Seria Amy Ewing kusi pięknymi okładkami, które jednak zdecydowanie nie pasują do zawartości. I dobrze.
Czasem tak bywa, że książka jest napisana średnio, a mimo to jej lektura jest przyjemnością i warto ją polecać. Mam dziwne wrażenie, że tak właśnie jest z serią Klejnot. Pierwszy tom powstał jako praca magisterska. Siłą rzeczy, sporo w nim ogranych motywów – być może autorka chciała właśnie wykazać się ich znajomością. Jednak w przypadku książek young adult nie musi to być wadą. Z pełnym przekonaniem kupiłabym tę serię nastoletnim córkom znajomych, między innymi dlatego, że sprawnie korzystając ze sprawdzonych rozwiązań, Amy Ewing stworzyła serię, od której trudno się oderwać. Głównym powodem byłoby jednak to, że przy okazji tej przyjemnej lektury można zacząć się zastanawiać nad rzeczami bardzo istotnymi.
Klejnot to najbardziej ekskluzywna część miasta położonego na wyspie. Poza wyspą być może istnieje jakiś inny świat, ale mieszkańcy Miasta go nie znają. Co więcej, nie wiedzą nawet, czym jest morze. Żyją wewnątrz potężnych murów, w społeczeństwie podzielonym na kasty i precyzyjnie zarządzanym.
Najlepiej oczywiście żyje się mieszkańcom Klejnotu. Nie zbywa im na niczym – mają piękne domy, stroje, doskonałe jedzenie i władzę. No, może jednej rzeczy mogliby pragnąć. Kobiety z Klejnotu nie mogą mieć dzieci.
Nie znaczy to, że arystokracja skazana jest na wymarcie! O nie, mieszkańcy Klejnotu są na to za sprytni. Zorientowawszy się, że dziewczęta z najniższego i najuboższego kręgu Miasta posiadają pewną tajemniczą zdolność. Są w stanie urodzić dziecko innych kobiet. Wiąże się to z posiadaną przez nie mocą, której nie są oczywiście świadome. Wyszukuje się je, szkoli na surogatki, a następnie sprzedaje mieszkankom Klejnotu na aukcjach.
Lekturę pierwszego tomu rozpoczynamy od zawarcia znajomości z Violet, która ma zostać surogatką. Zostaje kupiona przez bardzo wpływową i bogatą damę, która nie grzeszy jednak dobrym sercem. Zresztą nawet los tych surogatek, które trafiają do bardziej czułych pań, nie jest godny pozazdroszczenia. Violet, która bez wątpienia nosi w sobie szczyptę Katniss Everdeen, zacznie docierać do prawdy.
Tyle tytułem wstępu, dalej zaś postaram się bez spojlerów, jednak kilka drobiazgów będę musiała zdradzić, jeśli więc planujecie lekturę tej serii, może wróćcie do tego tekstu, kiedy już przeczytacie przynajmniej dwa pierwsze tomy.
Dlaczego uważam, że to średnio napisana książka? Czyta się ją doskonale, co więcej, pierwszy i drugi tom kończą się w zaskakujący sposób i trudno nie sięgać po kolejne części. Bohaterka da się lubić, akcja toczy wartko. Niestety, jeśli chodzi o logikę, nie jest już aż tak dobrze. Violet i jej przyjaciele, którzy obiorą sobie za cel obalenie represyjnego systemu, zdecydują się na sposób prosty, ale raczej niezbyt skuteczny. Ich zdaniem wystarczy obalić mur, a reszta sama przyjdzie. Po obaleniu muru cudownie zapanują pokój i demokracja.
Obawiam się, że w prawdziwym życiu obalenie muru nic by nie dało. Zaczęłaby się brutalna walka o władzę, mieszkańcy niższych kręgów Miasta byliby przerażeni niespodziewaną wolnością i zapanowałby chaos. W świecie Amy Ewing wszystko jest jednak prostsze. Zlikwidujmy bariery, a problemy same znikną.
Arystokraci są wyjątkowo naiwni, nie zauważają spiskowców na własnym łonie, nie przejmują się szerzącym się w niższych kręgach zamętem. Aż dziw bierze, że udało im się tak długo rządzić Miastem. Violet jest impulsywna i często postępuje nierozważnie (jak wiele innych bohaterek powieści young adult), ale jest przynajmniej wiarygodna i łatwo ją zrozumieć. Nie można powiedzieć tego samego o części pozostałych bohaterów, którzy są ledwie naszkicowani.
Mimo tych zastrzeżeń uważam, że „Klejnot”, „Biała róża” i „Czarny klucz” to seria, którą warto polecać nastoletnim czytelniczkom. Dlaczego? Osią przewodnią całej serii jest prawo dziewcząt do samostanowienia, prawo wszystkich mieszkańców do samostanowienia. Wątek surogatek to doskonały pretekst do rozważań o tym, czym jest nasze ciało i kto może mieć do niego dostęp. A nastolatki nie zawsze zdają sobie sprawę, że mogą i powinny stawiać wyraźne granice.
Violet i inne surogatki odkrywają w sobie moc. Momentami seria Ewing zmienia się w coś zbliżonego do „Biegnącej z wilkami” w wersji dla nastolatek, naiwnej i okraszonej elementami fantastycznymi. Może jednak czasem czegoś takiego właśnie dziewczynkom potrzeba?
Przeczytałam „Czarny klucz” w ciągu jednej nocy. Kilka razy zgrzytnęłam zębami, ale oderwać się od lektury nie mogłam. Chętnie porozmawiam o niej z córką za jakiś czas, mam wrażenie, że to może być ciekawa dyskusja. Polecam więc, chociaż jeśli wyrośliście już z wieku, w którym ufanie intuicji wydaje się najbardziej odkrywczą myślą roku, musicie lekko przymrużyć oko. Jako prezent dla nastoletniej kuzynki lub bratanicy sprawdzi się to jednak jak najbardziej, a czytelniczki, które po prostu lubią ten świat powieści dla tzw. młodych dorosłych powinny się doskonale bawić.
Moja ocena: 4/6
Amy Ewing "Czarny klucz"
Tłum. Iwona Wasilewska
Wydawnictwo Jaguar 2016
No Comments