Wróciłam z Azji. Niechętnie, po kilkutygodniowej podróży, podczas której siedziałam wygodnie w pociągu, a za oknami przesuwał się świat. Podróży długiej, a jednak za krótkiej, bo chciałoby się więcej, dłużej, dalej. Jak to? – powiecie – przecież nic nie pisałaś, że wyjeżdżasz! Bo też i nie pojechałam sama. W podróż zabrał mnie Paul Theroux.
„Pociąg widmo do Gwiazdy Wschodu” to prawdziwa cegła. Kiedy otworzyłam ją właściwie od niechcenia po raz pierwszy, myślałam, że będę ją podczytywać od czasu do czasu, w przerwach między innymi lekturami. Nic z tego! Monotonny stukot kół wprawił mnie w trans, najpierw czytałam długo w noc, tak długo, że dotarłam z Londynu aż do Turcji. Następnego dnia niechętnie zostawiłam książkę w domu, jednak już dzień później włożyłam ją do torebki i dźwigałam przez kolejne tygodnie dzień w dzień, chociaż nie mogłam przez to zmieścić już pudełka ze śniadaniem. Co tam śniadanie, skoro mogłam w każdej chwili przenieść się do azjatyckiego pociągu!
Paul Theroux to doświadczony pisarz i podróżnik. Sławę przyniosła mu podróż odbyta na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, podczas której przejechał pociągami przez całą Europę i Azję, od Londynu do Japonii i z powrotem. Oprócz sławy, podróż ta przyniosła mu także rozbite małżeństwo i utratę rodziny. Trzydzieści lat później, jak inny już człowiek, postanowił wyruszyć tą samą lub bardzo podobną trasą. Jest spokojniejszy, bardziej uważny, częściej się zatrzymuje. Pisze sporo o sobie, nie boi się obnażyć swojej prywatności, pisze o smsach od żony, o rozterkach związanych z tak długą, samotną podróżą. Opowiada o procesie pisania, o robieniu notatek w każdym miejscu, podczas każdej rozmowy, o pisaniu jako lekarstwie. Jako znany na całym świecie pisarz może więcej niż przeciętny podróżnik, i dobrze to wykorzystuje, zabiegając o spotkania z wyjątkowymi ludźmi. I tak w Stambule poznaje Orhana Pamuka, nieco zgryźliwego, bystrego i ironicznego, oraz Elif Safak, tak piękną, że nawet stateczny Theroux traci przy niej wątek. Na Sri Lance odwiedza Arthura C. Clarke’a, po Tokio oprowadza go Murakami (razem zaglądają do sześciopiętrowego sex shopu). Także w Japonii spotyka się ze swoim przyjecielem, innym podróżującym pisarzem, Pico Iyerem. Przez pryzmat tych spotkań pokazuje nam odwiedzane przez siebie kraje od zupełnie innej strony – oczami ludzi, którzy je zamieszkują, i którzy sami w sobie są niezwykli. Murakami, do którego książek mnie dotąd nie ciągnęło, w relacji Theroux jest tak ciekawym człowiekiem, że poważnie rozważam podejście numer dwa do jego twórczości. Theroux poświęca także wiele uwagi przeciętnym ludziom, których spotyka po drodze. Każdy, kto wsiada do jego przedziału, jest interesujący, każdego poznajemy z imienia i nazwiska, dowiadujemy się, kim jest, dokąd i po co jedzie.
Zdjęcie: Gosia
Nie tylko podróżnik się zmienił, świat także jest często zupełnie inny. W latach siedemdziesiątych Theroux nie mógł wjechać do Kambodży – panował tam właśnie reżim Pol Pota, mordujący miliony obywateli. Teraz wjazd do Kambodży był możliwy, a nawet dziecinnie łatwy. Podczas pierwszej podróży Wietnam wciąż jeszcze stał w ogniu działań wojennych – Sajgon był wciąż w amerykańskich rękach, zaś na północ od Hue, w stronę Hanoi, nie można było się dostać. Niemożliwa była też podróż przez Chiny. Istniał jeszcze Związek Radziecki, zaś w mieście Perm, w którym Theroux robi postój podczas drugiej podróży, działał wciąż gułag, teraz zamieniony w muzeum. Można za to było przejechać przez Iran, Pakistan i Afganistan, za drugim razem okazało się to niemożliwe. Trudno sobie uzmysłowić, w jak krótkim czasie się to wszystko stało. Zaczęłam się zastanawiać, jak wiele zmieni się w Azji gdy wrócę tam za trzydzieści lat…
Z drugiej strony wiele rzeczy pozostaje takich samych, i to napawa autora nadzieją. Odnajduje te same krajobrazy, podobnych ludzi, niezmienione miasteczka i czuje się szczęśliwy. Szczęście w ogóle przychodzi w tej podróży niespodziewanie, z deszczem bębniącym w szyby pociągu, z uczynnym podróżnym, z dobrym jedzeniem. A świat, chociaż przeraźliwie okrutny i pełen nędzy, jest często dobrym miejscem. Ludzie dotknięci tragediami podnoszą się i żyją normalnym życiem. W wietnamskim mieście Hue, prawie doszczętnie zrujnowanym przez Amerykanów podczas wojny, często w stronę podróżnego padało pytanie, skąd pochodzi. „A! Z Ameryki! Witaj!To może jeszcze trochę zupy?” – Wietnamczycy nie żywili urazy, nie winili zwykłego człowieka za czyny polityków. Młode pokolenie jednak, tak w Wietnamie, jak i w Chinach, nie wraca do przeszłości. Nie interesuje ich nic oprócz forsy. Nie rozumieją, co przeszli ich rodzice, którzy nie potrafią o swojej przeszłości opowiedzieć. Dla Theroux jednak przeszłość jest równie interesująca jak chwila obecna. Wyszukuje osoby, które pamiętają dramatyczne wydarzenia, pyta, jak im się żyło, jak przetrwali. W Kambodży znajduje rodzinę, którą Czerwoni Khmerzy wysiedlili ze stolicy i zmusili do przeprowadzki na wieś, w Rosji odwiedza gułag, w Sajgonie muzeum wojny. Nie szuka jednak na siłę związków między przeszłością a chwilą obecną, zatrzymuje się tylko na chwilę, próbuje poznać, zrozumieć.
Theroux z czułością pochyla się nad miejscami zwykłymi, opisanymi w przewodnikach jako nudne i niewarte uwagi. Zatrzymuje się w zapomnianych rybackich miasteczkach gdzieś w Japonii, szuka samotności w górskiej chacie. Zachwycają go pustkowia Syberii. Pisze: „Dawniej odnosiłem się do takich zapomnianych mieścin z pogardą i czym prędzej z nich uciekałem. Teraz jednak ten pejzaż nie wydał mi się ponury. Przeciwnie – zobaczyłem w nim spokojną białą przystań, całkowicie samowystarczalną i bezpiecznie oddaloną od Moskwy. Gdyby nie ten diabelny ziąb, mógłbym się tu nawet przeprowadzić.”
Odwiedziłam wiele z miejsc opisanych w „Pociągu widmo”. Autor wielokrotnie przemierzał znane mi ścieżki. Wróciłam wraz z nim do indyjskich pociągów, ponownie odwiedziłam złowrogie ruiny Angkor Wat, duszny Singapur, rozpustny i żywiołowy Bangkok. Wraz z nim przemierzałam swoją trasę sprzed dwóch lat przez Kambodżę i Wietnam, aby wreszcie wrócić transsibem przez Moskwę do Terespola. Po tej lekturze mam ochotę odwiedzić te wszystkie miejsca ponownie, spojrzeć inaczej, zajrzeć w inne kąty. A najlepiej wsiąść już jutro do pociągu i przemierzyć cały ten niezwykły kontynent.
Zdjęcie: Ukasz
Znakomita książka, melancholijna, ale nie przygnębiająca, rytmiczna jak stukot pociągu, pełna przypadkowych olśnień, książka, z którą ciężko się rozstać, tak jak ciężko jest wrócić do domu po długiej podróży. Dla mnie koniec tej podróży oznaczać będzie początek znajomości z Paulem Theroux, bezwzględnie mam zamiar bowiem przeczytać jeszcze sporo jego książek.
Moja ocena: 6/6
No Comments