wycieczki bez celu

Poweekendowo

24 lutego 2008

Ostatni weekend ferii spędziłam w idealny po prostu sposób – czytając przy kominku. Już w czwartek pojechaliśmy do domku w górach. Mieliśmy w planach narty, które odkładaliśmy już kilkakrotnie, bo wciąż coś było ważniejsze, dlatego bardzo nam zależało, żeby wreszcie gdzieś pojeździć. Ale oczywiście kiedy się bardzo chce, to zawsze coś stanie na przeszkodzie. Tym razem zadbaliśmy o wszystko, więc stanęło nam na przeszkodzie coś, o co się zatroszczyć sami nie możemy – pogoda. Ledwie przyjechaliśmy, rozpaliliśmy w kominku, żeby nieco ogrzać dom, kiedy zaczęło wiać. W nocy była już prawdziwa wichura, do tego deszcz i gdy rano wystawiliśmy nosy za drzwi, stało się jasne, że narty dzisiaj nie wchodzą w grę. Lekko podłamani postanowiliśmy nie poddawać się i poczekać do następnego dnia. Cóż więc robić w górach na odludziu, gdy wieje i pada? Co ja zresztą będę mówić – sami wiecie:) Dokończyłam przeuroczą książkę "Połów łososia w Jemenie", o której na pewno wkrótce napiszę, bo zasługuje na porządną recenzję. Musiałam o nią zresztą walczyć z U, który podebrał mi ją rano i nie chciał oddać aż do wieczora… Poczytałam trochę Penelope Fitzgerald, którą zachwyca się Dovegreyreader, jednak ciężko mi szło, więc przerzuciłam się na McEwana i szybciutko połknęłam "Przetrzymać tę miłość". A na wieczór jeszcze dorzuciłam spory kawałek "Czasu Czerwonych Gór" Petry Hůlovej. Przez cały dzień prawie nie ruszałam się z fotela, jedynie po to, żeby dorzucić do ognia. Za oknem tylko wiatr, żadnych samochodów, żadnych ludzi…

Następnego dnia obudziło nas piękne słońce. Zaryzykowaliśmy i okazało się, że i u nas potrafią już porządnie naśnieżyć stok w taką bezśnieżną zimę, więc jeżdziliśmy w fantastycznych warunkach przez cały dzień. Warto było poczekać. A teraz zasypię Was recenzjami, zwłaszcza że z poprzedniego tygodnia też jeszcze nie wszystkie lektury zdołałam chociaż w kilku słowach opisać. Może to i dobrze, bo nadchodzą gorsze czasy – jutro koiec ferii i tym samym czytania kilku książek na tydzień… Po takim weekendzie jednak nawet myśl o pracy nie jest aż tak przygnębiająca;) A jak Wam minął weekend?:)

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply