Stare Miasto

(Nie)zwykły wiek osiemnasty

4 marca 2012

Nigdy nie ukrywałam, że mimo iż dziewiętnasty wiek, zwłaszcza epoka wiktoriańska, mają znacznie więcej fanów, mnie najbardziej fascynuje wcześniejsze stulecie. Oświecenie, ze swoją wiarą w siłę ludzkiego umysłu, radością z odkrywania świata, ze swoją fantazją i rozmachem, jest dla mnie dużo ciekawsze. To wtedy na świat przyszedł romantyzm, to wtedy narodził się gatunek literacki, bez którego wielu z nas nie wyobraża sobie życia – powieść. Działalność zaczęły pierwsze feministki, pojawiły się gazety, wyrosła klasa średnia, do sklepów zaczęły zaglądać pierwsze zakupoholiczki. Epoka wiktoriańska może i jest klimatyczna ze swoimi sekretami, surowymi zasadami, zbrodniami i pierwszymi detektywami. Wiek osiemnasty jednakże skrywa równie wiele sekretów, a jest znacznie bardziej różnorodny, tętniący życiem, często skandaliczny. Zakochiwano się i zdradzano, tak jak i teraz, a jednocześnie inaczej, mężowie otwarcie, żony w ukryciu. To czasy pierwszych celebrytów, którzy wyznaczali nowe, ekstrawaganckie trendy w modzie, a jednocześnie podczas spacerów przyciskali do nosa perfumowane chusteczki, pozwalające im znieść smród panujący w miastach. Epoka, w której arystokraci w jeden wieczór przepuszczali fortuny podczas gry w karty, aby w drugi toczyć wyrafinowane dysputy filozoficzne. Epoka dam bawiących się na balach i plebsu obserwującego z zapartym tchem publiczne egzekucje. Oczywiście, może się nam wydawać, że coś, co miało miejsce, powiedzmy, 300 lat temu, jest tak inne, tak obce, że nie może być dla nas interesujące. Ale to właśnie wtedy Europa wkroczyła w wiek nowoczesny i chociaż mężczyźni wciąż nosili peruki, to ich życie i problemy zaskakująco przypominają nasze.

Moja fascynacja tą epoką jest już znana wiernym czytelnikom Miasta Książek, teraz jednak postanowiłam zacząć się nią regularnie dzielić. Po części dlatego, że doktorat wisi nade mną niczym miecz Damoklesa i powoli zaczynam czytać coraz mniej rzeczy współczesnych, a coraz więcej osiemnastowiecznych, ale przede wszystkim dlatego, że zaczęłam w tym semestrze prowadzić cykl wykładów na temat życia codziennego w osiemnastowiecznej Anglii, i pomyślałam, że mogłabym te wykłady z łatwością adaptować na potrzeby bloga, z nadzieją, że kogoś zainteresują. Oczywiście nie będą to wykłady w sensie akademickim, w ogóle nie będą to teksty akademickie, jedynie wybrane ciekawostki, migawki z epoki. Będzie trochę o literaturze, a nawet gdy temat nie będzie zbytnio książkowy, będę podawała ciekawe tytuły, z których korzystałam. W założeniu coś powinno się pojawiać co tydzień, ale na pewno będą jakieś nieregularności. Zapraszam więc na bliższe spotkanie z codziennym, zwykłym życiem w niezwykłym wieku osiemnastym.


Zacznijmy od określenia, co właściwie rozumiemy pod pojęciem „wiek osiemnasty”, jako że na pewno pojawią się tu daty, które nie będą się zaczynały od 17. Historycy brytyjscy stworzyli pojęcie tzw. „długiego” wieku osiemnastego, który jest różnie definiowany, ale najczęściej uważa się, iż obejmuje okres od roku 1688, czyli tzw. chwalebnej rewolucji, kiedy to w ramach bezkrwawego przewrotu król Jakub II został usunięty z tronu angielskiego i zastąpiony przez Wilhelma Orańskiego. Co do końca, wersji jest więcej, od 1815, czyli bitwy pod Waterloo, aż do 1837, czyli koronacji królowej Wiktorii.

Mnie najbardziej interesuje tzw. epoka georgiańska (nie wiem, czy funkcjonuje polskie tłumaczenie), czyli okres panowania czterech królów Jerzych. Dziwni królowie, z których dwaj pierwsi urodzili się za granicą i nie mówili nawet zbyt dobrze po angielsku. Ich rodzinnego życia nie da się zaś określić inaczej, niż toksyczne.

Taki Jerzy I, na przykład. Urodził się w Hanowerze, który darzył ogromnym sentymentem. Był elektorem nieistniejącego już Królestwa Hanoweru, zaś tron brytyjski odziedziczył dopiero w wieku 54 lat. Jego żona nigdy nie postawiła nogi na brytyjskim dworze – cały okres panowania swojego męża nad Wielką Brytanią spędziła w, nazwijmy to, areszcie domowym!

Zofia Dorota z Celle nie była bowiem zbyt wierna swojemu mężowi. Trzeba przyznać, że on zaczął – jego romanse z niejaką Melusiną von Schulenbug stanowiły tajemnicę poliszynela, jednak gdy żona odpłaciła mu pięknym za nadobne i znalazła sobie kochanka, szwedzkiego hrabiego, małżonek nie mógł tego znieść. Początkowo wszystko wyglądało niewinnie – hrabia był przyjacielem królowej z dzieciństwa i przez długi czas ich znajomość była raczej platoniczna. Gdy jednak zaczęły pojawiać się pierwsze plotki, hrabia został wysłany na wojnę, co tylko podsyciło rodzące się dopiero uczucie. Król odesłał hrabiego ponownie, i tym razem jego przełożeni mieli dopilnować, żeby nie dostał przepustki i nie mógł wrócić do Hanoweru. Hrabia wykradł się jednak ukradkiem i przez sześć dni jechał do swojej ukochanej.

Jak łatwo się domyślić, król był wściekły. Wygnał hrabiego z kraju, pobił żonę, a gdy to wszystko nie pomogło, zaaranżował spisek. Pewnej nocy, gdy hrabia przemykał ciemnymi korytarzami pałacu w stronę sypialni królowej, został napadnięty i uduszony. Jego ciało zostało wrzucone do rzeki, zaś cały dwór nabrał wody w usta na temat jego nagłego zniknięcia. Nikomu nic nie udowodniono, zaś ciało hrabiego, a raczej to, co z niego zostało, rzekomo zostało odnalezione wiele lat później.

Gniew króla nie został jeszcze uśmierzony. Zdrada małżeńska w rodzinie królewskiej jest jednocześnie zdradą stanu, królowa została więc postawiona przed sądem, a następnie skazana na dożywotni areszt domowy w niewielkim zamku na prowincji. Dwójka dzieci została jej odebrana – miała ich już nigdy nie zobaczyć.

Królowa Zofia Dorota z dziećmi, które zostały jej odebrane – królem Jerzym II i królową Prus, Zofią Dorotą.

Zofia Dorota spędziła 33 lata w zamknięciu. Na krótko przed śmiercią napisała list do byłego męża, w którym rzuciła na niego klątwę. Jerzy nie przejął się jej śmiercią i tego samego dnia udał się ze swoją kochanką do teatru, zabronił też swojemu synowi nosić żałobę. Zaledwie dwa miesiące później zdecydował się wyruszyć w podróż do ukochanego Hanoweru. Podróż lądem trwała ponad trzy dni – podczas postoju gdzieś na terenie Holandii król zjadł wyjątkowo obfitą kolację. Zaczął czuć się źle, nalegał jednak na kontynuowanie podróży. Do celu nigdy nie dojechał. Zmarł po drodze i został z całym ceremoniałem pochowany w Hanowerze, którego mieszkańcy żegnali go niewątpliwie z większym żalem, niż jego angielscy poddani.

Jak łatwo się domyślić, okrutne potraktowanie matki nie wzbudziło w synu Jerzego I zbyt wielu ciepłych uczuć względem ojca. Książę Jerzy, później król Jerzy II, nie znosił króla, zresztą z wzajemnością. Długo by pisać o ich wzajemnych przepychankach, warto jednak wspomnieć o najsłynniejszej kłótni, rozpoczętej z powodu całkiem błahego, a jednak brzemiennej w skutki. Być może nie doszłoby do niej, gdyby nie słaba angielszczyzna księcia, który, podobnie jak jego ojciec, wychował się w Hanowerze.

Wszystko zaczęło się w roku 1717, gdy na świat przyszedł drugi syn księcia, co ciekawe również o imieniu Jerzy (pierworodny syn to Fryderyk). Książę Jerzy i jego żona Karolina mieli już czwórkę dzieci – Fryderyka i trzy córki: Annę, Amelię i Karolinę.

Księżna Karolina

Po narodzinach drugiego syna przyszła pora na wybranie rodziców chrzestnych. Karolina i Jerzy zdecydowali, kogo chcieliby widzieć w tej roli, gdy nagle wtrącił się król. Zgodnie z obowiązującym prawem to on mógł wyznaczyć rodziców chrzestnych i, prawdopodobnie ze złośliwości, postanowił z tego prawa skorzystać. Co gorsza, na ojca chrzestnego wybrał księcia Newcastle, którego książę Jerzy nie znosił. Cóż jednak było robić? Wola króla była święta.

Podczas samej ceremonii jednak księciu puściły nerwy. Bezsilny w swoim gniewie, wyszeptał do nieszczęsnego ojca chrzestnego (który prawdopodobnie wcale nie cieszył się z bycia pionkiem w królewskich rozgrywkach rodzinnych): „Rascal, I’ll find you!” (Ty draniu, jeszcze cię znajdę) Czy to z powodu nerwów, czy też ze względu na raczej kiepską angielszczyznę księcia, Newcastle zrozumiał, iż książę mówi: „Rascal, I’ll fight you!” (Ty draniu, będę z tobą walczył!)

Gdy wszystko to dotarło do uszu króla, zażądał on wyjaśnień i przeprosin. Książę sprostował nieporozumienie, jednak przeprosić nie chciał. Król, porywczy i krewki, kazał mu się w związku z tym wynosić z pałacu (wszyscy razem mieszkali bowiem w St. James’s Palace w Londynie).

Uparty jak ojciec i jak on zacięty, książę spakował rzeczy swoje i żony. Ojciec jednak nakazał mu zostawić dzieci w pałacu, wszystkie, łącznie z nowonarodzonym synkiem. Księżna rozpaczała, jednak obaj mężczyźni byli nieugięci. I tak jak jej mąż musiał wychowywać się bez matki, a właściwie bez obojga rodziców, tak i jej dzieci spędzą samotne dzieciństwo w pałacu niekochającego dziadka.

Książę Jerzy i księżna Karolina wynajęli dom przy Leicester Square, który dzisiaj stanowi centrum londyńskiej rozrywki, a 300 lat temu był wprawdzie znacznie spokojniejszy, ale niezbyt prestiżowy. Król w swoim gniewie nakazał wszystkim dworzanom wybrać, gdzie chcą bywać – ci, którzy zdecydują się na odwiedziny w Leicester House, nie będą więcej wpuszczani do pałacu. Wybór był niełatwy – król nie był już młody, zaś książę miał po nim odziedziczyć tron, w dodatku księżna była urocza, oczytana i miała świetne maniery, które zjednywały jej wiele serc. Zaczęły się więc rozmaite spiski i podchody, dworzanie pod osłoną ciemności zakradali się do domu następcy tronu, by w świetle dnia schlebiać królowi. Cały spór przerodził się nagle w konkurs popularności, a wszyscy z zaciekawieniem liczyli, ile osób odwiedza króla, a ile jego syna. Książę i księżna z pewnością w tym konkursie nie przegrywali, jednak cena, którą za to płacili, była wysoka, a miała się jeszcze podnieść.

Na początku 1718 roku król zdecydował przenieść się z całym dworem do pałacu Kensington, położonej wtedy za miastem letniej rezydencji. W pierwszej kolejności zostały wysłane dzieci. Malutkiemu Jerzemu nie wyszło to jednak na zdrowie. Krótko po przeprowadzce zaczął kaszleć, pojawiły się trudności z oddychaniem, a po krótkiej chorobie mały „dostał konwulsji” i zmarł. Jego rodzice dostali pozwolenie na odwiedzenie go dosłownie w ostatniej chwili.

Natychmiast przeprowadzono sekcję zwłok i wszyscy trzymali kciuki, aby nie wykazała, iż przyczyną śmierci był brak opieki matczynej. Konsylium lekarskie orzekło jednak, iż do zgonu doprowadziła torbiel na sercu i dziecko i tak nie miało szans na przeżycie. Śmierć dziecka nie wpłynęła jednak pozytywnie na atmosferę w rodzinie – król i jego syn nie rozmawiali ze sobą jeszcze przez dwa lata, dopiero w 1720 roku, pod wpływem nacisków ze strony polityków, niechętna zgoda została zawarta.

Jak widać, na dworze angielskim lekko się nie żyło. Konsekwencje tych rodzinnych niesnasek będą zaś widoczne jeszcze przez długie lata, odbite jak w krzywym zwierciadle w postępowaniu kolejnych pokoleń.

Korzystałam głównie z książki Lucy Worsley „Courtiers: The Secret History of the Georgian Court” oraz  J. H. Plumb „The First Four Georges”. Polecam gorąco tę pierwszą pozycję – świetnie napisana, czyta się jak powieść sensacyjną!

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply