Na rynku w Dukli faktycznie jest księgarenka, taka, jaką zapamiętałam sprzed dwóch lat, choć nie byłam pewna, czy to wspomnienie, czy tylko wyobraźnia. Rynek pusty i urokliwy, niezmieniony w ogóle. Pod księgarnią plątał sie pijaczek, całkiem wygadany. Wewnątrz – miłe zaskoczenie. Jest „Dukla” Stasiuka, jest sporo dobrych przewodników i albumów, literatury pięknej wprawdzie jak na lekarstwo, ale w końcu nie pojechałam tam na zakupy książkowe, „Dukla” była jedyną książką, jakiej wtedy pragnęłam. Egzemplarz oryginalny, bo część stron wklejona do góry nogami. Dopiero kilka godzin później zauważyłam na stronie tytułowej autograf autora. Cieszę się, że nie kupiłam tej książki w Poznaniu!
Teraz dopiero zaczynam odczuwać cztery dni pobudek o 4 rano, włóczenia się o świtach i zachodach, cztery dni zimna i słońca. 12 godzin drogi do domu raczej nie poprawiło mojej formy ogólnej, więc nie spodziewajcie się po mnie już dziś niczego. Mogę tylko powiedzieć, że było tam pięknie. Czytałam mało, skończyłąm kolejny kryminał w samochodzie, ale tam czytałam tylko bardzo stary przewodnik, który nie opisywał szlaków ani schronisk, ale za to bardzo szczegółowo historię wszystkich wioseczek i miast, oraz „Duklę”, książkę niezwykłej urody, która zasługuje na odrębny wpis, zdecydowanie nie dzisiaj. Dzisiaj będę już tylko odpoczywać, starając się nie myśleć o tym, jak bolesne będzie nagłe przeniesienie z zielonych dolin w pracową rzeczywistość już jutro;)
No Comments