Bardzo rzadko zdarza mi się wejść do księgarni i kupić książkę, o której nie wiem kompletnie nic. Gdy wypatrzę coś ciekawego, o czym nigdy nie słyszałam, zazwyczaj zapisuję tytuł i po powrocie do domu przeglądam kilka recenzji. Tym razem jednak nie mogłam się oprzeć. Miałam ochotę na coś zimnego, skandynawskiego, co w dodatku nie będzie przy tym kryminałem, i gdy dostrzegłam nową powieść z serii Kontynenty, wydawanej przez Smak Słowa, i przeczytałam, że to norweska saga rodzinna, w dodatku obsypana nagrodami, kupiłam bez zastanowienia. A potem przeczytałam w dwa dni, z zapartym tchem, zapomniawszy o całym świecie.
„Ziemia kłamstw” Anne B. Ragde to powieść na wskroś skandynawska, spełniająca wszystkie nasze oczekiwania odnośnie literatury z tamtego regionu. Akcja toczy się na północy Norwegii, w okolicach Trondheim, obok zasypanego śniegiem fiordu. Ludzie są tam równie surowi, jak krajobraz, twardzi i zamknięci w sobie, duszący przez lata sekrety, polegający jedynie na sobie. Trzech braci różniących się od siebie tak bardzo, że trudno uwierzyć w ich pokrewieństwo: Tor prowadzący gospodarstwo, żyjący w biedzie i blisko związany jedynie z dziwną, oschłą matką i swoimi świniami; Margido, właściciel zakładu pogrzebowego, z pasją organizujący wspaniałe pogrzeby oraz Erlend, którego orientacja seksualna nie została nigdy zaakceptowana przez rodzinę, robiący karierę jako dekorator wystaw w Kopenhadze, pławiący się w zbytku i luksusie. Nie rozmawiają ze sobą od lat, lecz gdy tydzień przed Bożym Narodzeniem ich matka ma wylew i trafia w ciężkim stanie do szpitala, wszyscy zjawią się u jej łóżka, by chcąc nie chcąc zmierzyć się z własną przeszłością. Dołącza do nich Torrun, córka Tora, o której istnieniu nie wie większość rodziny i którą Tor widział tylko raz w życiu. Kilka dni odmieni ich życie, sprawi że na jaw wyjdą sekrety skrywane przez lata, a oni sami będą musieli na nowo się odnaleźć.
Zimowy, północny krajobraz, odosobnione, podupadające gospodarstwo i ponury szpital rejonowy potęgują jeszcze wrażenie osamotnienia, które dotknęło każdego z braci. Każdy z nich próbuje jakoś uciec przed swoim pochodzeniem, zanegować wagę więzi rodzinnych, okazuje się to jednak niemożliwe. Wszyscy oprócz Tora, który całkowicie podporządkowuje się matce i rodzinnemu gospodarstwu, uciekają ze wsi i wstydzą się swojego pochodzenia. Surowa przyroda rodzinnych stron jednak przyzywa ich do siebie – Erlend w Kopenhadze puszcza sobie na wideo nagranie kominka, chcąc poczuć przez chwilę atmosferę rodzinnego domu. Gdy wracają, ich maski same opadają, a oni ze zdziwieniem odkrywają, że wciąż są w domu w tym biednym, wiejskim otoczeniu. Zaściankowość i ciasnota, przed którą uciekali, wciąż tu są i wciąż tak samo im doskwierają, ale jednak to miejsce i ludzie, którzy w nim zostali, są z nimi nierozłącznie związani. Wraz z tymi odkryciami przychodzą chwile szczerości, kolejne sekrety wychodzą na jaw, prowadząc do szokującego finału.
Świetna powieść, napisana pięknym językiem (brawa dla tłumacza), mocna, poruszająca i wciągająca. Poważna kandydatka do książki roku! Co zaś najlepsze, Anne B. Ragde napisała kolejne dwa tomy o losach rodziny Neshov, tworząc swoistą trylogię. Mam nadzieję, że wydawnictwo Smak Słowa wyda je jak najszybciej, bo inaczej będę się chyba musiała nauczyć norweskiego…
Nawiasem mówiąc, seria Kontynenty zapowiada się na jedną z ciekawszych serii wydawniczych. Skoro niej takie powieści, jak „Ziemia kłamstw”, to najchętniej kupiłabym od razu wszystkie inne tytuły. Będę musiała poczekać niestety na powakacyjne zastrzyki gotówki, no chyba że wcześniej ukaże się kolejny tom „Ziemi kłamstw” – wtedy się nie oprę…
Moja ocena: 6/6
Anna B. Ragde „Ziemia kłamstw”
Tłum. Ewa M. Bilińska
Wydawnictwo Smak Słowa 2014 (wydanie II 2017)
No Comments