Niektóre miasta dostały wyjątkowy prezent od losu – pisarza, który potrafi słowami wyrazić ich ducha. Dla Stambułu takim prezentem jest Elif Shafak. A może to Stambuł jest prezentem dla Elif Shafak, jako niekończące się źródło fascynujących opowieści?
Jako czytelniczka mogę być tylko wdzięczna autorce i miastu, które ona opiewa. „Uczeń architekta”, najnowsza książka znanej tureckiej pisarki, ratowała mnie w ostatnich tygodniach, kiedy to nie miałam siły kompletnie na nic. Kiedy wykończona kładłam się do łóżka, a galop myśli nie dawał mi zasnąć, otwierałam „Ucznia architekta” i po kilku zaledwie linijkach przenosiłam się prosto do baśniowego świata XVI–wiecznego Stambułu.
Shafak opowiada historię wielkiego architekta imperium otomańskiego, niejakiego Mimara Sinana, który budował dla trzech sułtanów, w tym dla Sulejmana Wspaniałego. Stworzył ponad dziewięćdziesiąt meczetów, pięćdziesiąt szkół, dwadzieścia mauzoleów, wiele mostów, akweduktów i łaźni, lecz jego nazwisko nie jest nam znane. Shafak przywraca go światu zachodniemu, zaś opowieść o jego pracy jest przede wszystkim pretekstem do opowiedzenia o Stambule – mieście totalnym, stanowiącym świat sam w sobie.
Głównym bohaterem jest Dżahan, uczeń wielkiego Sinana, który przez przypadek zostaje opiekunem białego słonia o imieniu Czhota, będącego podarunkiem dla sułtana od wielkiego szacha. W ten sposób trafi do sułtańskiego pałacu, a tam zostanie dostrzeżony przez architekta. Sinan, który gromadzi wokół siebie ludzi zdolnych, lecz skrzywdzonych przez los, zaopiekuje się Dżahanem, czyniąc go swoim czwartym uczniem.
Dżahan będzie więc szedł przez życie jako opiekun słonia i uczeń nadwornego architekta, a obie te funkcje będą się czasem uzupełniać. Będzie brał udział w budowie wspaniałych meczetów, spotykał się w sekrecie z księżniczką, będzie bywał w pałacach i więzieniach. Nauczy się sprytu, ale przede wszystkim jego życiem będzie sterował los. Po latach stwierdzi, że:
Od lat poświęcał życie miastu, gdzie nadal był kimś obcym; oddał swą miłość nieosiągalnej kobiecie, a młodość i siły sztuce, która – choć ceniona – przy najdrobniejszym zwrocie wypadków schodziła na plan dalszy. Coś, co wznosili latami, kamień po kamieniu, można było zniszczyć w ciągu jednego popołudnia. Coś, co cieszyło się uznaniem dzisiaj, jutro mogło zostać odrzucone z pogardą. Wszystko było uzależnione od kaprysów fortuny i teraz już nie miał wątpliwości, jak bardzo jest zmienna.
„Uczeń architekta” to także portret fascynującego miasta. Niezbyt długie rozdziały, które często stanowią zamknięte opowieści, pozwalają zajrzeć w każdy kąt. Spotykamy więc eunuchów, Cyganów, pracowników menażerii, urzędników, ambasadorów i polityków. Zastanawiamy się, czy budynki powinny powstawać kosztem mieszkańców i czy piękno jest wartością nadrzędną. Z przerażeniem obserwujemy, jak niepewny był los sułtańskich dzieci, rozgryzamy spiski i intrygi.
Shafak sprawnie snuje swoje opowieści i buduje napięcie, a od lektury trudno się oderwać. Jednak „Uczeń architekta” nie jest tylko osadzoną w historycznych realiach powieścią przygodową. To także medytacja nad tym, jak dziwnie plecie się nasz los. Dżahan był tylko nieszczęśliwym dwunastolatkiem, pragnącym zemsty sierotą, ale jedna decyzja, podjęta w dodatku przez kogoś innego, uczyniła go mieszkańcem pałacu. Słoń, który przypadkiem stanął na jego drodze, stał się jego najlepszym przyjacielem. Chciał wieść inne życie, ale czy to, które mu dano, nie było bogate i satysfakcjonujące? „Życie jest sumą wyborów, których nie dokonujemy; ścieżek utęsknionych, ale nie obranych” – pisze Shafak. Wybory, których nie dokonał Dżahan, poprowadziły go trudną ścieżką, przynosząc zarówno smutek, jak i satysfakcję.
Moja ocena: 6/6
Elif Shafak "Uczeń architekta"
Tłum. Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo Znak 2016
No Comments