Książka Matthew Quicka pojawia się w Polsce dopiero kilka tygodni po premierze filmu na jej podstawie. Wielu potencjalnych czytelników będzie się zapewne zastanawiać, czy sięgnięcie po książkę ma sens, jeśli najpierw obejrzało się film na jej podstawie. Mi udało się przeczytać książkę w wersji oryginalnej wiele miesięcy temu, a podczas seansu kinowego odkryłam ze zdziwieniem, że film nie do końca opowiada taką historię, jaką zapamiętałam. Postanowiłam skorzystać z okazji i sięgnąć jeszcze raz po powieść, tym razem w polskiej wersji językowej, żeby skonfrontować wrażenia. Okazało się, że choć zmiany w scenariuszu nie były znaczne, pewne przesunięcie akcentów sprawia, że książka dość mocno różni się od swojej ekranizacji.
Wyobraźmy sobie mężczyznę po trzydziestce, niezbyt elokwentnego, umięśnionego kibica, który zachowuje się jak bohaterka powieści dla dzieci – Pollyanna. Misją Pollyanny było znalezienie dobrej strony każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. Brzmi to naiwnie, ale raczej uroczo, przynajmniej dopóki wiadomo, że mówimy o małej dziewczynce. Bohater, a zarazem narrator powieści Matthew Quicka „Poradnik pozytywnego myślenia”, Pat Peoples, jest jednak dorosłym facetem z depresją. A jednak potrafi wczuć się w rolę Pollyanny i być przy tym uroczy, przynajmniej czasami.
Brzmi to dość niezwykle, i trzeba przyznać, że Pat jest niezwykłą postacią. Nic się w nim nie zgadza. Jest uroczo naiwny, ale niebezpieczny – potrafi stracić panowanie nad sobą i robi się wtedy gwałtowny. Właśnie wyszedł ze szpitala psychiatrycznego i jest w depresji, a poucza innych, że są zbyt pesymistycznie nastawieni do życia. Dotychczas nie był zbyt zorganizowanym i zdeterminowanym człowiekiem, a jednak potrafi godzinami ćwiczyć na domowej siłowni, żeby tylko poprawić swój wygląd. Jest wytrwały i sumienny, ale wystarczy mu chwila, aby się całkowicie rozsypać.
Pat ma w życiu tylko jeden cel – chce się zmienić, aby jego żona, Nikki, zechciała go z powrotem. Nie dopuszcza do siebie prawdy, którą zna całe jego otoczenie – że zrobił kiedyś coś strasznego i że Nikki nigdy do niego nie wróci. Jest przekonany, że życie jest jak film, a on jako główny bohater musi po prostu pokonać pewną drogę, aby na końcu zostać nagrodzony romantyczną sceną pojednania. Trzeba też przyznać, że ciężko na ten happy end pracuje, robiąc wszystko, co jego żona kiedyś uznawała za słuszne – ćwiczy, biega, czyta klasykę literatury, pracuje nad uprzejmością i byciem pomocnym. Jest do bólu dobry, naiwny i prostolinijny, tak bardzo, że aż irytuje.
O ile film zdecydowanie „ukradła” Jennifer Lawrence i to postać Tiffany skupia na sobie uwagę widzów, to w przypadku książki postać Pata jest w centrum. Jako narrator jest cudownie niewiarygodny – nie pamięta, za co trafił do szpitala i jak długo tam był, nie ma pojęcia, co działo się w międzyczasie, nie potrafi właściwie ocenić intencji ludzi wokół siebie. Jednocześnie jednak jest na tyle prostoduszny i uroczy, że błyskawicznie przykuwa uwagę czytelnika. Sprawia, że kibicujemy mu całym sercem. Co więcej, ponieważ jest on jedynym narratorem powieści, wiemy tyle, co on, czyli niewiele. Tajemnicze wydarzenie z przeszłości zaczyna nas intrygować, a prawdę o nim poznajemy irytująco powoli, jako że Pat nie dopuszcza do siebie wspomnień, zaś wszyscy dookoła chcą go chronić i milczą jak zaklęci. Ten sprytny chwyt narracyjny przykuwa czytelnika do książki i podtrzymuje jego zainteresowanie aż do samego końca.
Książka jest trochę nierówna. Znużyły mnie opisy meczów futbolu, które ciągle oglądają bohaterowie, denerwowało mnie też, jak mocno stan bicepsów Pata wpływał na jego samopoczucie. Jednak są to w sumie drobne zastrzeżenia. Całość jest urocza, Pat zaraża swoją energią i pozytywnym nastawieniem do życia, a proste i naiwne przesłanie – wiara w miłość aż do końca – jest w sumie dość zgrabnie podane.
Porównanie książki z filmem jest tym ciekawsze, że w filmie tajemnica przeszłości Pata, czyli zagadka, która w książce wydaje się dość istotna, jest wyjaśniona praktycznie na samym początku. Film na tym nie traci, wręcz przeciwnie. Zamiast zastanawiać się, co też spowodowało chorobę Pata, widz skupia się na tym, co jest tu i teraz, zaś napięcia tak czy inaczej nie brakuje.
Polecam obie wersje, i to w dowolnej kolejności, a to dość chyba dość rzadki przypadek:)
Moja ocena: 4.5 / 6
No Comments