dalekie wyprawy

Pierwszy dzień

4 października 2010

Siedzę na parapecie wyłożonym materacem poduszkami i czuję się kompletnie nierealnie. Pierwsze wrażenie z Chawton jest dokładnie takie, jak sobie to wymarzyłam.

Podróż tutaj nie była zbyt skomplikowana, co najwyżej męcząca. Bardzo wczesny lot z Poznania do Londynu, potem autobus z lotniska na Victorię, skąd musiałam dostać się na dworzec Waterloo. Akurat dzisiaj strajkuje londyńskie metro, miałam więc obawy, że będę zmuszona iść piechotą z bagażami albo łapać jakieś autobusy, ale na szczęście akurat te linie, które mnie interesowały, kursowały w miarę normalnie. Na dworcu Waterloo prawie natychmiast złapałam pociąg do Alton i po nieco ponad godzinie wysiadłam na całkiem pustej stacyjce. Niestety, nie czekał na mnie powóz z końmi, za to zamówiłam taksówkę, której kierowca mówił nieprawdopodobnym dialektem, który sprawił, że poczułam się jak studentka na podstawowym poziomie angielskiego. Był jednak niezwykle miły i w ciągu kilku minut drogi opowiedział mi historię swojego życia oraz pokazał, gdzie co jest.

Wysiadłam pod bramą i za radą kierowcy idąc, udałam się najpierw do budynku, w którym kiedyś mieściły się stajnie, a obecnie wygodne pokoje. Zadzwoniłam uroczym staroświeckim dzwonkiem i o dziwo okazało się, że ktoś naprawdę na mnie czeka! Claire, która opiekuje się posesją, zaprowadziła mnie do mojego pokoju, który wygląda jak żywcem przeniesiony z dawnych czasów.

Do pokoju przylega ogromna łazienka, w pokoju zaś jest bezprzewodowy internet i mała półka z książkami, zarówno Jane Austen, jak i współczesnymi.

Cały budynek jest naprawdę spory. Oprócz pokoi gościnnych jest też staroświecka kuchnia, której zdjęcie muszę jednak powtórzyć, oranżeria w której mamy jadalnię, wspólny salon, kilka wspólnych pomieszczeń pełnych kanap i książek oraz gabinet.

 

 

 

Gdy już udało mi się przyswoić rozkład pomieszczeń i trochę odpocząć, przyjechały trzy kolejne dziewczyny, wszystkie ze Stanów. Robią sympatyczne wrażenie, wspólnie spróbowałyśmy więc rozgryźć obsługę kuchni, a po herbacie poszłyśmy do głównego budynku, rezydencji w której mieści się biblioteka. Tam również czekała na nas Sarah, która pokazała nam cały budynek. Możemy po nim chodzić do woli, mamy wstęp dp wszystkich pomieszczeń, które normalnie są dostępne dla zwiedzających jedynie przez dwie godziny w tygodniu. Ja na pewno z tego przywileju będę korzystać, zwłaszcza że w każdym pomieszczeniu widziałam sporo interesujących obrazów.

Z biblioteki już dzisiaj nie skorzystamy, ponieważ główna bibliotekarka, która ma nas we wszystko wprowadzić, jest dzisiaj nieobecna, więc idę zaraz przejść się po ogrodach, a ponieważ na wyprawę po zakupy do miasteczka nikt nie ma już siły po tak pełnym wrażeń dniu, na kolację wybierzemy się do lokalnego pubu, mieszczącego się dokładnie naprzeciwko domu Jane Austen.

Sama sobie zazdroszczę;) I nie mam zamiaru myśleć, ile zajęć będę musiała odrobić na uczelni po powrocie!

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply