Ryanair ma baaardzo tanie bilety, ale limity bagażu co najmniej śmieszne – bagaż podręczny musi się zmieścić w jednej torbie, nie można mieć nic w ręku, nawet gazety, i nie może być cięższy niż 10 kg, natomiast bagaż główny ma ważyć najwyżej 15kg. Na lotnisku zawsze rozgrywają się dantejskie sceny, mnóstwo ludzi się przepakowuje, fruwają sukienki przekładane z torby do torby. Ja wychodzę z założenia, że 25 kg, które łącznie mogę zabrać, to nie tak znowu mało, ale tym razem zabrakło mi nie tyle kilogramów, ile po prostu miejsca – okazało się, że zabrałam za małą walizkę. Wieczór przed powrotem spędziłam na próbach poukładania wszystkiego na różne sposoby. Same książki by się zmieściły, ale problem polegał na tym, że radośnie i bez myślenia o konsekwencjach kupiłam Oli zabawkę w Hamley’s w wyjątkowo dużym pudle (no, ale moje trochę chyba nietypowe dziecko marzyło o szkielecie ludzkim do składania, którego u nas nie mogłam znaleźć), a do tego miałam dwa ogromne kartony z herbatą dla mojej mamy. Te trzy pudełka zajęły mi ponad połowę walizki, upchanie w niej książek, niektórych w pokaźnym rozmiarze, nie było już prawie możliwe. Jakimś cudem udało mi się jednak wszystko zmieścić, zapięłam zamek cała dumna z siebie i wtedy moje spojrzenie padło na łóżko, a na nim jeszcze jedną całkiem sporą rzecz, o której zapomniałam…
Nie wiem, jakim cudem się ostatecznie udało…
Postanowiłam nie kupować niczego w pełnej cenie, jako że równie dobrze mogę zamówić to z Book Depository i nie martwić się, jak to przewiozę. Z tego względu odpuściłam sobie wszystkie bookerowe nominacje, przyznaję, że z lekkim żalem…
Od dołu:
Gil Adamson „The Outlander” – kanadyjska powieść, którą już od dawna miałam na liście. Rok 1903, tajemnicza kobieta ucieka na zachód, zaś pościg depcze jej po piętach. Mary Boulton w wieku lat dziewiętnastu właśnie została wdową – i morderczynią swojego męża. Podczas ucieczki prześladowana jest przez szalone wizje i przez świadomość, że tymi, którzy ją ścigają, są bezlitośni bracia jej męża. Kierowana prymitywnym instynktem, wdowa zagłębia się coraz dalej w dzicz… Książka miała kilka świetnych recenzji na blogach, które sobie cenię.
Isabel Colegate „The Shooting Party” – właściwie mam już tę książkę ściągniętą kiedyś z Bookmoocha, ale w tak marnym wydaniu, że bardzo źle się ją czytało i z żalem zarzuciłam lekturę, szkoda mi jednak było wzroku. Teraz kupiłam za funta piękne wydanie w twardej okładce, z porządnym, dużym drukiem. Jest to jedna z zapomnianych nieco i niedocenianych książek. Jesień 1913 roku, sir Randolph Nettleby zaprasza gości do swojej posiadłości na największy polowanie sezonu. Zapowiada się idealny weekend pełen typowych edwardiańskich rozrywek – polowanie, plotki, moda. A jednak nie wszystko pójdzie tak, jak powinno… Wspaniały portret edwardiańskich wyższych sfer i przemian zachodzących u schyłku epoki.
E. M. Delafield „The Provincial Lady” – to kolejny zapomniany klasyk, którego popularność została przywrócona przez niedawne wznowienie. Udało mi się wypoatrzyć piękne, stare wydanie, które zawiera aż cztery książki z serii: „Diary of a provincial lady”, „The provincial lady goes further”, „The provincial lady in wartime” i „The provincial lady in America”.
E. M. Delafield to urodzona w 1890 roku pisarka, autorka powieści, felietonów i opowiadań. Od 1930 roku pisała „Diary of a provincial lady” i publikowała odcinki w Time and Tide. Jest to lekka i pełna staroświeckiego uroku powieść o codziennym życiu na prowincji damy z wyższych sfer, świetna na poprawienie humoru.
Elizabeth von Arnim „Love” i „Elizabeth in her German Garden” – do mojej kolekcji książek von Arnim, kolejnej nieco już zapomnianej pisarki. Drugą z tych powieści mam już, ale nie mogłam się oprzeć kultowemu wydaniu w zielonej serii Virago Modern Classics.
Dodie Smith „I Capture a Castle” – tak teraz patrzę, że całkiem sporo książek, które kupiłam, to właśnie takie klasyki z pierwszej połowy XX wieku, ta książka też się do tej kategorii wpisuje. Dodie Smith jest najbardziej znana jako autorka „101 dalmatyńczyków”, ale „I Capture a Castle” ma także całą rzeszę wielbicieli. Joanna Trollope powiedziała kiedyś: „Znam niewiele powieści, może poza „Dumą i uprzedzenie”, które wzbudzały by tak silne i długotrwałe uczucie czytelników jak I Capture a Castle„. Jest to powieść o dorastaniu, którego narratorką jest 17-letnia Cassandra. Jej rodzina mieszka w rozpadającym się zamku na pustkowiach. W pamiętniku opisuje życie swojej nieco ekscentrycznej rodziny, zakłócone znienacka przyjazdem amerykańskich spadkobierców.
David Vann „Legend of A Suicide” – prezent od Chihiro, który od dawna już miałam na liście, polecam jej recenzję.
Iain Pears „Stone’s Fall” – kolejny historyczny thriller autora „Którędy droga?„, podobno co najmniej tak samo dobry, a jeszcze bardziej wciągający. Rok 1909, John Stone, zamożny bankier, wyskakuje z okna swojego londyńskiego apartamentu, zostawiając piękną wdowę i ogromne imperium. Pears we właściwym sobie stylu opowiada nam tę historię nietypowo, od końca, śledząc losy Stone’a od śmierci aż do wczesnej młodości.
Mari Jungstedt „Unseen” – pierwszy kryminał z cyklu dziejącego się na Gotlandii, polecany przez Dabarai.
„Kamila Shamsie „Burnt shadows” – kolejny prezent od Chihiro, nominowana do Orange Prize epicka powieść, którą już tu wspominałam:
9 sierpnia 1945, Nagasaki. Hiroko Tanaka wychodzi na werandę, żeby nacieszyć się pięknym widokiem. Jest ubrana w kimono z trzema czarnymi żurawiami na plecach. Ma 21 lat i jest zakochana. Kilka sekund później, wszystko staje się bielą, a świat, który znała, przestaje istnieć. Jedyny ślad po dawnym życiu to poparzenia na plecach w kształcie żurawi… Dwa lata później, Hiroko wyjeżdża do Delhi, do rodziny swojego nieżyjącego narzeczonego. Zaczyna uczyć się Urdu i zapuszcza korzenie, ale wiry historii porywają ją i jej nowych przyjaciół najpierw do Pakistanu, następnie do Nowego Jorku i ostatecznie do Afganistanu. Więzy, które ich połączyły, poddane zostają ciężkim próbom.
Elizabeth Strout „Olive Kitteridge” – nagrodzony w ubiegłym roku Pulitzerem zbiór 13 opowiadań osadzonych w niewielkim miasteczku w stanie Maine, na samym skraju Ameryki.
Mikkel Birkegaard „The Library of Shadows” – trzecia książka od Chihiro – dziękuję bardzo!!! – tym razem powieść sensacyjna, której bohater dziedziczy po swoim nagle zmarłym ojcu antykwariat, wraz z nim zaś tajemnicę.
Drugą część stosiku pokaże i opiszę, gdy blox trochę dojdzie do siebie, jako że podczas pisania tej notki zostałam wylogowana co najmniej 10 razy!
No Comments