Malownicza angielska prowincja, stare domostwa, tajemnice z przeszłości… Wszystkie te elementy już znamy, ale nie jestem jedyną czytelniczką, na którą działają jak magnes. Nie sięgam po wszystkie książki z takimi wątkami – są jednak zbyt często eksploatowane. Są jednak autorki, którym można zaufać, że nas nie zawiodą i zapewnią rozrywkę może przewidywalną, ale na wysokim poziomie.
Katherine Webb, autorce „Ech pamięci”, zawdzięczam całkiem sporo. To właśnie lektura jej pierwszej powieści, „Dziedzictwa„, sprawiła, że zaintrygowały mnie historie amerykańskich osadniczek. Od tego czasu gromadzę i czytam książki opisujące ich przeżycia i wiem już o wiele więcej. „Echa pamięci” nie odcisną się może aż tak na moim życiu, ale spędziłam nad tą książką bardzo przyjemne dwa czy trzy wieczory, w okresie, w którym nie jest mi łatwo się zrelaksować.
Głównym bohaterem jest niejaki Zach, właściciel podupadającej galerii sztuki i niespełniony malarz. Poznajemy go w momencie, gdy życie wyjątkowo mu dopieka – była żona wyjeżdża za ocean, zabierając ze sobą ukochaną córeczkę Zacha, a książka, nad którą pracuje Zach, okazuje się nieciekawa i mało odkrywcza. Niczym rasowa bohaterka literatury kobiecej, tyle że w męskim wydaniu, Zach postanawia więc wyjechać do malowniczej wioseczki i sprawdzić, czy nie uda mu się jednak nadać swojemu życiu jakiegoś sensu.
Wybiera Blacknowle – niewielką miejscowość na wybrzeżu Dorset. To tutaj spędzał przed laty wakacje słynny malarz, Charles Aubrey – bohater książki, którą próbuje napisać Zach. Zach liczy na jakieś bliżej nieokreślone olśnienie, iskrę, która pozwoli mu dokończyć pracę. Jego nadzieje zostają spełnione z nawiązkę, gdy trafia na trop tajemnicy, która może rzucić nowe światło na twórczość wielkiego artysty, a w dodatku poznaje staruszkę, która była w przeszłości jedną z jego muz.
Opowieść toczy się oczywiście dwutorowo – historia Zacha przeplata się z opowieścią sprzed kilkudziesięciu lat, w której główną rolę gra naiwne, nieszczęśliwe dziecko, znienacka trafiające do rodzinnego kręgu Aubreyów. Ta opowieść jest dużo ciekawsza, naprawdę fascynująca i bardzo plastycznie odmalowana, choć współczesny wątek także potrafi przykuć uwagę czytelnika.
Bardzo przyjemna, nastrojowa lektura, w sam raz na plażę, do czytania w parku lub ogrodzie, albo tak jak ja, w ramach odrywania myśli od sesji i prac licencjackich. Polecam!
Moja ocena: 4.5/6
No Comments