Wokół książek Elżbiety Cherezińskiej chodziłam od dawna. Przyglądałam się, wpisywałam na listę, jedną nawet kupiłam na prezent, ale nie do końca byłam przekonana. Do najnowszej podeszłam trochę jak pies do jeża. Przede wszystkim ze względu na tytuł, odrobinę za mocno nawiązujący do sagi Martina, a ja takiego podpinania się pod cudzy sukces nie lubię. Ponieważ jednak tyle razy wzdychałam, czytając świetnie napisane powieści o historii Anglii: „Ach, gdyby ktoś tak pisał o polskiej historii…”, nie mogłam przejść obojętnie obok książki o Piastach, w dodatku wszędzie wywołującej pozytywne reakcje. Westchnęłam tylko, biorąc ją w księgarni do ręki (waży naprawdę sporo), zabrałam na kilkudniowy wypoczynek w górach, z przekonaniem, że będę ją czytać jeszcze długo po powrocie, a teraz żal mi, że tak szybko skończyłam.
Nie będę was trzymać w niepewności – „Korona śniegu i krwi” jest świetna! Autorka wzięła na warsztat wyjątkowo trudny do przyswojenia fragment polskiej historii, jakim był okres rozbicia dzielnicowego, i przerobiła go na pasjonującą powieść o ambicji, pasji, przyjaźni i zdradzie. Trzynastowieczna Polska, podzielona na mnóstwo małych ksiąstewek, każde zarządzane przez innego krewkiego i porywczego piastowskiego księcia, staje się u Cherezińskiej miejscem na wpół magicznym, w którym święci wydzielają zapach kwiatów, w puszczach spotykają się wyznawcy starej wiary, kościoły świecą pustkami, tym bardziej, że księża nie mówią po polsku, zaś wyjazd na zjazd rodzinny może skończyć się wtrąceniem na kilka tygodni do lochu (zwłaszcza jeśli należy się do rodu Piastów). Trudni do zapamiętania książęta piastowscy, świdniccy, kujawscy, pomorscy, jaworscy i dziesiątki innych, którzy zawsze mieszali nam się podczas sprawdzianów z historii, nagle stają dobrymi znajomymi – każdy inny, z własną historią, własnymi przywarami. Bolesław Pobożny, książę wielkopolski, roztropny i mądry władca, Henryk Probus z Wrocławia, porywczy, zdradziecki i niesłychanie ambitny, Bolesław Wstydliwy, książę krakowski, który ubóstwia żonę, świętą Kingę, Bolek Rogatka z Legnicy, podstępny zabijaka, Leszek Czarny, stawiający pole bitwy nad życiem dworskim i być może objęcia towarzysza nad łoże małżeńskie. I równie barwne i fascynujące postaci kobiecie, przeważnie pomijane milczeniem na lekcjach historii – Eufrozyna, matka, które truła pasierbów, a nawet próbowała pozbyć się własnego syna, którego niski wzrost przynosił rodzinie wstyd (mowa o Władysławie Łokietku), Mechtylda Askańska, wiecznie spiskująca piękność, księżniczki wydawane za mąż tylko po to, aby rodzina umocniła swoje wpływy, czasem bierne marionetki, czasem zręczne manipulatorki. I główny bohater, książę Przemysł II, pierwszy król po Rozbiciu, chyba najmniej znany król Polski, tutaj odzyskujący własny głos.
Dużo ich? To prawda, a przecież nie wymieniłam nawet połowy bohaterów. Początkowo trudno połapać się w gąszczu postaci, zwłaszcza że niektórzy noszą takie same imiona, a autorka w niektórych przypadkach zrezygnowała z używania ich przydomków. Bolesławowie doprowadzali mnie początkowo do rozpaczy, ciągle nie wiedziałam, który jest który. Z tyłu książki znajdują się spisy członków poszczególnych rodów, ponieważ jednak zaglądanie tam pozwala w znacznym stopniu przewidzieć bieg wydarzeń, odradzam. Może przydałoby się umieszczać na początku spis bohaterów z podziałem na rody i księstwa, ale ze stanem na dzień, w którym powieść się zaczyna, tak żeby nie było widać, kto będzie miał ile dzieci i jak będą się nazywały kolejne żony? Oczywiście, można także robić notatki w trakcie lektury, ja jednak po prostu czytałam i próbowałam ich wszystkich zapamiętać, i sama nie wiem kiedy, ale tak właśnie się stało! Konstrukcja książki znacznie to zresztą ułatwia – całość podzielona jest na dość krótkie rozdziały (większość liczy sobie po kilka stron), zaś pierwszym słowem każdego z nich jest podkreślone w druku imię bohatera tego fragmentu. Bardzo ułatwia to orientację i dodaje książki dynamiki (choć prawdę mówiąc, to czego jak czego, ale dynamiki tej historii i tak nie sposób byłoby odmówić).
Jakakolwiek próba streszczenia fabuły nie miałaby żadnego sensu i byłaby krzywdząca. Wiadomo, że chodzi o scalenie kraju po rozbiciu, walkę o odzyskanie korony i tronu. Przy tylu bohaterach historii jest jednak więcej. Mnie szczególnie ujęły dwie postaci – arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka, bezpretensjonalny miłośnik starych pergaminów i bibliotek, o którego przeszłości wiadomo niewiele, co autorka wykorzystuje do stworzenia nieco fantastycznej, ale wciągającej i teoretycznie możliwej historii, oraz szwedzka królewna Rikissa (Ryksa), urocza żona Przemysła, pochowana wraz z mężem w poznańskiej katedrze.
Dla mieszkańców Wielkopolski i Dolnego Śląska ta książka ma z pewnością trochę dodatkowego uroku. Ja, wrocławianka z urodzenia, poznanianka z wyboru, bawiłam się znakomicie, czytając o miejscach znakomicie mi znanych. Wieża we Wleniu, w której uwięziono niczego się nie spodziewających książąt, mury miejskie Wrocławia, lasy pod Jarocinem, góra Radunia, na której zbierały się wyznawczynie dawnej wiary, katedry w Gnieźnie i w Poznaniu, i przede wszystkim wzbudzający mnóstwo kontrowersji, właśnie odbudowany (a właściwie zbudowany na nowo) zamek księcia Przemysła w Poznaniu – znam te miejsca bardzo dobrze i cieszę się, że dowiedziałam się o nich czegoś więcej. Gdy tylko moje dziecko wróci z wakacji, planuję odwiedzić wraz z nią katedrę poznańska i zajrzeć do kaplicy, w której pochowani są Przemysł i Rikissa.
Polska historia jest tak samo fascynująca jak historia Anglii czy Francji, nasi władcy byli równie barwni i intrygujący, mieli mnóstwo fantazji i sporo na sumieniu. Autorka pisze w posłowiu, że gdy zaczęła czytać o tym okresie, nie mogła uwierzyć własnym oczom – panny młode porywane z klasztorów, książęta napadnięci w kościołach, władcy wymazani z pamięci i historii, klątwy rzucane na prawo i lewo, trucizny, sztylety, sekretne sojusze. Jak odległe jest to wszystko od tej historii wykutej z podręcznika, na którą składały się głównie bitwy i daty… Po lekturze „Korony śniegu i krwi” na pewno nie pomylę już Bolesława Śmiałego z Krzywoustym, czy Pobożnego ze Wstydliwym.
Powieść Cherezińskiej broni się nawet, jeśli nie jesteśmy miłośnikami historii – to dobrze napisana (większość treści stanowią dialogi, co stanowi dość ciekawy zabieg narracyjny) historia ze szczyptą magii w tle, w której kilka interesujących wątków przeplata się, zmierzając ku zaskakującemu finałowi. Ja jednak, jako miłośniczka historii (której, co dzisiaj mnie zastanawia, w szkole zdecydowanie nie lubiłam), jestem zachwycona właśnie tym, jak papierowe sylwetki piastowskich władców nabrały nagle życia, jak magiczna i tajemnicza stała się nagle ta mało znana epoka. Żal mi, że książka się skończyła i trzymam kciuki za kontynuację – bo czemu autorka nie miałaby pójść w ślady Hilary Mantel, która swoją odnoszącą sukcesy powieść „W komnatach Wolf Hall” kontynuuje i planuje napisać całą trylogię. Przy okazji zgarniając kolejne nagrody i nominacje. Czego autorce „Korony śniegu i krwi” z całego serca życzę, licząc na ciąg dalszy:)
Moje ocena: 5.5/6
No Comments