dzielnica fikcji

W oczekiwaniu na zimę

4 listopada 2013

   Podobno w literaturze kanadyjskiej istnieją cztery główne tematy i motywy, wokół których osnuta jest znaczna część literatury pięknej tego kraju. Pierwszy to wielopokoleniowa saga rodzinna, będąca zarazem opowieścią o przetrwaniu w surowym i dzikim terenie, w niewielkiej społeczności. Drugi to oczywiście przyroda, tak samo zresztą istotna w literaturze amerykańskiej. Przyroda definiuje życie na pograniczu cywilizowanego świata – pogranicze to, czyli obszar, gdzie kończy się cywilizacja i zaczyna pustkowie, stanowi kolejny charakterystyczny motyw. I wreszcie ostatni motyw stanowią elementy magiczne, wywodząca się z mitologii i podań ludowych wiara w dziwne stworzenia i upiory zamieszkujące rozległe lasy i góry Kanady. Faktycznie, większość powieści kanadyjskich, jakie czytałam, dotyka przynajmniej któregoś z tych tematów (z wyjątkiem książek L. M. Montgomery). „Dotyk” Alexiego Zentnera porusza wszystkie cztery motywy, splatając je w hipnotyzującą opowieść o miłości, śmierci, o winie i karze, osadzoną w malowniczej scenerii złotonośnych rzek i lasów Kanady.

„Dotyk” to opowieść Stephena, czterdziestoletniego pastora, który po latach wraca do rodzinnego miasteczka Sawgamet, aby przejąć parafię po swoim ojczymie. Powrót do miejsca, w którym żyć będzie „w cieniu ojca i dziadka w drwalskim miasteczku”, tak odosobnionym, że „sprawia wrażenie, jakby istniało w swojej własnej rzeczywistości”, wywołuje wspomnienia. Spędza kilka tygodni, czuwając przy umierającej matce i wracając myślami do minionych lat, próbując „oddzielić prawdę od mitów”, uporządkować wspomnienia, zapełnić luki, których nigdy zapełnić się nie da. Snuje opowieści z czasów dzieciństwa, przeplata je z historiami o swoim dziadku, kochającym przygody poszukiwaczu złota, który założył Sawgamet, aby znienacka znowu powrócić do chwili obecnej. Te okruchy składają się w fascynującą całość – opowieść o trzech pokoleniach żyjących w miejscu, w którym zimy bywają tak surowe, że śnieg przykrywa dachy domów i nie topnieje do marca, w którym mężczyźni giną przygnieceni przez ścinane drzewa, zaś w lesie można się nie tylko zgubić, ale także zostać zwabionych przez qallupilluit, czyli morską wiedźmę, lub wehtiko – człowieka zamienionego w potwora za karę za kanibalizm, ewentualnie mahahę, zmiennokształtnego.

Centralną postacią jest Jeannot, założyciel miasteczka i dziadek Stephena, który po trzydziestu dziewięciu dniach marszu przez puszczę znalazł grudkę złota i wybudował w tym miejscu dom. To przede wszystkim historia jego niezwykłej miłości do babki Stephena, historia utraty będącej zarazem karą, oraz wierności i wiary. Bohaterów jest jednak więcej i wszyscy są niesamowicie żywo odmalowani i fascynujący w swoich zmaganiach z wyjątkowo nieprzyjaznym i przytłaczającym światem. Są wśród nich sklepikarz zakochujący się znienacka w służącej swojego szwagra, jego żona Rebeka piekąca najlepsze ciasta, żona Jeannota – Martine, wędrująca w nocy nago przez miasteczko, aby spotkać się z ukochanym nad brzegiem zimnej rzeki. Ich losy splatają się w historię moim zdaniem doskonałą, stopniowo zyskującą kolejne odcienie, z każdą stroną coraz bardziej przykuwającą.

Stephen nie jest pewien, co w jego wspomnieniach jest prawdą, a co wyobrażeniem. Nie wie, w co wierzyć, czasem wątpi, rozplątuje mozolnie nitki kolejnych opowieści. Niegdyś jego ojciec opowiadał wieczorami „o swoim ojcu, (…), o długiej zimie, która nastąpiła po wyczerpaniu się złóż (…), o tym, jak rozczepili jakiś pień, a w środku znaleźli królestwo wróżek, o tym, jak ściął cały las jednym machnięciem topora i jak znalazł rodzinę drzew, splecionych ze sobą i pnących się ku niebu miłosnym warkoczem”. Teraz w jego opowieściach miesza się mit i rzeczywistość, i nie zawsze to, co widzimy na własne oczy, jest czymś, w co jesteśmy skłonni uwierzyć. To także historia o opowiadaniu historii, o losach splecionych w dramatyczny i przedziwny sposób, o pamięci i zapominaniu.

„Wiatr od morza”, wydawnictwo istniejące zaledwie od kilku miesięcy, wydaje kolejną książkę doskonałą. Bardzo brakowało na naszym rynku takiej literatury – pachnącej lasem, solą morską, mroźnym wiatrem. Nie mogę się doczekać kolejnych tytułów!

Moja ocena: 6/6


You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply