Dawniej, aby przełamać czytelniczy blok, sięgałam zazwyczaj po angielskie sagi rodzinne. Ostatnio jednak stwierdzam, że w tej roli lepiej sprawdzają się kryminały, zwłaszcza takie nie za bardzo mroczne. Chociaż więc już od jakiegoś czasu kusi mnie Kate Morton, której dwóch ostatnich książek nie czytałam, to wygrała leżąca od dawna pod ręką Mari Jungstedt. „Upadłego anioła” przeczytałam właściwie już dawno temu, ale zapomniałam o nim napisać. W kolejce czekał „Umierający dandys”, którego połknęłam w niecałe dwa dni. Mam wrażenie, że autorka okrzepła i pisze z książki na książkę lepiej, pomimo iż wszystkie zorganizowane są według podobnego schematu. „Upadły anioł” ma trochę większe ambicje, niż poprzednie części. Oprócz wątku kryminalnego mamy tu całkiem interesujące tło psychologiczne – opis relacji panujących w toksycznej rodzinie i różnych sposobów mierzenia się z koszmarem wspomnień z dzieciństwa. Zaczyna się oczywiście od morderstwa, tym razem jednak czytelnik od początku wie, że ofiara jest przypadkowa – znany na Gotlandii organizator przyjęć i imprez wypija drink, który był przeznaczony dla kogoś innego i pada martwy. Inspektor Knutas musi do tego dopiero dojść, i zabierze mu to sporo czasu. Obserwując jego zmagania, sami prowadzimy własne śledztwo – wyprzedzamy go odrobinę, szybciej więc domyślimy się, kto jest mordercą, jednak motyw i okoliczności zbrodni pozostaną zagadką prawie do końca.
W „Umierającym dandysie” zagadka kryminalna jest trudniejsza do rozwiązania. Po raz pierwszy w trakcie czytania gotlandzkiego cyklu nie domyśliłam się, kto jest mordercą, prawie do samego końca. Tym razem akcja toczy się w świecie sztuki – ofiarą jest właściciel galerii. Zamordowany po udanym wernisażu, zostaje znaleziony rano, gdy wisi na murach miejskich na starówce w Visby – bardzo spektakularny sposób pozbycia się ciała. Śladów prawie nie ma, inspektor ma więc trudny orzech do zgryzienia. W tle tym razem mamy półświatek homoseksualistów i słynny obraz znanego szwedzkiego malarza. Mocno zaangażowany w rozwiązanie zagadki jest też Johan Berg, dziennikarz ze Sztokholmu. O ile jednak w poprzednich częściach darzyłam go przynajmniej śladową sympatią, tym razem jednak nie podoba mi się jego zachowanie. Jest wyjątkowo lekkomyślny i moim zdaniem nieco niewiarygodny. Irytował mnie również sposób poprowadzenia wątku jego romansu z Emmą, który wydał mi się już zdecydowanie zbyt udziwniony, po lekturze jednak odkryłam, co jest tego przyczyną, i za chwilę do tematu jeszcze wrócę.
Największym atutem cyklu Mari Jungstedt jest Gotlandia. Ta bałtycka wyspa stanowi odrębny mikrokosmos. Wszyscy się tu znają, wiele osób skrywa jednak sekrety. Policjanci pracują raczej niespiesznie, z rzadka ożywiani wsparciem kolegów ze stałego lądu. W „Umierającym dandysie” Knutas podejmuje decyzję, która wstrząsa życiem jego wydziału i jest to jedyny raz w pięciu tomach, gdy pracujący tam ludzie ujawniają jakieś ambicje i małostkowość. Ten spokojny tryb życia przekłada się na naszą znajomość z bohaterami – poznajemy ich powoli, mamy czas, aby się zżyć, przyzwyczaić do ich przywar. Każda postać traktowana jest z należnym jej szacunkiem, niezależnie czy jest to śledczy, morderca, czy przypadkowy świadek.
Cykl gotlandzki spotyka się często z krytyką. Ja lubię po niego sięgać, choć nie oczekuję od niego zbyt wiele. W charakterze weekendowej lektury sprawdza się jednak znakomicie – akcja wciąga, postaci dają się lubić, zaś w tle majaczą się puste plaże i zabytkowe miasteczka. Nie da się ukryć jednak, że seria wydawana jest niezbyt starannie, zdarzają się literówki, a tłumaczenie niektórych części pozostawia sporo do życzenia. Tym razem jednak niemiłą niespodzianką było pomieszanie kolejności wydawanych tomów. Czytając „Upadłego anioła”, zauważyłam, że coś nie gra. Córeczka Johana i Emmy jest nagle całkiem duża, zaś Knutas wspomina wydarzenia, których bynajmniej nie pamiętałam. Myślałam, że jakiś tom został pominięty w tłumaczeniu, okazało się jednak, że wydawnictwo z niezrozumiałych dla mnie przyczyn postanowiło po prostu wydawać je nie po kolei. „Upadły anioł”, u nas wydany jako czwarty, jest w rzeczywistości szóstym tomem cyklu. Czwarty tom to właśnie „Umierający dandys”, u nas wydany jako piąty, zaś tom piąty, „Słodkie lato”, ukaże się 20 lipca. Nic dziwnego więc, że czytając o kolejnej wielkiej kłótni Emmy i Johana poczułam się zniesmaczona, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że jest to ta sama, o której skutkach czytałam już wcześniej, w tomie późniejszym. Jako że koleje życia prywatnego bohaterów stanowią integralną część cyklu, wydawanie go nie po kolei jest moim zdaniem wyjątkowo kiepskim pomysłem, psującym nieco przyjemność z lektury. Jeśli więc nie czytaliście jeszcze dwóch omawianych przeze mnie części, zacznijcie od „Umierającego dandysa”, a z „Upadłym aniołem” poczekajcie jeszcze trochę.
Moja ocena: „Upadły anioł” 4.5/6; „Umierający dandys”: 4/6
No Comments