Myślę, że dobrym podsumowaniem książki Doroty Katende będzie to, że jakieś 50 stron przed końcem książki przypomniało mi się, że już ją wcześniej czytałam. Jak widać, nie zapadła mi w pamięć i dopiero pewna charakterystyczna scena sprawiła, że coś sobie o niej przypomniałam. Sięgnęłam po nią, bo ostatnio ciągnie mnie do Afryki, a Zanzibar odwiedzam regularnie za sprawą świetnego bloga Madrugada. Niestety, od prowadzącej bloga Ewy pani Katende mogłaby się dużo nauczyć. „Dom na Zanzibarze” napisany jest nieporadnie i dość topornie.
Sama historia jest dość poruszająca. Jest to opowieść o kobiecie, która szuka szczęścia za wszelką cenę. Szuka go przede wszystkim wychodząc za mąż za kolejnych mężczyzn, co skreśliłoby tę historię w moich oczach całkowicie, gdyby nie to, że bohaterka zakochuje się nie tylko w mężczyznach,. ale przede wszystkim w Afryce. Zostawiając w Polsce dzieci wyjeżdża, gdy tylko może, aby w końcu kupić ziemię i postawić dom na Zanzibarze.
Historia, jakich wiele, zmienia się tylko lokalizacja – innym razem byłaby to winnica w Toskanii, dom na Mazurach czy kamienna chatka w Prowansji. Lubimy takie historie czytać, miło jest wyobrażać sobie, że marzenia się spełniają i że można zamieszkać w dowolnym miejscu na ziemi, o ile tylko naprawdę się tego chce. Książki te łączy zwykle poczucie humoru, lekkość pióra, a przede wszystkim pełna ciepła atmosfera, która sprawia, że chętnie po nie sięgamy. Niestety, w „Domu na Zanzibarze” nie odnajdziemy żadnej z tych cech. Po początkowym zachłyśnięciu się Afryką, narratorka przestaje sobie radzić z odmiennością kulturową otaczających ją ludzi. Przez jej opowieść przebija poczucie wyższości i niechęć do mieszkańców wyspy, której nie łagodzą opisu kilku osób, z którymi żyje blisko. Próżno szukać w jej książce humoru i lekkiego pióra. W dodatku trudno pozbyć się wrażenia, że książka została wydana po to, aby reklamować hotel prowadzony przez autorkę. Nie tylko dostajemy na niego pełne namiary, ale też czytamy, jak wspaniałe wesela są tam urządzane i jak świetnie czują się goście z Polski.
Jeśli ktoś chciałby poczuć trochę magicznego klimatu życia na Zanzibarze, polecam raczej wspomniany powyżej blog, książkę można sobie odpuścić.
Moja ocena: 3-/6
No Comments