Rozczarowania czytelnicze przytrafiają mi się raczej rzadko. Książki wybieram rozważnie, a jeśli już zacznę czytać coś, co mi jednak nie podejdzie, porzucam lekturę bez wyrzutów i nawet o niej nie wspominam. Jeśli jednak zaczynam książkę, którą zachwycają się wszyscy wokół – zarówno blogerzy, jak i gazetowi recenzenci, a mnie ta książka kompletnie nie podchodzi, potrafię wytrwać do końca, żeby przekonać się, czy faktycznie czegoś świetnego nie przegapiam. Tak było z „Tygrysimi Wzgórzami”, debiutancką powieścią Sarity Mandanny, za którą Penguin India zapłacił rekordową zaliczkę. Książka zebrała znakomite recenzje zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i u nas, i z rzadka tylko trafiał się recenzent, który zachwytu nie podziela. Przyznam, że przeczytałam te recenzje z niemałym zdziwienie, bo choćbym nie wiem jak się starała, nie mogę zrozumieć, co takiego jest w tej książce.
„Tygrysie Wzgórza” to indyjska saga, której akcja toczy się od końcówki dziewiętnastego prawie do połowy dwudziestego wieku. Porównuje się ją do „Przeminęło z wiatrem” i do „Ptaków ciernistych krzewów” prawdopodobnie ze względu na rozmach i faktycznie bogate tło historyczne. O ile jednak barwne tło i epicki rozmach faktycznie stanowią o powodzeniu tej powieści, o tyle warstwa fabularna moim zdaniem jest mało udana.
W tej powieści klisza goni kliszę. Główna bohaterka, Devi, jest oczywiście wyjątkowo piękna, w dodatku jej przyjście na świat miało w sobie element magii. Zaplątana zostaje w miłosny trójkąt, w którym musi wybierać, jakże by inaczej, między umięśnionym osiłkiem a nieco nudnym mózgowcem. Dalsza część akcji jest także nieznośnie przewidywalna, zwłaszcza gdy zdamy sobie sprawę, że bohaterów spotyka zawsze najczarniejszy z możliwych scenariuszy. Ilość nieszczęść, które spadają na tych nieszczęśników jest tak wielka, że można by nimi obdarzyć bohaterów co najmniej kilkunastu powieści. W dodatku niektóre tragedie wiążą się z bardzo obrazowo przedstawionymi scenami, których lektura może okazać się ciężkim przeżyciem dla co bardziej wrażliwego czytelnika.
Nie da się jednak odmówić tej powieści pewnych walorów, które mogą przeważyć szalę na rzecz sięgnięcia po nią. Podstawowym atutem jest tło – magiczne, piękne i mało znane wzgórza Kodagu to dość tajemniczy region Indii, i choć autorka „Tygrysich Wzgórz” popełnia takie dialogi miłosne, że zęby same zgrzytają, to opisy przyrody i ludzi zamieszkujących tę okolicę wyjątkowo jej się udały. W dodatku przez swój rozmach opowieść obejmuje naprawdę spory kawałek czasu, umożliwiając pokazanie zmian zachodzących w tym fascynującym regionie. Tragiczny wpływ kolonializmu, porzucanie tradycji na rzecz blichtru i źle pojętej nowoczesności, pustka, która zostaje, gdy zagubi się gdzieś własną tożsamość – wszystko to jest całkiem zgrabnie i przejmująco ukazane na kartach „Tygrysich Wzgórz”.
Dlatego, pomimo iż książka nie podobała mi się, nie będę nikogo zniechęcać do lektury. Akcja toczy się wartko i potrafi momentami zaskoczyć, dialogi drewniane, ale za to tło bogate i tworzące całkiem ciekawy klimat. Zresztą ja mam lekkie uprzedzenie do książek, w których akcja potrafi przeskoczyć o kilka miesięcy albo i lat w przeciągu paru stron zaledwie. Źle mi się to czyta, brak mi czasu na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji, w której się znaleźli bohaterowie, bo gdy tylko coś się w ich życiu zmienia, mamy kolejny rozdział, opowiadający o czasach późniejszych. Na pewno można taki rodzaj narracji lubić – jest szybki, mało wymagający, dużo się dzieje. A jednak brak jakiejkolwiek głębi, psychologii, wątków pobocznych. Tak jakby autorka chciała jak najszybciej wyrzucić z siebie wszystkie te okropieństwa, które trzyma w zanadrzu dla swoich bohaterów. Podobnie napisany jest „Zapach cedru” i choć jest to książka dla wielu kultowa, ja nie mogłam do końca się w niej odnaleźć. Być może w tym leży sekret mojej antypatii dla „Tygrysich Wzgórz”.
Jeśli szukacie wciągającego czytadła z egzotycznym tłem, które w dodatku da wam to miłe poczucie, że dowiedzieliście się czegoś o nieznanym wcześniej kawałku świata, „Tygrysie Wzgórza” mogą być dobrym wyborem. Dla mnie to jednak dość przeciętna lektura bazująca na schematach i przepełniona kiczem.
Moja ocena: 3/6
No Comments