Czasem otwieram książkę na chwilę, żeby sprawdzić, czy faktycznie okaże się tak dobra, jak mówią. Wiele godzin później z żalem stwierdzam, że powinnam jednak iść spać. A po przewróceniu ostatniej strony wiem, że długo jeszcze będę o tej historii myśleć.
Guzel Jachina to debiutująca rosyjska pisarka tatarskiego pochodzenia. Chciałabym wiedzieć więcej o życiu różnych grup i narodowości, które składały się dawniej na ZSRR, a dzisiaj albo tworzą Rosję, albo zamieszkują kraje Azji Środkowej i Kaukazu, marzą mi się książki kirgiskie, kazachskie, tadżyckie… Tym chętniej sięgnęłam więc po tę powieść, której autorka luźno inspirowała się losami swojej babci. Dostałam wszystko, czego oczekiwałam i dużo więcej. „Zulejka otwiera oczy” to jedna z najlepszych powieści, jakie przeczytałam w tym roku, może nawet najlepsza.
Tytułowa bohaterka to młoda Tatarka. Są lata trzydzieste XX wieku, Zulejka mieszka na wsi w Tatarstanie i całymi dniami stara się spełnić oczekiwania starszego od siebie męża i jego zrzędliwej i jędzowatej matki. Jest przekonana, że jej się poszczęściło, bo mąż bije tak, żeby za bardzo nie bolało, jest zaradny i potrafi zadbać o gospodarstwo. Wprawdzie wszystkie ich dzieci umarły zaraz po urodzeniu, a teściowa robi, co może by uprzykrzyć jej życie, ale Zulejka nie narzeka. Pewnego dnia jednak w jej monotonne, wypełnione harówką życia wkracza Historia. Do wsi po raz kolejny przybyli Rosjanie. Bywali tu już wcześniej, rekwirując zapasy żywności i inne dobra. Teraz chcą przejąć całe gospodarstwa, które mają stać się częścią kołchozów. Maż Zulejki nie zamierza się na to godzić. Stawia opór i ginie, zastrzelony przez wierzącego w nowy porządek społeczny idealistę – Iwana Ignatowa.
Świat Zulejki się kończy. Ma kilka minut na spakowanie się i wraz z innymi mieszkańcami wsi – „kułakami”, jak ich nazywają Rosjanie, jedzie do Kazania, a stamtąd dalej, pociągiem w głąb Związku Radzieckiego. Dowódcą transportu zostaje Ignatow, i ani on, ani wywożeni na Syberię chłopi i inni „wrogowie” systemu nie wiedzą, jaki los ich czeka.
Opowieść o Zulejce chwyta za gardło, albo i za serce, od pierwszych stron. Jest coś hipnotycznego w sposobie pisania autorki, co sprawia, że zapominamy o otaczającym nas świecie i w kilka sekund przenosimy się do kazańskiego więzienia, w którym zesłańcy spędzają długie tygodnie, potem do dusznego pociągu, odsyłanego z jednej zapadłej dziury do kolejnej, aż wreszcie na rzekę Angarę, gdzie wysadzono garstkę tych, którzy przeżyli trudy podróży. W środku tajgi, bez zapasów, ciepłej odzieży i potrzebnych narzędzi, będą musieli urządzić sobie życie. Choć tytułową bohaterką jest Zulejka, a jej przemiana z zahukanej służącej w kogoś zupełnie innego stanowi główny wątek powieści, równie istotną i może nawet jeszcze ciekawszą postacią jest Iwan Ignatow. Idealistyczny i gorliwy wyznawca stalinizmu, przekonany, że postępuje słusznie, stopniowo przywiązuje się do ludzi, których uważał za zdrajców. Początkowo próbuje o nich zadbać, bo wierzy, że mają jeszcze swoje zadanie do wypełnienia i że przyczynią się do budowy kraju. Później zaczyna dostrzegać w nich ludzi, coraz trudniej przychodzi mu wykreślanie z akt kolejnych nazwisk tych, którzy umarli. Najbardziej zaś konfuduje go to, co czuje do Zulejki, której męża zastrzelił.
Tatarka i Rosjanin, ludzie i historia, opresyjny system i rodząca się wspólnota wykluczonych – „Zulejka otwiera oczy” to powieść o wielu warstwach i znaczeniach. W budowanym nad Angarą obozie niejeden z zesłańców odnajdzie swoje miejsce, swoją wolność, choć w niewoli. Każdy z nich stanie się też nam bliski, autorka bowiem nikogo nie zaniedbuje, portretując ich z czułością i uwagą. Każdy jest inny, ale muszą trzymać się razem. W tajdze nikt nie przetrwałby w pojedynkę, nawet ich komendant.
Zmieniają się wszyscy, zarówno skazańcy, jak i Ignatow. Początkowo wszyscy są bezwolni. Zulejka wykonuje polecenia męża i teściowej, Ignatow – swoich przełożonych. Inny ważny bohater, Wolf Karłowicz Lejbe, chowa się przed światem w iluzjach tworzonych przez jego umysł, nie potrafi stawić czoła rzeczywistości. Nad Angarą będą musieli zmierzyć się z samodzielnością, jedni z lepszym, inni z gorszym skutkiem.
Autorka wzorowała się na opowieściach babki, która została uznana za kułaczkę i zesłana na Syberię. Trafiła do tajgi nad Angarą, gdzie wraz ze współtowarzyszami musiała zbudować osadę z niczego. Do końca życia czuła się związana z ludźmi, których tam spotkała, utrzymując z nimi stały kontakt. Nie była pierwowzorem Zulejki, ale opisała świat, w którym jej wnuczka Zulejkę umieściła. Świat brutalny i pełen bólu, w powieści przedstawiony bez znieczulenia.
Powieść Guzel Jachiny stała się fenomenem wydawniczym. W Rosji sprzedano ponad 120 tysięcy egzemplarzy, nagrodzono ją też prestiżowymi wyróżnieniami. Książka ukazała się już w 24 krajach. Nie dziwi mnie to, żałuję tylko, że u nas przeszła prawie bez echa. To powieść, której lektura z jednej strony boli, z drugiej urzeka. Czytajcie ją, czytajcie koniecznie.
Moja ocena: 6/6
Guzel Jachina "Zulejka otwiera oczy"
Tłum. Henryk Chłystowski
Wydawnictwo Noir sur Blanc 2017
3 komentarze
[…] Jachina „Zulejka otwiera oczy”, tłum. Henryk Chłystowski, Wydawnictwo Noir Sur […]
[…] Guzel Jachina „Zulejka otwiera oczy”, tłum. Henryk Chłystowski […]
Dzisiaj rano skończyłam czytać Zulejkę. To książka, której nie zapomni się zaraz po odłożeniu, pięknie napisana i arcyciekawa.
A tak z innej beczki: od jakiś trzech, czterech lat kupuję i czytam książki z Pani polecenia. W zalewie powieści typu copy paste to bardzo przydatne listy! Pozdrawiam serdecznie 🙂