Dawno temu, w epoce Edo, w Japonii popularna była gra o nazwie „Sto opowieści grozy”. Ludzie zbierali się wieczorami, zapalali świece i opowiadali historie o duchach, upiorach, o zmarłych, którzy nie chcą odejść ze świata żywych. Po każdej opowieści gaszono jedną świecę. Wierzono, że po każdej opowieści w pokoju pojawia się kolejny duch.
W książce „Ganbare! Warsztaty umierania” Katarzyna Boni zebrała swoje sto opowieści grozy, w których przywołuje duchy i upiory. Jej opowieści są jednak prawdziwe, choć chwilami dotyczą świata położonego na pograniczu jawy i snu. Zresztą o tragedii, która dotknęła Japonię w 2011 roku, trudno opowiadać w sposób suchy i rzeczowy.
Mam wrażenie, że narrację medialną dotyczącą tsunami zdominowała kwestia elektrowni atomowej w Fukushimie i następstw katastrofy, którą zapoczątkowała awaria chłodzenia reaktorów spowodowana przez wielką falę. Katarzyna Boni nie spieszy się jednak z opowieścią o elektrowni. Najpierw oddaje głos ludziom, którzy stracili swoich bliskich, domy i dorobek całego życia. Nie znając języka, reporterka jedzie do Japonii i z pomocą tłumacza rozmawia z osobami na różne sposoby dotkniętymi tragedią. Wysłuchuje zwierzeń małżonków i rodziców, towarzyszy mnichowi cierpliwie wysłuchującemu lamentów osób, które ocalały. Odwiedza tymczasowe osiedla, które stały się domem dla tysięcy bezdomnych. Nie boi się dotknąć kwestii kontrowersyjnych – opowiada o duchach, które dzwoniły po pogotowie, wsiadały do taksówek, przychodziły bawić się swoimi zabawkami. Spotyka ludzi, którzy czasem tracą władzę nad własnym ciałem, oddając je nie mogącym zaznać spokoju zmarłym.
Młoda reporterka odważnie podeszła do trudnego tematu. O duchach opowiada z takim samym skupieniem, z jakim relacjonuje dramatyczną walkę o schłodzenie reaktorów. Pisząc reportaż, gatunek, było nie było, mocno osadzony w świecie rzeczywistym, z pełną powagą opisuje wydarzenia, w które normalnie byśmy nie uwierzyli. W tej smutnej opowieści o świecie zniszczonym przez ocean nic jednak nie dziwi i nie razi. Jeśli w ciągu kilku minut mogą zniknąć domy, sklepy, szkoły, ulice, ogrody, zabawki i las, jeśli ocean może tak po prostu zabrać kilkanaście tysięcy ludzi, to czy można uznać cokolwiek za niemożliwe?
Tsunami pojawiło się w przekazach medialnych, by po kilkunastu dniach zniknąć, ustępując pola nowszym wydarzeniom. Mieszkańcy regionu Tōhoku do dzisiaj muszą mierzyć się ze skutkami katastrofy. Niektórzy wciąż nie mogą spać, odwiedzają nieczynną budkę telefoniczną, by mówić do swoich bliskich, którzy odeszli. Dwaj mężczyźni nauczyli się nurkować i wytrwale przeszukują dno oceanu w nadziei, że natrafią na szczątki swoich ukochanych – żony i córki. Ludzie, których domy i firmy zabrała woda, mieszkają nadal w barakach, choć miały one być tylko tymczasowymi mieszkaniami.
Katarzyna Boni napisała doskonały reportaż, który nie tylko przybliża rozmiar tragedii, ale także rzuca ciekawe światło na społeczeństwo japońskie. Opowiada o stosunku do śmierci, o trosce o przodków, o bliskich związkach z zaświatami. Obnaża nieudolność władz, które nie są w stanie pomóc ofiarom, a jednocześnie relacjonuje bohaterską walkę o niedopuszczenie do wybuchu elektrowni atomowej.
Autorka snuje swoje opowieści, starannie dobierając właściwe słowa. Każdy rozdział to osobna historia, każdy też ma inną formę, doskonale dobraną do treści. Każda kolejna postać otrzymuje swój głos, a sama autorka czasem pokazuje siebie w konfrontacji z rozmówcami, by innym razem usunąć się całkowicie w cień. W efekcie dostajemy książkę nietypową, nie tylko poruszającą, ale też doskonale napisaną. Myślę, że będzie to jeden z lepszych reportaży tego roku.
Moja ocena: 5.5/6
No Comments