Trzy historie, troje bohaterów. Janka i Staszek krótko po ślubie zostali zesłani na Syberię i do Kazachstanu. Małgosia to ich wnuczka, która wyrusza na wędrówkę ich śladami, przez miasteczka i wioski, których nie ma nawet na Google Maps. Rezultatem tej podróży jest książka, momentami wzruszająca, napisana lekko i ze swadą.
Syberia nie przestaje mnie fascynować, w Kazachstanie kiedyś o mało co nie zostałabym na dłużej, wysadzona z pociągu w środku stepu przez pograniczników, do lektury książek o tych terenach zachęcać mnie nie trzeba. „Zielona sukienka” Małgorzaty Szumskiej nie do końca spełniła oczekiwania, które w tej książce pokładałam, nie żałuję jednak chwil spędzonych na lekturze.
Janka, babcia Małgosi, jest już ponad osiemdziesięcioletnią staruszką. Wyszła za mąż za partyzanta, zesłanego do karłagu, czyli obozu pracy w Kazachstanie, i w rezultacie trafiła na Syberię, gdzie spędziła kilka lat w Mokruszy, wiosce, której do niedawna nie można była znaleźć na mapach. Jej mąż pracował w kopalni, w jednym z najstraszliwszych obozów. Cudem przeżyli i wrócili do Polski, choć na rodzinnej Wileńszczyźnie nie znaleźli już dla siebie miejsca i osiedlili się w Jeleniej Górze.
Ponad pół wieku później Małgosia, córka ich syna, postanawia, że pojedzie zobaczyć miejsca, w których zostawili cząstkę siebie. Nie potrafi wytłumaczyć, po co tam jedzie, co jej przyjdzie z tego, że zobaczy Wilno, Moskwę, Mokruszę, Workutę, Karagandę. Od zawsze wiedziała, że kiedyś będzie po prostu musiała to zrobić. Swoją relację z podróży przeplata opowieścią o dziadkach – o tym jak się poznali, jak Staszek został zdradzony przez kolegę, jak po rodzinę Janki przyszli w środku nocy Rosjanie. To smutna i piękna opowieść, tym bardziej wzruszająca, że przecież wcale nie taka niezwykła, bo losy Janki i Staszka są losami tysięcy innych. Nie oznacza to, że Janka i Staszek nie byli w jakiś sposób wyjątkowi – wierni, zakochani, niesamowicie silni i odważni. Historię ich życia czyta się jak najlepszą powieść.
Nieco słabiej wypada współczesny wątek, czyli Małgorzaty relacja z podróży. Sama wyprawa stanowi fascynujący materiał. Autorce nie brakuje odwagi – nie znając rosyjskiego wyrusza w podróż lokalnymi środkami transportu, śmiało wsiada do samochodów z obcymi ludźmi, odwiedza miejsca, w których turyści nie są częstym widokiem, pakuje się czasem w kłopoty. Jednak potencjał tej podróży pozostaje niewykorzystany, zaś niektóre przemyślenia autorki wydają się boleśnie banalne. Rozwodzi się nad tym, że nie lubi, gdy obcokrajowcy krytykują Polskę, choć sama sobie na to pozwala – nie jest to przecież nietypowa postawa! Przyznaje, że do podróży się nie przygotowała, nie wie, czego się spodziewać, nie zna rosyjskiego. Improwizuje i być może czerpie z tego wiele przyjemności, jednak ten brak przygotowania książce na dobre nie wychodzi. Rozczarowująco płytkie są jej wrażenia z odwiedzanych miejsc, a gdy próbuje o nich coś więcej powiedzieć, wstawia po prostu suche opisy zawierające encyklopedyczne informacje. Trudniejsze pytania rozmówców zbywa stwierdzeniem, że przecież jest blondynką i nie można od niej za wiele wymagać…
Trochę szkoda, bo pisać potrafi naprawdę dobrze, a „Zieloną sukienkę” czyta się z przyjemnością. Wypada ona znakomicie jako sentymentalna historia rodzinna, może więc nie należy po prostu oczekiwać, że będzie też dobrym reportażem z Syberii i Kazachstanu. Przeczytać jak najbardziej warto, choćby dlatego, że takie historie nie powinny odchodzić w zapomnienie. A ja będę z ciekawością czekać na kolejną książkę tej autorki.
Moja ocena: 4.5/6
No Comments