Z tego, co czytam, nie mnie jedną ogarnął blogowy marazm. Być może sama zima by tak nie wpłynęła, ale sesja jest wykańczająca nie tylko dla studentów. Pokusiłabym się nawet na stwierdzenie, że studenci wręcz mniej się czasem męczą w sesji niż wykładowcy, którzy muszą przygotować, przeprowadzić i posprawdzać testy, kolokwia, przedterminy, poprawki i tym podobne, a potem jeszcze wysłuchać próśb, płaczów i narzekań, wypisując przy okazji indeks numer pięćset czternaście czy coś koło tego. Na odtrutkę od tego harmidru nadają się li i jedynie lektury lekkie, łatwe i przyjemne. I tak w ciągu ostatnich dwóch tygodni przeczytałam romans z epoki Regencji, dwa kryminały, jedną powieść w rodzaju „kupiłam dom w ciepłym kraju nad rozlewiskiem obok winnicy” i dwie książki dla młodzieży. Recenzje nastąpią niebawem, jako że co by o sesji nie mówić i jak by nie narzekać, jej główną i nie do pobicia zaletą jest to, co po niej następuje – trzy tygodnie ferii! W tym czasie będę w pracy spędzać całe 4 godziny tygodniowo;)
Zaległe recenzje będą się jednak na pewno nadal zbierać, ponieważ jako niepoprawni optymiści, pojutrze jedziemy tam, gdzie śniegu jest kilkakrotnie więcej niż na naszym pokrytym zaspami osiedlu. Chałupa w górach kusi, grzech by było chociaż raz w ciągu całej zimy nie pojechać, ale nie da się ukryć, że w ubiegłych latach tyle śniegu się nie trafiało i jeszcze nie przetestowaliśmy docierania tam w takich warunkach. Jako że od szosy jest tam spory kawałek, i to pod górkę, prawdopodobnie będziemy musieli zostawić samochód na jedynym w miarę odśnieżonym terenie, czyli pod kościołem, i z szuflą, tudzież w rakietach śnieżnych, przedrzeć się przez półtorametrowy podobno śnieg. Pół kilometra podobno jedynie, ale pamiętam, że sąsiadom kilka zim temu w podobnych warunkach droga od szosy zajęła 3 godziny. A ich chata jest nawet odrobinę niżej;)
Jak sądzicie, co spędza mi sen z powiek w obliczu takich wyzwań? To, jak wniosę tam jedzenie i ciepłe ciuchy? To, jak da radę moje dziecko, które wszak tyle śniegu jeszcze chyba nie widziało? To, czy damy radę powtarzać ten wyczyn codziennie, jako że jedziemy tam głównie na narty? Ależ skądże! Jestem przekonana, że wiecie, co jest najbardziej palącym problemem:
Czy dam radę wnieść książki na całe 5 dni???
I jak się zdecydować, co zabrać? Zwykle jadąc tam pakowałam jedną torbę ubrań, drugą torbę książek, jako że lubię mieć wybór. Teraz chyba muszę się trochę ograniczyć;) Chociaż w sumie mogę zostawić sobie torbę w samochodzie i jak akurat będę miała nieodpartą chęć na, powiedzmy, Mankella albo na „Wolf Hall”, to po prostu przejdę się w te i we wte;)
Ciekawa jestem, jakie książki Wy zabralibyście, gdybyście jechali na kilka dni gdzieś, gdzie nie ma netu, telewizji, właściwie niczego nie ma, oprócz śniegu, ciszy, bezmiaru przestrzeni przed domem i miękkiego fotela przy kominku. No, i ośrodka narciarskiego dość blisko, co zdecydowanie zmiejsza czas na lekturę, chociaż i tak go z pewnością sporo zostanie… Na pewno zabiorę „Nocna zamieć” Theorina, chociaż poprzedniej jego książki nie przeczytałam jeszcze, ale tą „Zamiecią” na wielu blogach kuszą. Zresztą tytuł i tło wydają się dość adekwatne;) Może zresztą poprzedni tom też wezmę, skoro na półce już od nie wiem, jak dawna stoi. Ale co poza tym? Jeszcze nie mam pojęcia.
No Comments