więc tylko pieniądze, i to w sumie niewielkie, aczkolwiek karty zdążyłam zablokować, więc i tak będę musiała czekać na wydanie nowych…
Najbardziej żałuję, że przez to zamieszanie straciłyśmy sporo czasu, ale i humor, i nie obejrzałyśmy wszystkich stoisk… Nie kupiłyśmy też nic więcej, chociaż miałyśmy już wybrane kilka książek. Morał z tej historii? Jeśli chcesz kupić książkę, nie odkładaj tego na później;)
Oto, co zdążyłyśmy kupić:
Zestaw dość monotematyczny: ostatnia brakująca nam książeczka z serii opowieści z Bullerbyn – pięknie zilustrowane opowiastki autorstwa Astrid Lindgren, żadne podróbki, oraz dwie książki z zagadkami i łamigłówkami i jedna normalna, uczciwa opowieść z serii o biurze detektywistycznym Lassego i Mai, która jest Oli ostatnim odkryciem. Zastanawiam się, czy już powinnam ją zapisać na forum Kryminały i sensacje.
Gdybym Oli pozwoliła, kupiłaby jeszcze sporo, w tym przynajmniej jedną książkę z serii, w której jest od dawna już zakochana:
Są to prawdziwie czarodziejskie księgi, w twardych, złoconych oprawach, nieco może kiczowate, ale przemawiające do wyobraźni dziecka. Mamy tu „Smokologię”, „Potworologię”, „Księgę piratów”, „Księgę czarów”, „Oceanologię”, „Egiptologię” i kilka innych. Mamy w domu „Księgę piratów” i spędziłyśmy nad nią sporo godzin – są w niej różne schowki, a w nich ukryte mapy, ciekawostki, a nawet papierowy zegar słoneczny! Tekst także ciekawy, całkiem rzetelnie napisany, zawiera historie znanych piratów, informacje o żegludze, morzach i oceanach, sądzę więc, że więcej książek z tej serii kiedyś u nas zawita.
Na szczęście, choć nie zdążyłyśmy kupić nic więcej, mamy w domu kilka więcej premier targowych, jako że wydawnictwo Stentor rozpieściło mnie, przysyłając cały stosik książek nagrodzonych w konkursie im. Astrid Lindgren (dziękuję!)
Najbardziej zaintrygował mnie „Czarny młyn”, zdobywca Grand Prix konkursu, który określany jest mianem czegoś w rodzaju horroru dla dzieci. W popegeerowskiej wsi zaczynają się dziać bardzo dziwne rzeczy, tak jakby złe siły wysysały energię z ludzi i przedmiotów. Przeciwstawić się im może tylko niepełnosprawna dziewczynka. Ciekawi mnie też „Ela-Sanela”, której bohaterką jest nastolatka urodzona w Bośni podczas wojny na Bałkanach, która wraz z grupą uchodźców jako niemowlę trafia do Polski i zostaje tu adoptowana. Wydaje mi się, że obie te książki poruszają trudne tematy, nietypowe w książkach dla dzieci. „Wyspa mojej siostry” to opowieść o Marysi i jej siostrze, która ma zespół Downa. „A niech to czykolada” jest dla mnie najbardziej tajemnicza z tej czwórki, a wszystkie zostały nagrodzone w kategorii książek dla dzieci w wieku od 10 do 14 lat. Mam zamiar przeczytać je w najbliższych dniach, ciekawa jestem, czy któraś z nich nada się już dla Oli, która czyta książki zdecydowanie ponad swój wiek. Musi się nadać, bo dziecko wiedzione intuicją molika wypatrzyło już te książki i traktuje jako swoje:) Mam nadzieję, że da mi chociaż w celach recenzyjnych je przeczytać;)
Chętnie kupiłabym jeszcze pozycje nagrodzone w młodszej kategorii wiekowej: 6-10 lat, będę musiała się rozejrzeć za nimi w księgarni. Zwłaszcza intryguje mnie „Masło przygodowe” Barbary Stenki, zdobywca pierwszej nagrody w tej kategorii, i nie zniechęca mnie to, że właśnie przy oglądaniu tej książki prawdopodobnie dałam się okraść;)
Szkoda, że nie mogę pojechać na targi jeszcze raz, żeby porządnie przejrzeć pozostałe stoiska, niestety, jutro nie mam się już kiedy wyrwać z pracy… Nie żałuję dzisiejszej wycieczki, pomimo przykrego incydentu. Tych, którzy mają blisko, zachęcam, zwłaszcza z dziećmi – takie wyjście naprawdę pomaga w zachęcaniu do czytania… Tylko uważajcie na porfele, lepiej już spłukać się doszczętnie na książki;)
No Comments