Wprawdzie dzisiaj poniedziałek, ale gość będzie raczej milczący. Nie mogłabym jednak nie zaprosić jej w jej własne urodziny, zwłaszcza że jej towarzystwo stało się stałym elementem mojego życia czytelniczego, nieodnotowanym dotąd na blogu. Fanny Burney, której „Evelinę” właśnie kończę czytać, urodziła się dokładnie 259 lat temu, 13 czerwca 1752 roku.
Zapewne niewiele osób wie, że imię Jane Austen pojawiło się w druku podczas jej życia zaledwie raz, i to bynajmniej nie na stronie tytułowej jednej z jej powieści, lecz na liście subskrybentów książki Fanny Burney, także zresztą opublikowanej anonimowo. Taka zresztą była praktyka, że kobiety książek nie podpisywało. Fanny Burney do tego stopnia chciała pozostać nierozpoznana, że zmieniła nieco swój charakter pisma, pisząc swoją pierwszą powieść. Bała się, że wydawca go rozpozna, wiele razy bowiem edytowała przeznaczone do druku prace swojego ojca.
Brak nazwiska na stronie tytułowej anonimowości jednak nie gwarantował. Osiemnastowieczny światek był niewielki, zwłaszcza jeśli się mieszkało w Londynie, tak jak Fanny. Jej debiutancka „Evelina” stała się wielkim hitem, a autorka musiała zmagać się z niechcianą i zawstydzającą ją popularnością. Jednak to za jej sprawą kobiece powieściopisarstwo przestało uchodzić za hańbiące zajęcie, i w ten sposób została utorowana droga dla wielkich pisarek dziewiętnastowiecznych.
Niezwykłą była kobietą, i zostawiła po sobie fantastyczną spuściznę – 72 lata opisane w dziennikach. Zaczęła prowadzić pamiętnik w wieku lat szesnastu i kontynuowała go aż do śmierci. Moim marzeniem jest mieć całość, niestety na razie jest to marzenie ściętej głowy, bo chociaż wszystko, wraz z listami, których też napisała grube tomy, zostało opublikowane, ceny są raczej zawrotne. Za to jaka zawartość! Pięć lat życia na dworze królewskim, w okresie, gdy u Jerzego III pojawiły się pierwsze symptomy „szaleństwa”. Mastektomia przeprowadzana bez znieczulenia, opisana w liście do siostry. Życie we Francji w ostatnich latach epoki napoleońskiej. Spotkania z literatami, artystami, politykami.
Życie dworskie było dla Fanny zasadniczo karą, a nie nagrodą. Królową Charlottę poznała przypadkiem, podczas pobytu u swojej przyjaciółki w Windsorze. Nie wiedziała, że podczas tego przypadkowego spotkania królowa poddała ją przesłuchaniu – szukała damy dworu na nieobsadzone stanowisko, i przydałby jej się ktoś inteligentny i rozmowny. Fanny nie była zachwycona, gdy dostała propozycję nie do odrzucenia. Miała zostać damą od ubierania (Keeper of the Robes) – tytuł ten brzmiał dumnie i pensja była całkiem wysoka (200 funtów rocznie, co odpowiada 20 000 funtów obecnie), jednak w rzeczywistości było to zajęcie nudne, polegające na codziennym ubieraniu królowej, nawet kilka razy dziennie, przez 365 dni w roku, bez żadnych wakacji, do końca życia. Fanny nie mogła powstrzymać łez, gdy wyjeżdżała na zamek w Windsorze. Była już wtedy autorką „Eveliny” i chciała pisać dalej, ale wiedziała, że na dworze będzie to niemożliwe.
Królowa Charlotte
Życie na dworze okazało się mało przyjemne. Inne damy dworu były nudne lub złośliwe, praca zaś upokarzająca i wyjątkowo nużąca, zwłaszcza, że Fanny nie interesowała się modą i wciąż bała się, że popełni jakieś faux pas. Na szczęście król i królowa okazali się dobrymi towarzyszami i Fanny nie czuła się źle w ich towarzystwie. Uwielbiała też małe księżniczki, których było aż sześć. Była świadkiem pierwszych oznak choroby psychicznej u króla (obecnie sądzi się, iż cierpiał on na porfirię, chorobę metabolityczną, a nie psychiczną) w październiku 1788 roku. Tego wieczoru zapisała w swoim dzienniku, iż królowa była blada, upiornie blada, a jej ręce były zimne jak marmur.
Fanny wytrzymała w służbie królowej prawie całe 5 lat. Pod koniec jednak tęsknota za domem stała się tak silna, że doprowadziła do choroby. Zmarła też najlepsza przyjaciółka Fanny, pani Delany, przez co powieściopisarka czuła się jeszcze bardziej opuszczona. Chociaż więc królowa planowała mieć ją przy sobie znacznie dłużej, zwolniła ją ze służby, dając emeryturę w wysokości połowy pensji – z tej emerytury Fanny utrzymywała siebie, a potem i swojego męża, do końca życia, jako że pozbyła się praw autorskich do swoich powieści. Pozostała przyjaciółką królowej i odwiedzała ją i jej córki regularnie.
Młodzieńczy entuzjazm, który aż bije z każdej strony „Eveliny”, został skutecznie ugaszony pięcioma latami na dworze. Wydawało się, że Fanny nie napisze nic więcej. Jednak trzy lata później poznała Alexandra D’Arblay, uciekiniera z ogarniętej rewolucją Francji, i zakochała się w nim. Choć nie miał on grosza przy duszy, pobrali się, i wkrótce, w wieku lat czterdziestu trzech, urodziła jedynego syna. Przez wiele lat podróżowali po Europie, aby w końcu osiedlić się w Bath. Fanny opublikowała kolejne powieści („Cecylię” i „Camillę” oraz, pod koniec życia, „The Wanderer”).
W wieku 58 lat Fanny zaczęła odczuwać bóle w piersi, które jej mąż zdiagnozował jako raka. Rok później stały się tak nie do zniesienia, że poddała się zabiegowi mastektomii, chociaż były to czasy, w których nie znano jeszcze żadnego znieczulenia! 30 września 1811 roku Fanny wyprawiła z domu męża i syna, napisała do nich obu listy pożegnalne oraz testament. Najgorsze było oczekiwanie, ale w końcu, o trzeciej, przybyło siedmiu lekarzy w czerni, wśród niech czołowi francuscy medycy. Fanny dostała kieliszek wina – było to jej całe znieczulenie. Operacja trwała 3 godziny 45 minut, a pacjentka była przez większość czasu przytomna. Wykazała niezwykłą odwagę, chwaloną później przez lekarzy. Gdy było już po wszystkim, doktor podniósł ją i przeniósł na przygotowane wcześniej łóżko, „i zobaczyłam mojego dobrego doktora Larry, bladego prawie tak jak ja sama, jego twarz ociekającą krwią, i jego spojrzenie wyrażające smutek, niepokój i niemalże zgrozę” – napisała 9 miesięcy później w poruszającym liście do swojej starszej siostry. List ten jest jednym z niewielu dokładnych zapisów przeżyć pacjentów podczas operacji przed erą anestezji, i jest niezwykle poruszający. Fanny żyła jeszcze 29 lat. Nie wiadomo, czy guz, który jej usunięto, był w ogóle złośliwy. Jej mąż zmarł niestety zaledwie kilka lat po jej operacji.
Powieści Fanny były niezwykle popularne za jej życia, później zaś zostały na dłuższy czas zapomniane – dokładnie odwrotnie niż w przypadku Jane Austen, która nie była zbyt znana za życia, za to skrajnie popularna po śmierci. Sama Jane oddała Fanny hołd w swoim „Opactwie Northanger”, w którym tak pisze o powieściach:
„Słyszy się takie uwagi ze wszystkich stron. „A cóż pani teraz czyta, panno…?” „Och, tylko powieść!” – odpowiada młoda dama, odkładając książkę z udaną obojętnością czy rumieńcem wstydu. „To tylko Cecylia, Camilla czy Belinda (dwie pierwsze to powieści Fanny Burney, Belinda to powieść Mary Edgeworth – przyp. mój) – krótko mówiąc – tylko utwór, który świadczy o talencie, utwór, w którym dogłębna znajomość natury ludzkiej i celne obrazy jej różnorakich odmian, polotu, żywego dowcipu i humoru przekazane są światu w najwyborniejszym języku.”
Piękny hołd złożony przez wielką pisarkę swojej poprzedniczce i mistrzyni. I jak tu nie mieć ochoty natychmiast odłożyć kolejny super_hiper_jedyny_w_swoim_rodzaju_kultowy bestseller i nie zagłębić się w świat wykreowany przez tę dzielną i intrygującą kobietę? Aczkolwiek nie da się ukryć, że ilość stron niektórych jej powieści lekko onieśmiela… „Evelina” jednak jest jak na osiemnasty wiek bardzo zwięzłą powieścią, ma sporo współczesnych wydań, i jeśli tylko wasz angielski pozwala wam na zmierzenie się z osiemnastowieczną prozą, to namawiam was do sięgnięcia po nią.
No Comments