goście z innych miejscowości

Poniedziałkowy gość – Bazyl

16 maja 2011

Uwaga – dzisiaj wreszcie, po raz pierwszy, poniedziałkowy gość jest płci męskiej:) Nie wiem, dlaczego do tej pory to nie nastąpiło, mamy w końcu sporo blogujących panów. Na początek zaprosiłam Bazyla, znanego z ciętego języka i bardzo ciekawych, pełnych pasji recenzji! Zapraszam na jego blog i do dyskusji o wybranych przez niego książkach!

*******************************************************************

15 kwietnia. To był dzień odbierania. Najpierw odebrałem maila od padmy z prośbą o zostanie jednym z jej poniedziałkowych gości. Następnie odebrało mi mowę. Trochę później moje komórki mózgowe odebrały impuls, że należałoby to zaproszenie odebrać jako wielkie wyróżnienie. I tak je właśnie odbieram. Równocześnie zastanawiałem się, czym godzien i czy progi blogowo – książkowego Parnasu, czyli Miasta Książek, nie są dla mnie za wysokie, ale Agnes (http://mcagnes.blogspot.com/) przekonała mnie, że nie warto odbierać okazji do “posłuchania” mnie i to nie tylko dziwakom, którzy zaglądają na mojego bloga i czytują moje teksty. Poza tym kiedyś, gdzieś, w przypływie szczerości na pytanie w guście: “Po co blog?”, odparłem “Z próżności.”, a cóż może tę próżność lepiej pożywić niż kilkaset dziennych odsłon u padmy i związana z tym reklama 🙂 Zatem, do dzieła!
 

1. Moja ulubiona książka.


Pytanie o ulubioną książkę jest dość częste w profilach wszelkich serwisów i, niestety, zawsze staję przed nim bezradny. No bo ulubiona, kiedy? Dziś, 10 lat temu, 20 …? Ulubiona, na co? Na poprawę humoru, na pomyślenie, na chwilę zadumy? Słowem, nie mam. Albo mam, ale co jakiś czas lub w zależności od potrzeby ducha, inną. Ponieważ jednak jakoś mi tak głupio, że ja, czytelnik ze sporym stażem, a pole “Ulubiona książka” puste, to zazwyczaj wpisuję tam “Miasto ślepców” Josego Saramago, książkę, która swego czasu wywarła na mnie olbrzymie wrażenie. A ulubione z okresu, który obejmuje moja sklerotyczna pamięć, są obydwa tomy przygód Locke’a Lamory autorstwa Scotta Lyncha.
 

2. Książka, która zmieniła moje życie

Każda książka, którą przeczytam, w jakiś sposób mnie zmienia. Nawet totalny gniot, bo z każdym następnym robię się coraz bardziej radykalnym przeciwnikiem totalnych gniotów. Z drugiej strony, nie jestem typem człowieka, który pod wpływem lektury książek pana Cejrowskiego rusza w nieznane, a kończąc Coelho kupuje młyn w Prowansji i zaczyna pasjonować się kyūdō. Słowem, żadna książka nie zmieniła mojego życia diametralnie.
PS. Ponieważ jednak wypadałoby podać jakiś tytuł, niech z tego miejsca przestrzegę Was przed straszną kichą jaką jest „Sto pociągnięć szczotką przed snem” Melissy P.
 

3. Mało znana książka, która zasługuje na szerszą uwagę.


Ooo, tu to mógłym się rozpisać ponad miarę, ale postaram się ograniczyć. Na przykład do przepisu na znalezienie takowej książki. Zatem idziemy sobie do antykwariatu (opcja dla ludzi lepiej sytuowanych) lub biblioteki (bezrobotni, studenci i budżetówka) i po półgodzinnym błądzeniu w najbardziej zakurzonych kątach wybieramy książkę, która w naszych oczach wygląda na taką, której nigdy nikt nie poświęcił uwagi. A potem czytamy ją i  jeśli do nas przemówi, możemy ją polecić innym. Ja w ten sposób zapoznałem się z esejami historycznymi Stanisława “Cata” Mackiewicza (np. “Herezje i prawdy”, “Europa in flagranti”) oraz książkami Borchardta (niezrównany “Znaczy kapitan”), Ossendowskiego (awanturniczy “Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”), Godden (młodzieżowe “Inspektorze, na pomoc!”) … i niech mi ktoś zabierze mikrofon. Poszperajcie bo naprawdę warto żeby od czasu do czasu w kipieli nowości, zabłysł tekst o jakiejś starożytnej perełce.
 

Cóż mogę powiedzieć, biedziłem się nad odpowiedziami długo. Poprawiałem, chodziłem dokoła, redagowałem, przerabiałem i cudowałem, żeby wydać się mądrym i kompetentnym blogerem, który wie o czym pisze. W końcu pomyślałem, że nie ma sensu udawać. Jestem zwykłym chłopkiem, który ukochał książki i pisze o nich na miarę swoich możliwości. A z odpowiedziami zrobiłem tak jak robię ze swoimi tekstami o książkach. Wywaliłem poprzednie wersje i napisałem z marszu. I wysłałem, żeby nie kusiło. A Gospodyni dziękuję za zaproszenie i całuję rączki (no, chyba że nie lubi).

********************************************************************

Hmm, zasadniczo nie lubi, ale Bazylowi pozwoli;) Ciekawy wybór, ja mam zarówno Borchardta, jak i Ossendowskiego od wielu lat na półce (wielu może znaczyć nawet 25!), i może to jest odpowiedni impuls, żeby nadrobić zaległości i po nie sięgnąć. Co sądzicie o rekomendacjach Bazyla?

Przy okazji informuję, że za tydzień prawdopodobnie poniedziałkowego gościa nie będzie, dam wkrótce znać, dlaczego!

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply